fly spot

próbował tutaj się wbić i ogarniał instruktora.

archie spacerowal po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegos ciekawego i z butelka wodki w reku. - witaj moj ulubiony kolego - zasmial sie i objal liama ramieniem.

zanim się obejrzał, archie już go obejmował - ooo mój ulubiony kolega, cześć archie - przywitał się z nim ładnie - widzę, że dobrze się bawisz - wskazał na butelkę wódki w jego ręce.

- wysmienicie - zasmial sie i pomachal mu butelka przed nosem. - rozdawali je wszystkim, jednak o nas dbaja - upil lyka i zaraz podal butelke liamowi. slyszal jak chloe krzyczala, ze to prezent od jacka wiec na pewno mu pozniej podziekuje. dopiero sie zdziwi xd

wziął też łyka z butelki - jak to rozdawali je wszystkim? ja niczego nie dostałem. to bez sensu - mruknął niezadowolony - ale dobrze, że się tutaj przypałętałeś, przynajmniej posmakuję wódki - zaśmiał się - tylko teraz nie będę już latał bo sie porzygam - zaśmiał się.

- byles w niewlasciwym miejscu o niewlasciwym czasie - podsumowal. - ale nic sie nie martw, podziele sie z toba - laskawy archie! spojrzal w strone kabiny, w ktorej ktos sie swietnie bawil. - jesli tak ci na tym zalezy to moge ci zalatwic skok ze spadochronu - zasmial sie.

- to prawda, mogłem od razu trzymać się z tobą, lepiej bym na tym wyszedł. o dziękuję łaskawy panie holtzmanie - zaśmiał się i popijali sobie teraz wódkę. zaciągnął go na jakąś ławkę do siedzenia czy coś takiego - naprawdę byłbyś w stanie załatwić mi taką zabawę? okej, wchodzę w to - zaśmiał się.

- na mnie zawsze mozesz liczyc - powiedzial nieskromnie i zasmial sie. usiadl sie wygodnie na lawce i obserwowal ludzi krecacych sie obok. - oczywiscie, ze tak. nie ma rzeczy ktorej nie bylbym w stanie zalatwic - napil sie. nie sklamal bo takie rzeczy byly dla niego blahostska. gdyby sie postaral to mogliby isc nawet teraz. co nie bylo najlepszym pomyslem po alkoholu. no i archie nie mial zamiaru omijac imprezy.

archie jak widać lubił chyba rozpieszczać liama, co było dość ciekawe, bo zachowywał się tak jakby był jego sponsorem i spełniał jego wszystkie zachcianki. dosłownie wszystkie. liam gdyby chciał, zażądałby od niego wielkiego domu z basenem a ten by mu go kupił bo chciałby go zadowolić. uśmiechnął się tlyko do chłopaka - okej, w takim razie następnym razem umawiamy się na skok ze spadochronem - puścił do niego oczko i napił się również z butelki - jakie masz dzisiaj plany? - zapytał go na ucho.

archie lubil rozpieszczac ludzi. tym bardziej gdy ich lubil tak bardzo jak liama. nie wiem czy na kolejny wielki dom z basenem by go bylo stac, ale gdyby mial nieograniczona ilosc forsy to moze i by mu kupil. niech sie chlopak cieszy! - to jestesmy umowieni - przytaknal. - moj plan na dzisiaj to swietna zabawa - mial zamiar wykorzystac impreze na narobienie czasu z ludzmi, z ktorymi dawno sie nie wiedzial.

czyli jednak był jego sponsorem. liam miał go na pstryknięcie palcami, skoro mógł powiedzieć cokolwiek a ten spełniał jego prośby xd słodko. uśmiechnął się szeroko na jego informacje - okej, w takim razie musimy bawić się razem bo to też jest i mój plan - przyznał mu się roześmiany - dobra ta wódka - zauważył.

thomas mial byc sugar daddy a wychodzi ze archiemu lepiej idzie xd
- jak sobie zyczysz - spojrzal szybko na telefon, ale vicky nadal go olewala wiec bedzie mial wiecej czasu dla liama. szczesciarz! - masz dzisiaj apetyt - zasmial sie.

jak widać xd
- a co ty tam takiego ciekawego patrzysz, co? co tam masz w tym telefonie? - zapytał zainteresowany, ale potem się do niego uśmiechnął - mam na różne rzeczy apetyt archie. ale wódka też jest spoko - puścił do niego oczko.

- jestem bardzo rozchwytywany, kazdy by mnie chcial dla siebie - powiedzial z rozbawieniem i wsadzil telefon do kieszeni spodni. - tak? na jakie jeszcze? - zainteresowal sie, usmiechajac sie do niego.

chciałam napisać że na jakieś gotowanie czy coś, ale liam to nie quinn i nie bawi się w kotka i myszkę ze swoimi kochankami - na przykład na ciebie mam ochotę, mogę mieć? czy nie bardzo? czy to jednak nie wypada dzisiaj? - zapytał robiąc minę taką samą jak na gifku swoim.

dobrze ze tak nie powiedzial bo archie nie gotowal i nie za bardzo mialby pewnie ochote na to. przynajmniej na pewno nie w tej chwili. - na mnie? - zaczal sie zastanawiac. - mozesz miec. nie wypada, ale to nigdy mnie nie przed niczym nie powstrzymalo - wyszczerzyl sie.

tylko quinn bawiła się w głupie pytania i odpowiedzi z rorym. liam był bardziej bezpośrednim człowiekiem, jeżeli coś mu się podobało, to po prostu to brał - właśnie. chrzanić to co nie wypada a co wypada. dzisiaj jest impreza i trzeba się dobrze bawić - przyciągnął go do siebie i pocałował po prostu, nie zważając na to, że ktoś może na to patrzeć, oj.

archie z pewnoscia ta bezposredniosc w nim docenial. rowniez sie nie przejal tym, ze byli w miejscu publicznym, ale zaraz pociagnal go w jakies spokojniejsze miejsce na szybki numerek.

a jack znalazł archiego w dość krępującej sytuacji. bez słuchania wymówek po prostu podszedł do niego i walnął go prosto w szczękę. dłoń go zabolała bo raczej się nie bił nigdy i zaczął nią machać i prostować.

zdecydowanie nie spodziewal sie ze zaraz dostanie w ryj. szybko podniosl spodnie i zaczal macac sie po twarzy. dopiero po chwili rozpoznal kto przed nim stal. - oszalales?! - warknal na niego.

pewnie pomyślał, że to z powodu liama, ale wcale tak nie było! to było z powodu jego pracy, dumy, godności i pozycji - jak mogłeś mi to zrobić!? - olał kwestie ruchanka, chodziło mu o akcję z alkoholem. nie pomyślał, że archie mógł to opacznie zrozumieć.

ze wsgledu na sytuacje w jakiej jack go znalazl rzeczywiscie myslal ze byl zly o to co przed chwila robil. - co ci zrobilem niby?! - spojrzal na niego pytajaco. w ogole nie kumal o co mu chodzilo. pomyslal ze jest zazdrosny ale skoro nie chcial sam mu dawac to musial szukac tego gdzie indziej.

jack był tak rozsierdzony że nie wiedział jak bardzo dziwnie mogło to wyglądać! - jak to co!? - zaczął machać nerwowo rękoma - to! - pokazał mu zdjęcie od chloe - rozpętałeś chaos, jak mogłeś mi to zrobić! - podkreślił słowo 'mi'.

spojrzal na zdjecie i od razu pozalowal, ze wzial ta wodke od chloe i valentino. - nie mialem z tym nic wspolnego! to ten twoj kolorowy kolega i laska z meksyku tu to wniesli! - pokazal palcem na ekran jego telefonu. - chyba na serio nie myslisz, ze bym ci do zrobil? - zapytal z niedowierzaniem.