internet&tacos

First topic message reminder :

haha! no dobra. załóżmy, że samantha nie dbała o linię i lubila meksykańskie zarcie. to było najbliżej ich szkoły, by dzieciaki mogły tuczyć swoje dupy tortillami i oglądać w przerwach pornole na redtubie! przepuścił samanthę przodem i zajęli jakiś przyjemny stolik w głębi sali.
- chyba powinienem się przedstawić, skoro zacyznamy od nowa. - próbował żartować i jakoś ja rozweselić!

- raczej nie. - pokręciła główką, chociaż matka chciała by przyszła od razu do domu i się pochwaliła jak jej poszło. ojciec właśnie wyjechał do jakiejś portugalii, francji czy innej litwy i czuła się samotnie w ich wielkim penthousie, który wygrali na loterii. - okej! rozumiem. - zaśmiała się pod nosem. - nie zobaczę się z nim aż nie przyjedzie po kasę w następny weekend. nie ten, tylko jeszcze następny. - wzruszyła ramionami, bo raczej rzadko się z nim widywała. tym bardziej teraz, jak się obraził na nią za ten kosz!

ja jednak spadam, bo jakoś energetyka mnie cholernie pociaga dzisiejszego dnia ;* to Hunter pewnie ją podwiózł potem do domu i przeruchał na tylnym siedzeniu auta.

nie, ona nie rucha się w jakiś maluchach! to dzisiaj było bez ruchańska xd

był po szkole, a że nie umiał gotować, to musiał sobie jakoś radzić. przyszedł sobie na tacos, które teraz już jadł ze smakiem i wyczajał jakieś fajne laski, które przechodziły na ulicy. albo siedziały tutaj.

kiedy elliott gapił się na dupy lasek elwood zjadał mu resztki z talerza. niestety całą kasę oddał zoe, więc sam żerował na przyjaciółach. - mógłbyś się ogolić - przesunął paluchem po jego zarośniętym policzku, bo wyglądał jakoś tak żulowato dzisiejszego wieczora, który nadchodził wielkimi krokami, bo przez okno elwood przyglądał się zachodzącemu słońcu. myślami był jednak przy zoe, która lada dzień ma rodzić. - moja córka będzie majowa....

zamówił jakąś wielką porcję, więc nie robiło mu czy elwood podjada, bo i tak sam by tego wszystkiego pewnie nie jadł. - mógłbyś mnie nie macać - uniósł w górę brew i zaraz podrapał się po policzku. popił sobie piwem, bo taki z niego alkoholik był. a jak nie sprzedawali piwa, to sobie sam wniósł. - fajnie - pokiwał głową, bo jakoś nie bardzo go to interesowało. był zły na niego, że nie ma już czasu dla swoich kumpli, a nawet jeśli już siedzi z nimi, to cały czas odpływa, albo gada o dziecku.

- czemu nie? - zdziwił się myśląc, że elliott ma jakąś okropną chorobę skóry i teraz się tym zarazi! a później swoje maleńkie dziecko, którym będzie niedługo miał się opiekować. - jesteś kretynem, howes. - warknał na niego, bo w ogóle się nie cieszył na tą córeczkę. przynajmniej nie tak bardzo jak on sam. a przecież każdy nie miał się móc doczekać aż ją ujrzą! - hollywood przestał tak się czepiać mojej córeczki. jeszcze nie wymyśleliśmy imienia... - pożalił mu się. pewnie niedługo będzie gadał tylko o pieluchach i dydkach xd

- bo to dziwnie wygląda? - odpowiedział pytaniem na jego pytanie. elwood przez tą całą sprawę z dzieckiem robił się sam coraz dziwniejszy. rzeczywiście powinien pójść na jakieś dziwki, czy coś. - ty też - mruknął. zaraz wsadził sobie ostatnią porcję tacos i oparł się o oparcie krzesła. - to na co czekacie? będziecie wymyślać jak już się urodzi? - zmarszczył czoło. wymyślenie imienia, to raczej nie za trudna sprawa. przynajmniej według niego.

- no... zobaczę ją i wtedy będę wiedział jak powinna się nazywać - pewnie faktycznie nazwie ją taleska na cześć talesa... ach, mózg geniusza czasami był naprawdę bardzo uciążliwy. - moja mama mowi, że mam ją poprosić o rękę, ale zoe mnie nie chce... ej, co mam zrobić? - zapytał go poważnie opierając łokcie o stolik. elliott nie był takim idiotą jak kenny i od czasu do czasu mógł z nim poważnie pogadać.

- skoro tak twierdzisz - wzruszył ramionami. co mu było do tego. nawet nie cieszył się z tego, że będzie miał dziecko, a chyba powinien, skoro się przyjaźnią. - skoro cię nie chce, to czemu ty ją chcesz? - zrobił duże oczy, bo zaskoczył go z tymi zaręczynami tym i że w ogóle to rozważa. też był głupi, ale przy kennym pewnie jeszcze bardziej. miał na niego zły wpływ.

oja... przypadkowo wcisnęłam ci minusik ;c
- nie wiem... w końcu to dziecko, co nie? mogłoby mieć normalną rodzinę - taką jak on miał. nawet jeśli jego nie była szczególnie normalna. biedactwo. - nie wiem. nieważne. musimy kiedyś skoczyć do londynu na panienki - oczy mu się zaświeciły. pewnie cała trójka korzystała z usług jade czy jamie, nie odróżniam ich xd

ale jesteś ;c
- a potem byś wziął ślub, zamieszkał z nią i siedział całymi dniami w domu, niańcząc dziecko - on sobie tego nie wyobrażał. i tak trudno mu było uwierzyć w to, że elwood będzie miał dziecko, a co dopiero jeszcze narzeczoną. - wreszcie nie gadasz jak potłuczony - wyszczerzył się. to chyba jamie, bo ona chyba jest prostytutką? chociaż jade też pewnie nie raz przelecieli

- nie wiem. chyba tak - wzruszył ramionami. w głębi duszy przecież był bardzo rodzinny i kochany. roześmiał się. to jamie xd - nie gadam jak potłuczony nigdy. po prostu dziecko to dosyć ważna sprawa w moim życiu. przecież nie chciałem tego. no ale stało się... - zmierzwił swoje włosy. pogadali i poszedł, bo przeszła mi wenka na niego ;c;c;c;c jak asha znaleźli to jednak siedział dalej xd

jamie jest taka droga, że pewnie zbierali przez pół roku kasę na jeden numerek z nią. mniejsza o prostytutki, a nawet o ciąże i zaręczyny, bo kenny wpadł do knajpy wyraźnie zdenerwowany. od razu odnalazł elwooda i elliotta i przyszedł szybkim krokiem do ich stolika. wiedział, że tu będą, bo się już wcześniej umawiali, a kenny nie mogł przyjść przez swoje prace społeczne. ale teraz przynajmniej doskonale wiedział, gdzie ich szukać!
- kurwa, znaleźli asha martwego! - zawołał na całą knajpę.

elliott dostał pewnie jakiejś depresji i uciekł. a ja idę też, więc pa.

to się upalili na cześć asha xd

kenny poszedł pewnie dalej rozgłaszać wszystkim naokoło tę wiadomość albo szukać dowodów, że to wina grace i specjalnie go naćpała, skoro zniknęła tego samego dnia, podejrzane! teraz kenny bał się o swoje życie. nieważne. poszedł.