bar

na pewno mieli all inclusive, wiec ashley przyszla tu na darmowe drinki.

jake za to przyszedł się dopić, bo pił od rana z chłopakami z ekipy. korzystał z tego, że było dużo alkoholu a mało pilnowania przez mary i thomasa. od razu zauważył ash i do niej podszedł - witam witam. znowu się spotykamy - pocałował ją w policzek na przywitanie.

mieli szczescie, bo mary i thomas byli najgorsza para, ktora mogli tu wyslac do pilnowania haha
- czesc! - powiedziala radosnie i przytulila go nawet na powitanie. rowniez miala za soba kilka mocnych drinkow. - i jak wrazenia? - zapytala.

- tu jest zajebiście. jeszcze nie byłem w wielu miejscach, ale mi się tutaj totalnie podoba. gdybym mógł, zostałbym tu już na zawsze. tylu inspirujących ludzi, tyle rzeczy się tutaj dzieje a no i alko mają za darmo - poprosił barmana o drinka i usiadł obok niej - a jak się bawisz? - zapytał patrząc na nią.

- ja tez swietnie sie bawie. potrzebowalam takiego oderwania sie od rzeczywistosci - rozmarzyla sie i oparla sie o oparcie krzesla. - cos mi sie wydaje, ze nie bede chciala wracac. moze powinnismy tu zostac - rozesmiala sie. dopila swojego drinka i poprosila o nowego, tym razem innego. musiala wszystkie posmakowac.

- to zostańmy tutaj razem - nachylił się nad nią jakby to była jakaś największa tajemnica tego wyjazdu. zaraz jednak musiał się od niej odczepić, bo chciał spróbować drinka - moja szalona ekipa już się rozpełzła po kątach, ale co ciekawe większość poszła na imprezę - podzielił się z nią wrażeniami - swoją droga, wracając do zostania tutaj, ja wyobrażam sobie nas w wielkiej hacjendzie wypełnioną alkoholem, obrazami i rzeźbami - toczył durną wizję.

- podoba mi sie ten pomysl - oblizala usta po tym jak popila drinka. - i nie poszedles z nimi? - ona w planach na pewno miala imprezy poza hotelem. dzisiaj bardziej na spokojnie zeby sie rozkrecic i rozpoznac okolice. - byloby cudownie. w dzien pracowalibysmy nad swoimi projektami, a wieczorem drinkowali na plazy - westchnela. podobala jej sie taka wizja zyciowa.

- widzisz, ja mam same dobre pomysły ash - zaśmiał się i objął ją ramieniem - nie poszedłem, bo oni spotykali się ze znajomymi i mieli inne już plany na wieczór, więc przyszedłem tutaj i wcale nie żałuję - nie żałował, bo spędzał czas z ashley - prawda? pomyśl tylko. malowalibyśmy obrazy, sprzedawalibyśmy je na lokalnych aukcjach. wieczna laba, przyjemności, dużo wina i pysznego jedzenia. żyć, nie umierać moja droga! - szedł dalej z tymi idiotycznymi wizjami.

- nigdy w to nie watpilam - zasmiala sie z nim. - ja rowniez nie zaluje, ze tak wyszlo - klepnela go w kolano. coraz fajniej jej sie spedzalo z nim czas. nigdy by sie nie spodziewala tego, ze tak dobrze sie dogadaja. - byloby cudownie - zamruczala, po czym polozyla glowe na jego ramieniu. - no ale dosyc tych marzen, bo bedzie mi jeszcze trudniej stad wyjechac - powiedziala z rozbawieniem. podniosla sie i chwycila swoja szklanke. - za udana wycieczke - stuknela sie z nim.

trick polegał na tym, że jake i i ashley tak bardzo do siebie nie pasowali a dogadywali się lepiej niż którakolwiek para. i lubili ze sobą spędzać czas. pomiział ją po ramieniu - ja tam bym zrobił dosłownie wszystko żeby tutaj zostać i zrealizować nasze plany ash. chociaż wydają się one totalnie absurdalne i są mega odległe, to czemu nie! - niby gadał od rzeczy, ale chętnie by to wszystko spełnił dla niej - za udaną wycieczkę - napił się ze swojej szklanki.

przeciwienstwa sie przyciagaja! chociaz moze wcale nie byli az tak rozni jak mysleli. laczyla ich milosc do sztuki hehe. - moze pewnego dnia sie tutaj razem znajdziemy - ona tez z checia by wszystko rzucila dla tekiego zycia, ale to niestety nie bylo takie latwe. a moze bylo.. mary i thomas i tak by sie nie skapneli, ze znikneli. napila sie swojego drinka. - wiesz co, powinnismy sie gdzies teraz wybrac! pic przy barze mozemy w przed powrotem do domu - stwierdzila.

- dobra, to gdzie chcesz iść? na plażę? - zapytał. skoro chciała gdzieś iść, to musiała teraz zaproponować jakieś miejsce. łączyło ich całkiem sporo, nawet mieli wspólnych znajomych o czym nie wiedzieli sami zainteresowani. zeskoczył z krzesła - zapraszam - podał jej rękę - chodźmy moja droga panno ashley - pocałował ją w rękę. był szarmancki po wódzie xd

-plaza brzmi wspaniale - rozesmiala sie, po czym chwycila jego dlon i zeskoczyla na ziemie. wow, jaki gentleman xd i ruszyli na plaze. kupili po drodze jakis alkohol. mozemy nimi dalej jak chcesz albo next.

tiffy spędziła dzisiaj cały dzień na plaży, ale zapomniała się smarować kremem z filtrem co kilka godzin, więc spaliła się i była cała czerwona. siedziała właśnie w barze, wyciągnęła kostki lodu ze swojego drinka i przykładała je do swoich czerwonych ramion.

maud zapewne spędzała czas pół na pół z benem a trochę ze swoją paczką bo wiadomo, kolegów przecież nie zostawi. teraz przyszła tutaj, żeby się napić i trochę odpocząć. zauważyła z daleka tiffy i się do niej przysiadła - cześć buraczku - przywitała się z uśmiechem na ustach i spojrzała na jej czerwone ramiona - aleś się spaliła - westchnęła i poprosiła kelnerkę o jakiegoś drinka.

tiffy było widać z daleka, świeciła niczym czerwone światło w sygnalizacji drogowej xd
- czeeść. naprawdę? nie zauważyłam - odpowiedziała i przejechała kostkami niżej na ramionku, wydając z siebie dźwięki rozkoszy. - oficjalnie koniec plaży dla tej pani. - wskazała na siebie.

- biedulko, będziesz musiała teraz siedzieć w hotelu - westchnęła i oparła głowę na jednej ręce i się jej przyglądała - jak tam w ogóle twoja wycieczka, co? zwiedziłaś coś ciekawego? - zapytała odbierając drineczka, chłodnego i pysznego który miał mnóstwo alkoholu tak jak lubiła.

- nieeee, jeszcze jest tyle do zrobienia! - jęknęła, bo wcale nie chciała siedzieć w hotelu i patrzeć tęsknie przez okno jak wszyscy inni się dobrze bawią. - muszę tylko pożyczyć od kogoś bluzkę z długim rękawem i... och, jaka szkoda, że nie wzięłam mojego kombinezonu-piżamy w żabę! - teraz by jej się przydał. pakowała się na różne ewentualności, ale tego się nie spodziewała. - taak, mnóstwo chodziliśmy z louisem. ale pewnie dobrze wiesz jak to jest, bo też wszędzie chodzisz z benkiem. - zaśmiała się. jako że maud była jedyną jej przyjaciółką w związku, to mogła jako jedyna zrozumieć jak tiffy szalała na punkcie spędzania czasu z louisem.

- mogę ci pożyczyć jak chcesz, mam trochę ciuchów z dłuższym rękawem, żebyś nie musiała się męczyć! - zaproponowała. ona ich nie potrzebowała, bo nosiła raczej sukienki na ramiączkach albo bluzki bez rękawów i krótkie spodenki albo spódniczki. miała mnóstwo ciuchów odsłaniających ciało, musiała się podobać chłopakom, chociaż miała chłopaka. przynajmniej oficjalnie - taak, to prawda, wszędzie razem chodzimy - uśmiechnęła się do niej. sama nie wiedziała jak to jest, była pod wpływem różnych emocji, miłości i nie tylko. zapewne trochę też wariowała, bo nie brała żadnych leków od czasu przyjazdu - szkoda, że już niedługo będziemy musiały stąd wyjechać - westchnęła. podobało się jej tutaj! i byli ładni chłopcy. spojrzała na telefon, bo jej zawibrował. ben pewnie się do niej dobijał.

- oooo dziękuję dziękuję! - tiffy wzięła może jedną taką bluzkę, ale jakąś brzydką wygodną do samolotu, więc nie chciała spędzić reszty wyjazdu tak się prezentując. i tak wyglądała dość komicznie, ciekawe jak louis zareaguje, że jego dziewczyna przemieniła się w indiankę. - to prawda. szkoda. aaale... ja tam lubię st. albans. poza tym za dużo słońca mnie wykończy. - stwierdziła i zawachlowała na siebie kapeluszem, żeby znowu poczuć chwilową ulgę. mówiąc o słońcu zapomniała, że to już się stało xd miała na myśli tak ogólnie, że gorący klimat to nie dla niej. wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!

- nie ma sprawy. biedna jesteś tiffy - napiła się drineczka i schowała telefon do kieszeni, bo nie chciało się jej odpowiadać nikomu ani gdzie jest ani co robi. matka dzwoniła do niej już z tysiące razy ale maud ją również ignorowała. lubiła czasem ignorować niewygodne sytuacje najwyraźniej - tylko, żeby nie schodziła ci skóra, masz jakiś kremik schładzający? - zapytała poprawiając luźnego koka - wolisz siedzieć z braćmi w domu i gapić się na padający deszcz rozumiem? - uśmiechnęła się do niej.

skoro maud i tiffy trzymały się razem bardziej bo miały chłopaków, to na pewno jo i leila trzymały się bardziej bo ich nie miały i nie musiały jednego dnia siedzieć z nimi, a drugiego nie. obstawiam, że tiffy jeszcze nie gadała z jo, dlatego ta nieświadomie wchodząc tu z leilą od razu zagadała do nich i pewnie objęła tiffy ramieniem nie zwracając uwagi na to, że była poszkodowana - w końcu jesteście! - zaśmiała się - co pijemy? - spojrzała na kartę z drinkami - ten wygląda smakowicie i chemicznie - wskazała na jakiegoś niebieskiego drinka.

leila w ogole nie byla swiadoma niczego, wiec cieszyla sie, ze w koncu maja okazje posiedziec wszystkie razem. - czesc dziewczyny! - zawolala wesolo, po czym usiadla obok nich. - ja polecam tequile sunrise - powiedziala. - albo najlepiej wezmy od razu kilka, zeby co chwile nie chodzic do baru! - zasmiala sie i spojrzala w karte by wybrac czego jeszcze moga sie napic.

- a tak, to akurat spakowałam. - była jednak przygotowana na różne ewentualności. nie zdążyła za to opowiedzieć co tak bardzo lubi w st. albans i że wcale nie jest to siedzenie w domu, ale wtedy pojawiły się ich przyjaciółki. no, a przynajmniej jedna xd normalnie ucieszyłaby się, że będą siedzieć wszystkie razem, ale w ostatnich dniach trochę unikała jo (a dopiero co się pogodziły!). zadanie ułatwiał fakt, że mogła spędzać całe dnie z louisem, a z jo spędzać czas tylko w większych grupach. - zwariowałaś?! - zbulwersowała się kiedy jo ją dotknęła, bo bardzo ją to zapiekło. zabrała jej rękę. jej ton wskazywał na to, że wkurzyła się znacznie bardziej niż powinna, ale jak wiadomo była już drażliwa w towarzystwie jo. - to wy się bawcie, a ja właśnie idę do pokoju, żeby wziąć lodowaty prysznic. - dopiła szybko swojego drinka, którego duża ilość wskazywała na to, że wcale nie chciała tak szybko stąd uciekać.