zbiórka dla potrzebujących

ted oczywiście stał i dzwonił dzwoneczkiem zachęcając do dawania datków na szczytny cel.

beau bylo glupio przejsc obok i nie wlozyc nic do wiaderka. nie chciala zeby sobie pomyslal, ze zaluje biednym ludziom. - czesc - usmiechnela sie. - duzo juz uzbierales? - wyciagnela z torebki portfel zeby poszukac drobnych.

hehe czuła presję przez to, że go znała.
- cześć! - rozpromienił się na jej widok. - popatrzmy... - zajrzał do wiaderka gdzie leżały głównie jakieś drobniaki. - akcja dopiero się rozpoczęła, mamy czas na świąt. - powiedział wymijająco pozostając w dobrym humorze. musiał odkupić swoje winy i poprawić karmę xd

tak xd
zerknela do jego wiaderka kiedy liczyl uzbierana kase i dalej grzebala w porfelu. zastanawiala sie ile powinna dac zeby nie wyjsc na skapca. nie potrzebnie to pytala o to ile uzbieral! wtedy by nie wiedzial ile dala. - to milo, ze pomagasz w dobrym celu - usmiechnela sie i wrzucila piatke do wiaderka. wiecej jej bylo szkoda xd

policzył i teraz będzie wiedział ile beau dała i zapamięta sobie do konca życia. na tej podstawie będzie oceniał dziewczyny, żeby zmniejszyć ilość swoich potencjalnych kandydatek xd
- ty też pomagasz, dziękujemy - posłał jej szeroki uśmiech i zadzwonił dzwoneczkiem w podzięce za datek. - jak podoba ci się na twoim pierwszym jarmarku w st. albans? - spytał. on już wpadł w świąteczny nastrój.

haha tak jakby ted mogl sobie na to pozwolic xd
zasmiala sie niezrecznie kiedy zadzwonil dwonkiem. przyciagal uwage innych, a ona nie koniecznie lubila byc w centrum uwagi. - jest calkiem uroczy. maja tu dobra goraca czekolade - pokazala mu kubeczek, ktory trzymala w dloni.

mniejsza ilość kandydatek = mniejsza ilość rozczarowań. będzie sobie wmawiał, że sam o tym zadecydował!
i tak nikt nie zwracał na nich uwagi. ludzie odwracali wzrok udając, że ich nie widzą, bo nie chcieli nawiązać przypadkiem kontaktu wzrokowego i poczuć się zobowiązani do wrzucenia datku. jak ona xd
- mają też dobre ciasta - zasmiał się wspominając ich ostatnie deserowe szaleństwa.

gorzej jak zadna z dziewczyn, ktore dostana sie na liste jego wybranek nie bedzie go chciala. forever alone!
dal sie w kopac xd nastepnym razem wezmie z nich przyklad i bedzie udawac, ze nie zauwazyla go jesli ja zaczepi. mogla tez go zagadac wystarczajaco by nie zauwazyl, ze nic nie dala, ale bycie rozmownym to nie byla jej mocna strona. - w takim razie koniecznie musze posmakowac - zasmiala sie.

oczywiście, że nie będzie xd taki jego los!
- szczególnie polecam ciasto marchewkowe z tamtej budki koło reniferów - pokazywał jej ręką co gdzie jak. sprzedawał tipy jakby był stałym bywalcem xd - wracasz na święta do domu? - popatrzył na nią zmieniając temat.

ups!
- uwielbiam ciasto marchewkowe - przyznala i odwrocila sie by spojrzec na budke, ktora wskazywal. im wiecej warzyw w deserze tym lepiej xd najchetniej by jadla same marchewki, ale od czasu do czasu mozna sobie pozwolic na cos niezdrowego. nie chciala byc dziwolagiem, ktory nigdy nie je slodyczy. - nie, to beda moje pierwsze swieta poza domem - powrocila do niego wzrokiem.

- to na pewno będzie ci smakować - zapewniał ją i zacieszał, bo już widział, że mają tyle wspólnego, no i że dał jej super radę, więc teraz będzie mu wdzięczna i będzie jej się dobrze kojarzyć i zawsze jak będzie jadła ciasto marchewkowe to będzie myślała o nim. takie miał sposoby na podryw. - o. i masz jakieś plany? to znaczy... idziesz do kogoś? - chciał się upewnić, ze nie będzie sama!

ted sobie troche za duzo wyobrazal. nakrecal sie, a potem wychodzilo jak wychodzilo! beau byla zdystansowana i nie angazowala sie przesadnie w znajomosci. szczegolnie te nowe. wiec niestety pewnie ted bedzie ostatnia osoba, o ktorej bedzie myslala jedzac ciasto marchewkowe. nie miala czasu na bujanie w oblokach! - nie, pewnie bede sie uczyc tak jak w kazdy wieczor - wzruszyla ramionami. troche bylo jej smutno z tego powodu, ale nie miala wystarczajaco znajomych. zreszta nie chciala sie wpraszac!

teddy nie znał jej myśli, więc będzie wierzył w co chce. potem będzie rzucał jakimiś wewnętrznymi żarcikami albo będzie jej podarowywał ciasto marchewkowe, a ona nie będzie kumała o co chodzi xd
- uczyć się? o nie, nie, nie. na to nie mogę pozwolić. - pokręcił szybko głową. - święta to wyjątkowy czas, nie mozesz go spędzić tak jak codziennie. jeśli chcesz, możesz dołączyć do mojej rodziny na święta. - zaproponował. pewnie u nich i tak będzie niezręczny chaos, bo nie wiem jak cavendishowie i mayhewowie planowali święta. to będzie odwrotność spokojnych radosnych świąt xd

nie zeby sie nie cieszyla z prezentow, ale bedzie to dla niej dziwne xd bedzie sie stresowac, ze musi mu cos dac wzamian! skonczy sie na tym, ze zacznie go unikac xd
zdziwila sie kiedy zaprosil ja by spedzila swieta z jego rodzina. - nie chce sie narzucac - pokrecila glowa. - na pewno zrobie jakas swiateczna kolecje wiec to nie bedzie dzien jak co dzien - zapewniala go. sama mysl, ze musialaby siedziec z jakimis obcymi ludzmi strasznie ja stresowala.

typowo! będzie myślał, ze po prostu go olała jak każda!
- nie narzucałabyś się, naprawdę. bardzo byśmy się cieszyli mając gościa - zapewnił ją, chociaż mówił tylko w swoim imieniu skoro to miały być pierwsze święta odkąd ich rodzina się rozbiła i nie mieli jeszcze ogarniętej logistyki całego wieczoru. najwyżej ted będzie ciągał beau po dwóch różnych domach. też ciekawe, zobaczy jak różni ludzie obchodzą święta. - zastanów się nad tym - mówił poważnie. ktoś do nich podszedł i wrzucił pieniążka, więc ted znowu zadzwonił dzwoneczkiem i dziękował.

- zastanowie sie - obiecala mu, ale nie miala zamiaru zmieniac zdania. wykorzystala okazje, ze sie rozproszyl wiec powiedziala, ze musi juz isc i uciekla.

hollywoodowie jako jedna z najbardziej wpływowych rodzin w st. albans musieli się wspólnie pokazać na jarmarku i dać się sfotografować do miejskiego biuletynu. było jednak między nimi jeszcze więcej spięć niż zwykle, bo rafe czuł, że ojciec jeszcze bardziej się zdystansował od niego odkąd pobił edena. znowu wychodził na najgorszego syna :c włóczył się gdzieś z tyłu (zajadając się jabłkiem w czekoladzie i będąc total słodziakiem świątecznym of kors!) podczas gdy tatusiek wrzucał pieniążki do puszki przed fotografem.

eden za to szedł dumnie i prężnie obok ojca i też uściskał dłonie, wrzucał pieniądze, głaskał dzieci xd hollywoodowie jak królewska rodzina w st. albans! bo eden pewnie jeszcze bardziej zbliżył się do ojca po tym całym zajściu i chociaż to on powinien byc chujkiem, to na chujka wyszedł młodszy braciszek! odwrócił się i spojrzał na rafe'ego z rozczarowaniem - ogarnij się, masz czekoladę na policzku - wskazał. musieli wyjść nieskazitelnie na zdjęciach!

rafe zawsze wychodził na rozczarowanie w oczach ojca, bo ojciec własnie tak chciał go postrzegać.
- a ty zaraz będziesz miał moją pięść na swoim policzku - pogroził mu, bo nie miał ochoty na udawanie szczęśliwej rodzinki. jabłko w czekoladzie i ładne światełka było jedynym co go pocieszało.

pewnie uznał, ze młodszy syn to wpadka jakaś i nie podobało mu się na kogo wyrósł. za to eden był dokładnie tym kim chciał żeby był stary hollywood!
- już ją miałem, nie pamiętasz? - przypomniał mu bezczelnie ze śmiechem o ich ostatnim zajściu. już traktował to niepoważnie i jako żarcik! poza tym wiedział, że przy ojcu jest bezpieczny.

rafe osiągał mnóstwo sukcesów, a ojciec i tak miał to w dupie, bo dostawał kiepskie oceny i nie poszedł ścieżką wytyczoną przez ojca i pozostałych przodków (oprócz kenny'ego). 
- pamiętam, że mi się podobało, więc chętnie sobie jeszcze przypomnę - burknął, korzystając z okazji, że ojciec był zajęty i nie podsłuchiwał ich wymiany zdań. ciekawe co na to mamusia. była posłuszną żoną i trzymała stronę męża niestety.

dokładnie tak było! pewnie nawet bardziej jacka doceniał od własnego syna, ups!
- jak zrobisz to tutaj to tatuś wyślę cię na drugą stronę anglii na studia i nie będziesz mógł sie widywać ze swoją przyjaciółeczką rosie więc uważaj - zagroził mu, a potem podszedł do jakiś śpiewających ludzi i nawet na chwilę się włączył w śpiewanie udając ze bardzo się przejmuje tym co robią. pewnie ojciec poklepał go z aprobatą po plecach.

a tak. ale wciąż widzę szansę na znalezienie porozumienia między jackiem a rafe'm. powinni się spotkać w gay clubie xd
- nigdzie mnie nie wyśle, bo beze mnie uniwersytet przegra wszystkie zawody pływackie, a on nie przeżyłby upokorzenia - stwierdził. chociaż to nie była prawda, było kilku dobrych zawodników w drużynie i rafe wcale nie był tak wyjątkowy, ale chciał, żeby rodzina właśnie tak go postrzegała. prychnął widząc podlizywanie się edena. udał, że chce do nich podejść i dołączyć, ale popchnął "przypadkiem" kogoś na nich i przechodzień wylał grzane wino prosto na płaszcz edena. ups!

powinni się spotkać i jack będzie się go radził xd
- jakby kiedykolwiek się przejmował twoimi sukcesami - zamachał od niechcenia ręką. edena nie interesował sport więc uważał, że to co robi rafe jest niepotrzebne i można zlikwidować. liczyła się siła umyslu! miał pewnie jasny płaszcz więc to grzane wino wyglądało fatalnie na nim - kurwa - burknął pod nosem i zmierzył brata niezadowolonym wzrokiem - wiesz ile to kosztowało?! - warknął podchodząc do niego, ale ciągle zachowywał pozory - nie wypłacisz się! - bo już wiedział, że bedzie żądać rekompensaty.