by william roosevelt Wto Mar 03, 2015 8:54 pm
jezu to u mnie dzisiaj było słońce, zaraz potem zawierucha ze śniegiem, potem deszcz i znów słońce i tak do 12 chyba ;x dramatycznie! bałam się, że jak wyjdę z pracy to będzie jebać śniegiem, ale na szczęście nie. jak się nauczę robić zdjęcia z przyczajki to ci pokażę polskiego sorensena ;x mam nadzieję, że jutro też poprawi mi humor. ale to nie ma znaczenia, że nie chciała z nim.... on by chciał. w sensie nawet żeby tak sobie obok niego spała tylko.... bo william nie ewoluuje, nie jest pokemonem. - to racja. - pokiwał głową bo daniel to rzeczywiście traktował dom jak hotel trochę. no ale co zrobić! upił łyk whisky i oparł się tyłkiem o blat gdzieś obok niej, ale nie tak, że się do niej przykleił czy coś ;x nie był jakimś niedopieszczonym dzieckiem. - no wiesz... - wzruszył ramionami. - lubię siedzieć sam w domu. wcale mi to nie przeszkadza, więc daniel ze swoim milionem zajęć jest najlepszym współlokatorem jakiego mogłem sobie wymarzyć. - stwierdził. nie, żeby chciał jej dać teraz do zrozumienia, że nie chce jej w mieszkaniu, bo cóż... nie wyrzuci nikogo na wycieraczkę... ;x na pewno nie przyjaciółkę daniela, bo jakiegoś żula to by wyrzucił na pewno. nie jest psycholem, który przygarnia każdego pod swój dach.