baza dla najlepszych ziomeczków

przyjechali do niego oglądać ten film, bo w końcu jej to obiecał. po drodze kupili coś do picia, jedzenia. uciekli do jego pokoju, bo w domu był ten idiota leoś, on i tak nie ogarnia swojego życia. jakby mu na środku pokoju się zaczęli ruchać to i tak by nie ogarnął. położyli się na jego łóżku wygodnie - to co? zaczynamy seans? - podjarała się jak mała dziewczynka.

w tym domu raczej nikt niczego nie ogarniał, więc nie wiem czego nina oczekiwała...
- nawet nie wybrałem jeszcze filmu! - zaśmiał się i puścił jakiegoś spider-mana na chybił trafił. szybko wgramolił się na łóżko, żeby ułożyć się ładnie z niną. oczywiście od razu wyciągnął bletki i zaczął skręcać jointa. nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. - ma pani ochotę na przekąskę? - podsunął jej blanta pod nos.

zamrugała kilka razy, przeciągnęła się niczym kot na tym łóżku, takie było wygodne - pewnie, że mam... - matt skręcił im jointa. od razu wszystko wydało się jej bardziej kolorowe kiedy tylko się pozaciągali parę razy na zmianę. miała ochotę nawet go całować, tulić, film wydał się jej być bardzo zabawny nagle - matt, mówiłam ci jak bardzo cię kocham? chyba mówiłam, przed sekundą, ale tego nigdy za wiele - przytuliła się do jego klaty.

ninę na pewno wzięło bardziej niż jego, bo matt już chodził codziennie zjarany i nikt nie wiedział, jaka jest różnica. to dlatego śmiał się teraz z dziewczyny, której zachowanie było o wiele ciekawsze i zabawniejsze od filmu, który widział tysiące razy.
- miłości nigdy za wiele! - przytaknął jej. - ale czekaj, powiedzialaś do mnie matt? przecież ja jestem cody. - odsunął się obrażony, wkręcając jej. to był jego ulubiony żart.

ona ich rozróżniała bardzo dobrze, znała obu tak samo, wiedziała że wkręcanie mają na porządku dziennym. usiadła sobie na łóżku wyprostowana, gapiąc się na niego. wzdychała teatralnie - kochanie, robiłeś ten numer już tysiąc razy, powoli robisz się nudny. mam doskonały sposób na rozróżnienie was, ty ciągle łazisz zjarany. twój brat nie ma tutaj pieprzyka. o tutaj nie ma - dźgnęła go w obojczyk - dlaczego ja was tak dobrze znam, jezu - pacnęła się w głowę.

ja ich tam nie rozróżniam i nigdy się nie nauczę...
teraz to on westchnął teatralnie, zawiedziony, że nie udało mu się wkręcić niny. teraz ten żart już nie wydawał się aż tak zabawny jak przed chwilą.
- mogłaś chociaż udawać. żeby mi było miło. - zmarszczył czoło i skrzyżował ręce na piersi. - petera parkera nikt nie rozpoznaje jak biega w stroju spider-mana, a ty wiesz, który to ja, a który cody. nie fair! - stwierdził.

- bo ja o was wiem dosłownie wszystko! ja jestem super szpiegiem, poza tym jestem dziewczyną i mam dobre oko. nauczyłam się też że kiedy kłamiesz tak śmiesznie ruszasz nosem... poza tym zawsze patrzę na wasze znaki szczególne. oj no już, nie obrażaj się na mnie - przyciągnęła go do siebie bliżej, żeby móc go do siebie przytulić. dokładniej to do swoich cycków go przytuliła, wiedziała co lubią faceci.

- wiedziałem, że masz supermoce! - stwierdził zaraz. przytulił się do jej cycków i było mu tak dobrze, że zasnął. pewnie jeszcze jej do tych cycków chrapał.

jaki masz ryjek?
siedział w piżamie, bo cały dzień nie wychodził z domu i się nie przebierał i wpieprzał wszystko, co znalazł w lodówce, bo miał ogromne gastro.

diana moldovan mi się spodobała bardzo ;x
a leo przyszedł zjarany od jakiś kumpli i miał mega mega gastro! otworzył lodówkę z nadzieją że znajdzie tam coś super, ale zamiast tego nie zastał tam nic! - przez was umrę z głodu!!!!!!!!!!!!! - wrzasnął na całą chatę bo wiedział, że to robota bliźniaków, albo jednego z nich!

kojarzę ją skądś... 
wszyscy w tym domu zjarani i mający gastro... pewnie w całym mieszkaniu unosił się dym i od samego wchodzenia do środka można było się zjarać oparami. 
- to coś upiecz, ty tu jesteś od pieczenia! - odkrzyknął, zapychając się serem feta, którym obsmarował sobie palce, bo już nic innego nie zostało. leo był od pieczenia, matt był od gotowania (wegetariańskich dań), dobrze im się tu żyło! chyba że mieli gastro i pustą lodówkę.

tylko skąd ;o
uniósł ręce ku niebiosom prawie płacząc przez ten wielki głód - żeby móc coś upiec trzeba mieć produkty! a tu nic nie ma! - strzelił drzwiami lodówki wkurzony. zaraz w szybkich połączeniach wybrał numer do pizzeri i zamówił dwie hawajskie! a potem klapnął obok matta - daaaaj trochę - wskazał na ten ser feta, który zżerał.

zagadka xd
- a to moja wina? ty jesteś od pieczenia, więc też od kupowania produktów. - wyliczył mu jego obowiązki od razu, bo chyba sam nie wiedział, jakie one są. ucieszył się, że leo zamówił pizzę, chociaż na pewno będzie na niej szynka, a to nie usatysfakcjonuje matta. wredny leo, specjalnie tak zrobił. - nie oszukasz mnie, wiem, że zaraz będziesz miał pizzę. - odpowiedział szybko, wpychając sobie jak najwięcej sera do ust, żeby leo mu nie podkradł.

weź ;c
oczywiście, że zrobił to specjalnie żeby matt mu nie zeżarł ani kawałeczka. chciał zjeść te dwie pizze, a potem umrzeć z przejedzenia opatulony własną kołdrą. idealna śmierć dla leo! - ja piekę, ty kupujesz - objaśnił mu machając przy tym nerwowo rękoma i chciał mu wyrwać ten ser, ale matt wypchał nim sobie mordkę - ale z ciebie cham! - wskazał na niego, a potem wyłączył mu telewizor żeby nic nie oglądał. oczywiście zrobił to na złość, bo zaraz sam stanął na środku i zaczął sie gibać do niesłyszalnej muzyki.

wredny leo! powinien rzeczywiście umrzeć za coś takiego. a matt mu nie ulży w cierpieniach i nie zje ani kawałeczka, żeby go uratować od przejedzenia.
- ja gotuję... cody kupuje! - pstryknął palcami, bo własnie wymyślił super zasadę, która powinna dzialać w ich domu. zresztą wiadomo, że zawsze najlepiej zwalic obowiązki na trzeciego, jeżeli się obmawia je we dwóch. - cooooodyy!!! - zawołał w przestrzeń, bo cody'ego nie było w domu, ale matt tego nie zauważył. chciał się zdenerwować na leo za wyłączenie telewizora, ale zamiast cokolwiek zawołać, tylko opluł sobie spodnie fetą. kiedy współlokator zaczął tańczyć bez muzyki, matt roześmiał się głośno i aż odchylił na kanapie. - ale jesteś zjarany! - zawołał wesoło.

to będzie idealna śmierć i nie przewiduję dla niego innej, bo przecież żadna laseczka nie będzie chciała ukatrupić takiego słodziaka jakim był leoś!
- coooooody!!! - zawołał wraz z mattem, oboje nie ogarniali, że go nie było - pewnie znowu się upił i śpi jak zabity, oby tylko nie zaślinił się tak jak ostatnio, fuuuuuuuuuj - pewnie po ostatniej wspólnej imprezie cody się zaślinił na łóżku niebotycznie, a matt i leo zamiast go obudzić i doprowadzić do stanu używalności to robili sobie ze śpiącym cody'm słodkie foteczki he he he - oczywiście, że tak. jestem zjarany na maxa - zaczął gibać bioderkami tak jak ten dzieciaczek w reklamie pampers, nie wiem czy ogarniasz ale powinnaś.

dlaczego jakaś laseczka miałaby go ukatrupiać? nie wiem jak przeszłyśmy od przejedzenia pizzą do planów kobiecych mordów.
- albo znowu siedzi z tąąą, jak jej tam... magdalene, madeline. - rytmicznie walił się w policzki dłońmi, próbując sobie przypomnieć jak ma na imię nowa duperka bliźniaka, co powinien ogarniać, skoro na pewno posiadali jeden umysł. to by się zgadzało, każdy z nich miałby pół umysłu. a może się podzielili na trzech, jeszcze z leo, z którym byli trojaczkami z różnych matek. - jesteś bardziej zjarany niż ja! - rechotał i klaskał na te występy, bo wszystko było przecież tak bardzo zabawne.

nie wiem może dlatego, ze w gruncie rzeczy leo to niezły chujek? ;x
pstrykał palcami próbując przypomnieć sobie imię tej duperki, za którą latał teraz cody - o widzisz, spałem ostatnio z taką madeline - zarechotał wesoło nie kojarząc że chodzi o tą samą duperkę xd - i w ogóle cody się tam barykaduje z nią bo się nas wstydzi - zaraz zaczął walić do drzwi jego pokoju, ale nikt nie otwierał, bo tam nikogo nie było! - zawsze jestem bardziej zjarany niż ty - wytknął mu to, a potem zaczął tańczyć gangnam style.

taki słodziak?!
- może ja też powinienem się przespać z jakąś madeline, wtedy wszyscy byśmy mieli jakąś na koncie i na koniec podsumowalibyśmy, która była najlepsza. - wymyślił, bo wydawało mu się to genialnym pomysłem. będzie musiał poszukać jakiejś madeline. pewnie tej samej, co pozostała dwójka hehe. - cooooody! to nie czas na ruchanie! - zawołał do drzwi, też w nie waląc, ale nie było żadnej reakcji. - powinniśmy je wyważyć jak w filmach! - powiedział szeptem, nachylając się do leo i chichocząc ze swojego planu. na pewno jako dzieciak uczył się karate, to umiał teraz walnąć z kopa w drzwi, tylko czy umiałby je wyważyć? - za to ja jestem zawsze zjarany. - podrapał się po policzku, rozkminiając całą sytuację. na gangnam style prychnął. - koleś, jesteś przeterminowany. - mruknął niezadowolony z występu.

on był takim typem słodziaka jak pippa xd
- powinieneś takiej poszukać - klasnął w dłonie - potem zrobimy ranking i zdecydujemy która jest najlepsza - pokiwał głową. szkoda tylko że ocenialiby tą samą! - to świetny pomysł! - stwierdził na myśl o wyważeniu drzwi - coooody, otwieraj albo wyważamy drzwi! - zagroził raz jeszcze, ale że nikt nie otworzył to wbiegł z rozpędu w drzwi. zamiast jednak walnąć w nie ramieniem to walnął w nie głową, odbił się od nich i wylądował na ziemi - ałaaaaaaaaaa, bede miał guza - pomacał się po głowie - tatooooooo! - zaczął wołać - tatoooooooooo! - bo chciał do taty he he, jego matka chyba ich zostawiła, bo nie chciała żyć z przygłupami.

najlepszy! po co komu stuprocentowe słodziaki!
- tak będziemy robi! - przybił mu piąteczkę. ale zaraz zdychał na podłodze - przynieś mi coś zimnego, nie chce mieć jutro guza na pół czoła! - piszczał trzymając się za owe czoło. kiedy matt go przytulił położył łepek na jego ramieniu i szlochał beznadziejnie - pomasuj mnie po głowieeeee - mruknął pomiędzy jękiem i szlochem, bo teraz go bolało i ciało i dusza. uzupełniali się! leo nie miał matki, oni ojca. więc leo im ojcował pewnie, a oni mu matkowali, he he.

po to, żeby istniał dżud! 
- nie mam nic zimnego! - rozejrzał się naokoło przerażony, bo nic nie mógł znaleźć. w końcu w lodówce też nic nie mieli... - musisz wsadzić głowę do lodówki! - wymyślił zaraz, bo to wydawało się najsensowniejszym rozwiązaniem. - zaraz, wszystko po kolei... - zachował zimną krew i wiedział wszystko co i jak muszą robić, dlatego podniósł leo jak strażak (hehe, miał coś po ojcu) i chciał go zanieść do kuchni, ale akurat ktoś dzwonił do drzwi, więc je otworzył z leonardem w ramionach, a w progu ujrzeli dostawcę pizzy, który bardzo się zdziwił. pewnie pani caplan wzięła ślub z panem mayhew i dlatego byli trojaczkami, hehe.

dżud to ewenement!
już się cieszył, że włoży łeb do lodówki i matt będzie bo w tym wspierał. zaraz jednak usłyszał dzwonek do drzwi i zaczął marudzić - przez to, ze chcesz otwierać drzwi nieznajomym będę miał guza! - oskarżał go i kwękał, ale kiedy zobaczył że to pan z pizzą zeskoczył z jego rączek (dostawca i tak zdążył pomyśleć, że są gejami!) i chwycił pudełka - pizza!!! - zaczał się cieszyć i zapomniał o guzie, a potem siadł na kanapie i zaczął pałaszować zostawiając matta z panem od pizzy i niezapłaconym rachunkiem. on był zajęty jedzeniem.