łowienie jabłek z wina

louis ścigał się z andersonem kto szybciej te nieszczęsne jabłka wyrwie ze szponów wina! a ten miał problem, bo anderson go w kółko rozśmieszał i nie szło mu to tak szybko jakby chciał - ej stary to nie jest sprawiedliwe! - pokazał mu język rozbawiony.

- nikt nie mówił, że gramy fair! - a właściwie nie było żadnych zasad, więc anderson uznawał, że wszystkie chwyty dozwolone. inna sprawa, że też był już w śmieszkowym nastroju i na pewno zdążył wypalić skręta przed przyjściem na tę imprezkę. - fuj, teraz już nie chcę łowić tych jabłek, bo oblizałeś połowę. - nachylił się znów nad jabłkami.

- no na pewno uważaj bo ci to przeszkadza - zaśmiał się i wcisnął mu łeb prosto do tego wiadra, w którym znajdowały się jabłka. niech ma, niech się napije wina. nie trzymał go jednak długo, bo nie minęła sekundka, to zaraz go puścił - masz za swoje, teraz za nie granie fair jesteś cały w winie - zaśmiał się ponownie. on już był lekko podchmielony, wypił na dzień dobry ze trzy piwa.

- nie będę lizał jabłek po tobie, to tak jakbyśmy się całowali. panienek też po tobie nie liżę. - tłumaczył mu, ale louis go nie słuchał skoro wcisnął mu łeb do wiadra i zaczął go topić w winie. znęcanie się! ale andersonowi się podobało, bo mógł się napić wina. chociaż wolał piwo albo wódeczkę. - teraz muszę znaleźć dziewczynę, która chce łowić jabłka ze mnie. - wymyślił i otarł trochę oczy i zaczesał mokre włosy do tyłu. skoro można pić tequila szoty z ciała, to równie dobrze można łowić jabłka z oblanego winem andersona xd zaraz na serio się położy i będzie zapraszał dziewczyny do zabawy.

- no ja tam wcale nie wiem czy panienek po mnie nie liżesz anderson! bo ostatnio i tak cię praktycznie nie ma w domu, to skąd mam wiedzieć czy nie spotykamy się z tymi samymi lasiami! - wytknął mu to popijając coś z kubeczka. był nieźle rozbawiony i świat wydawał mu się piękniejszy. - nikt nie będzie chciał łowić jabłek polizanych przeze mnie z ciebie... ogarnij się - popukał go w czoło rozbawiony i rozejrzał się po sali. widział parę dziewczyn, które mógł wyrwać. - właśnie, z kim ty się tak ostatnio potajemnie spotykasz, co? - zagadnął go.

- gdybyśmy spotykali się z tymi samymi lasiami to nie wychodzilibyśmy o tych samych porach z domu. chociaż musimy ustalić jakieś zasady w razie gdyby przytrafiła nam się lady gaga-3-way situation. - stwierdził. oczywiście odnosił się do piosenki lonely island i the golden rule, to znaczy it's not gay when it's in a 3-way xd ostatnio anderson i louis też wysyłali sobie buziaczki, więc tego. szipuję ich bromance xd - czyli powinni łowić ze mnie jabłka polizane przeze mnie, a z ciebie jabłka polizane przez ciebie? - na serio to rozkminiał. tak jak wspominałam, zdążył już co nieco zapalić. - z nikim potajemnie się nie spotykam. - a na pewno nie z jego siostrą xd rozejrzał się również. - ze wszystkimi spotykam się otwarcie, po prostu zamykam drzwi od pokoju i zakładam skarpetę na klamkę, ale to dlatego, że musimy wydzielić zdrowe granice w naszym mieszkaniu. - dodał.

ich bromance jest najlepszy xd louis zawsze będzie go kochał miłością szczerą i prawdziwą braterską i jedyną. nawet jeżeli by się zakochał w tiffany to i tak anderson byłby na pierwszym miejscu w jego życiu. taka już jego natura i jego zasady. - to też prawda, ale nigdy nie wiadomo co ci tam w głowie świta! - poklepał go po ramieniu roześmiany. mogli przecież spotykać się z tymi samymi laskami, ale o tym nigdy się nie dowiedzieć, bo lasia była sprytniejsza od nich samych. - tak, dokładnie. masz najzupełniejszą rację andersonie. moje jabłka będą moje, twoje twoje i wszystko będzie jak w tej całej zasadzie zen. czy jak to tam - rozłożył bezradnie ręce. - no wiesz co... mnie nie powiesz! staaaary! bo ja ci mogę powiedzieć, że ostatnio znowu się spotkałem z tiffany - rozejrzał się za dziewczyną.

awww. nie wiem czy mam się cieszyć w imieniu andersona czy obrażać w imieniu tiffy xd anderson oczywiście odwzajemniał jego uczucia. na pewno spotykali się z lasiami sprytniejszymi od nich... no, a przynajmniej sprytniejszymi od andersona, louis jednak ciągle wydaje mi się w miarę rozsądną osobą w tym towarzystwie.
- bardzo dobrze. cokolwiek innego byłoby wbrew naturze. - pokiwał głową i napił się piwka, które też cały czas miał w ręce. - żadna sensacja, też byłem na tym lunchu. - odpowiedział niewzruszony, ale widział, że louis jest przejęty tą wiadomością, więc postanowił kontynuować temat. - czyli co, coś się między wami dzieje? to oficjalne? - musiał wiedzieć skoro jakaś dziewczyna zaprzątała myśli louisa. jak wiadomo wolał, żeby louis myślał tylko o nim xd

ciesz się w imieniu ich obojga, bo oboje będzie darzył wielkim uczuciem! znając życie, mogli spotykać się z jedną i tą samą lasia, tylko o tym nie wiedzieli. bo lasia była sprytniejsza i chciała zobaczyć z którym lepiej jest dopasowana w łóżku xd louis rozsądny. to dobrze, że ktoś ma za rozsądnego. - nie wiem czy coś się między nami dzieje. nie wiem w ogóle co się dzieje między mną a tiffany ale coś jest ewidentnie na rzeczy stary. wczoraj ją odprowadzałem do domu. jedynym mankamentem jest to, że to moja kumpela i nie chcę psuć relacji między nami jakimiś randkami... poza tym, wiem, że jake się nią interesował a nie chcę od niego wpierdolu - taaa, jake żywił do niej jakieś uczucia, ale za to louis nie mógł rozkminić tego co jest między nimi. - nie jest to oficjalne, prosze cię - wywrócił oczami. anderson zawsze będzie w jego myślach xd i sercu! na zawsze ;x bez względu na wszystko.

dobrze, cieszę się xd louis ma w sobie dużo pokładów miłości i rozdzieli je między moje postacie. ciekawe czy anderson i louis by się na siebie wkurzyli gdyby spali z tą samą lasią czy jednak przybiliby sobie piąteczki, że oboje wyrwali taką dobrą sztukę? obstawiam raczej to drugie, o ile oczywiście żaden z ich nie żywiłby do niej żadnych uczuć, ale na to raczej się nie zapowiadało, bo gdyby ktoś coś czuł to poinformowałby od razu tego drugiego. peggy ma go za rozsądnego xd ta impreza zmieni jej postrzeganie przyjaciela. zobaczy jego prawdziwą twarz xd
- po pierwsze, powiedzmy sobie szczerze, że jake nie byłby w stanie dać ci wpierdolu. - zaczął od najważniejszego. - a po drugie, to on na pewno zrozumie jeśli tiffany woli ciebie. jakoś nie widzimy, żeby spotykała się z jake'm, nie? będziesz musiał zmężnieć i pogadać z jake'm o tym, że z nią sypiasz. - bo zrozumiał, że louis odprowadził tiffy i wylądował w jej pokoju. skąd miał wiedzieć, że nawet się nie całowali, a louis już rozkminiał co się dzieje.

louis i anderson byliby dumni, że wyrwali taką lasię i przybijali by sobie piąteczki, no proszę cię! jedyną świętością dla louisa było w sumie rodzeństwo, czyli on nie tykał jego siostry a on się nie brał za jego siostry. czy kuzynki. skąd miał wiedzieć, że już było na to za późno? i że anderson zdążył tknąć jego siostrę, którą miał ochraniać jak tylko się da? jakby tylko się dowiedział, to byłoby mu mega przykro... biedny louis. - nie sypiam z nią i nawet jej nie pocałowałem na do widzenia! anderson! weź się do cholery - klepnął go w ramię. - najbardziej to się boję tego jej braciszka. słyszałem, że to jakiś kretyn jest - nie lubił patricka. bał się go! anderson musi go przed nim obronić.

anderson miał dużo sióstr i kuzynek, więc louis miał ograniczone możliwości w st. albans xd a co do jego dawnego romansu z jo... cóż, coś, co wtedy zaczęło się jako dobra zabawa, zamieniło się potem w coś poważniejszego, do czego anderson jednak nieładnie nie był przygotowany. na pewno też nie był dumny z siebie z tego jak skończyła się jego relacja z jo, tym bardziej, że też była jego kumpelą, no i nie chciałby, żeby louis łamał serce jego siostrze tak jak on to zrobił jej itp.
- to o czym my tu w ogóle gadamy? - rozłożył ręce. powiedział to z pewnym zawodem. myślał, że w życiu louisa działo się coś ciekawego, a on rozkminiał coś co nawet się nie wydarzyło! - za dużo myślisz, człowieku. boisz się jake'a, boisz się jej brata, boisz się ją pocałować. równie dobrze może się okazać, że ona nawet cię nie chce! - aż go popukał w czoło, bo anderson żył zgodnie z zasadą "carpe diem", a nie "i overthink therefore i am". już widzę jak louis i anderson wspólnie stawiają czoło patrickowi xd

louisowi życia by nie starczyło gdyby miał się umawiać ze wszystkimi jego siostrami, kuzynkami, całą rodziną. wolał umawiać się albo z przypadkowymi dziewczynami z jego roku, albo z andersonem. jak tylko się dowie, jak potraktował jego siostrę, to skończy się ich cudowny bromance! i tyle z tego będzie. louis się na niego obrazi na całe życie. - weź się hurd - pokazał mu język. - dobra, może faktycznie wcale mnie nie chce i wyobrażam sobie zbyt wiele, ale przynajmniej mam jakąś wyobraźnię! - dźgnął go palcem w żebra. a co do walki anderson, louis i patrick! to by było dopiero coś. dwie fajtłapy kontra konkretny facet. tylko najpierw louis by musiał zostać nakryty na niecnych rzeczach z tiffy a do tego jeszcze dojdzie ale w dalekiej przyszłości xd

jeżeli ich bromance przez to się skończy, to znaczy, ze louis nigdy go tak naprawdę nie kochał xd anderson może i nie był fajtłapą, ale był przeciw przemocy, więc raczej na wiele by się louisowi tam nie przydał.
- no dobra, ale po co sobie wyobrażać i nie działać? - szturchnął go. - to co, zrobisz coś? - zamachał brewkami i zaczął szukać wzrokiem tiffany, która jednak zajęta była rozmawianiem z księdzem xd

on go zawsze kocha! będzie cierpiał ale jego miłość nigdy się nie skończy. - dobra dobra, stary. idziemy pić czy nie? skończmy gadać o dziewczynach! - poklepał go po ramieniu i poszli razem chlać, next please, zacznij!

Nagle do środka wpadły granaty błyskowe i coś huknęło. Pojawił się dym i kilkanaście głosów krzyczało ‘na ziemię!’, ‘masz prawo zachować milczenie’, ‘jesteś aresztowany’ itp. Policja w st. Albans funkcjonowała jednak nieźle bo dostali info o nielegalnej imprezie, którą postanowili rozgonić. Były piski, kajdanki, pałki i inne. Część osób zwiała, a część została aresztowana, a byli to: jo, vicky, marty, nico, faye, maud, theo, jake, andersn, tiffany, ben, peggy, marcus, gigi, andy, archie. Zostali przewiezieni do komisariatu gdzie odsiedzą swoje, lub nie ;x tak się skończyła wielka impreza, ups?