|6| &

tradycyjnie najpierw cię we wszystko wprowadzę. bridget to licealistka, która udaje studentkę, żeby wkręcać się na imprezy, a marylin jest jej psiapsiółką od podwórka i jej w tym wszystkim pomaga. bree na przykład udaje studentkę weterynarii, bo mary opowiada jej specjalnie o zajęciach i wykładowcach. dzisiaj wieczorem jest impreza u masona, więc dziewczyny uznały, że to doskonały pomysł, żeby zacząć się na nią szykować już kilka godzin wcześniej. w ogóle zrobiły sobie cały dzień piękności i teraz siedziały z maseczkami na twarzach, a zaraz miały sobie robić paznokcie. bridget właśnie przerzucała ciuchy w szafie starszej koleżanki.
- to nie, to nie, to nie... - mówiła szybko, równie szybko przeglądając zawartość szafy.

bridget kojarzę bo elsę kiedyś zaatakowała xd także ten, ogarniam temat trochę.
w każdym bądź razie marylin pewnie nie wybierała się na tą imprezę bo obawiała się, że znów tam kogoś staranuje czy coś podobnego, aczkolwiek chętnie pomoże się na tą imprezę wkręcić przyjaciółce, która tak strasznie chciała być trochę starsza. ale chętnie skorzystała z dnia piękności i na pewno teraz śmiała się, że przez te maseczki wyglądają jak kosmitki.
- weź tą! przymierz! - powiedziała kiedy bree po raz kolejny powiedziała nie, a mary zdawało się, że jednak powinna chociaż zobaczyć jak w niej wygląda.

hahah, rzeczywiście! "zaatakowała" to dobre słowo!
bridget na pewno namawiała marylin, żeby poszła z nią, bo razem zawsze raźniej i fajniej, szczególnie, że piper się ostatnio obraziła na bree i nie wiadomo, czy chciała z nią iść na tę imprezę. a poza tym co się stanie, jeżeli bree będzie musiała za dużo opowiadać o studiach? wtedy przynajmniej mary by ją wyratowała...
- a może tą? - wyciągnęła jakąś sukienkę, ale niestety była to sukienka współlokatorki marylin. a to pech! jeśli chodzi o maseczki, bridget na pewno zrobiła im milion zdjęć, które od razu znalazły się na instagramie z dziką ilością hasztagów.

marylin na pewno nie była jakoś wybitnie asertywna, więc bree jeszcze trochę jej pomędzi, że musi z nią iść na tą imprezę i w razie opresji ją ratować i larsen na pewno się na to zgodzi... jakie będzie miała inne wyjście? eh... ciężkie jest jej życie xd
- to nie jest moje... - wzruszyła ramionami. pewnie była o wiele bardziej seksowna niż sukienki mary... chociaż ta też na pewno miała całkiem ładne sukienki na imprezy! lubiła się czasem wystroić w wysokie obcasy i krótką sukienkę podkreślającą jej nieziemski tyłek, więc bridget na pewno miała w czym wybierać... chociaż pewnie większe pole do popisu miałaby w szafie elsy...

one to w ogóle wyglądają jak bliźniaczki... rzeczywiście ciężkie życie! ale marylin raczej nie miałaby czego żałować, bo pewnie to będzie wielka impreza, o której jest głośno od miesiąca i nikt nie chciałby jej przegapić, a już na pewno nie bree.
- ee... to brzydkie. - zaśmiała się i odwiesiła wieszak z powrotem do szafy. nie zakumplowała się z elsą najwyraźniej na tyle, żeby móc pożyczać ciuchy z jej szafy. pewnie bridget miała gdzieś u siebie tę nieziemską sukienkę, którą wtedy kupiła, ale już ją raz założyła, to nie mogła teraz znowu przyjść w tym samym. co by sobie ludzie pomyśleli?! tak jakby ktoś zwracał uwagę na to, jak ona się ubiera. albo w ogóle na nią. - nie mam w co się ubrać, teraz już na pewno nigdy nie rozkocham w sobie alphonse'a, hasztag drama! - zawołała i padła na łóżko, oczywiście twarzą do góry, bo inaczej wybrudziłaby pościel maseczką.

pewnie nie miałaby czego żałować, ale jej się po prostu nie chciało dzisiaj ruszać tyłka z pokoju. czasami bywała taka leniwa! chociaż zazwyczaj miała w sobie aż nadmiar energii, który stanowczo trudno było opanować.
zaśmiała się i pokręciła głową. - poszukaj, na pewno coś znajdziesz... ale mówię ci, spróbuj tą. - wskazała na jakąś sukienkę, którą ta już odrzuciła. - albo czekaj! mam coś super! - pokiwała głową z uśmiechem i ruszyła do torby, której jeszcze pewnie nawet nie zdążyła rozpakować i tam zawsze lądowały nowe rzeczy albo te zaraz po praniu kiedy nie chciało jej się ich składać do szafy. - ta. - powiedziała wyciągając przed siebie rękę z jakąś fajną sukienką. no z elsą to chyba przyjaciółkami nie zostały, ale widziały się raz no to cóż... - na pewno go oczarujesz samym swoim przyjściem. - wywróciła oczami. - kto nie zwróciłby uwagi na tak seksowną dziewczynę jak ty! - dodała.

bridget zawsze miała w sobie ten nadmiar energii, który trudno było opanować, nie wiedziała co to znaczy leniwy dzień! a już na pewno nie leniwy wieczór, kiedy w tym małym miasteczku, parę ulic od jej domu, miała się rozgrywać impreza roku.
od razu się podniosła, kiedy marylin przypomniała sobie o innej sukience.
- aaaale ty nawet jeszcze ani razu jej nie założyłaś. - zauważyła, łapiąc za metkę. - ty powinnaś ją ubrać. - uparła się. znowu jakieś dramaty z sukienkami jak z elsą. xd roześmiała się na jej słowa. - mówisz tak, bo jesteśmy do siebie podobne. - stwierdziła z wielkim rozbawieniem i dźgnęła ją w policzek. zaraz spojrzała na swój umaziany maseczką palec. - chyba czas się zmyć. - zachichotała i zaraz była już w łazience.

to przy niej chyba nawet mary była spokojniejsza.... czasami miała leniwe dni, i nic jej się nie chciało a już na pewno nie iść na imprezę.
- no i co z tego? ubiorę ją innym razem, chyba mi jej nie weźmiesz na zawsze. - roześmiała się. - po za tym mówiłam ci, że nie chce mi się iść, a ty na pewno będziesz wyglądała w niej świetnie! - dodała z radosnym uśmiechem. najwyraźniej bree lubi takie sukienkowe dramaty xd co zrobić... poszła zaraz za nią do łazienki i zmyła swoją kosmiczną maseczkę z twarzy. - i jak to niby miało nam pomóc w zostaniu najlepszymi laskami w mieście? ja tam nie widzę żadnej różnicy... - westchnęła przeglądając się w lustrze.

spoko, bridget przy minnie i tak by wyszła na spokojniejszą...
- po pierwsze, idziesz! po drugie, ubierasz tę sukienkę! - zarządziła. - po trzecie, gdybym ja ją ubrała, to pewnie bym na nią wylała wino i nigdy byś mi tego nie wybaczyła. - dodała. to już wymyślała, ale wolała nie ryzykować. no i naprawdę chciała, żeby mary jej towarzyszyła! - maaaruda! - roześmiała się, kiedy patrzyły na siebie w lustrze. bridget wyciągnęła telefon i pstryknęła im jeszcze selfie w lustrze, po czym go schowała i pociągnęła marylin za rękę z powrotem do pokoju. - chodź zrobić paznokcie, od razu poczujesz się piękniejsza! - zawołała radośnie.

a kto przy minnie nie wydawałby się spokojniejszy..........
- no to co.... przecież nic takiego by się nie stało... - wywróciła oczami. wcale nie chciała słuchać o tym, ze idzie na imprezę, bo coś jej się wydawało, że będzie podpierać ściany, a jakoś ją to nie bawiło. nie była też w nastroju do picia. smuteczki. - wcale nie marudzę. - oburzyła się. przecież ona nigdy nie marudzi! skąd to w ogóle przyszło bridget do głowy! - boże i robisz jeszcze zdjęcia kiedy wyglądam jak potwór. przypomnij mi, dlaczego się przyjaźnimy? - roześmiała się kręcąc głową. bo oczywistym było to, ze się przyjaźnią, bo się przyjaźnią i już! - mam tylko nadzieję, że nie pomalujesz mi pół palca, jak to zrobiłaś ostatnim razem... - westchnęła, bo wtedy to się pewnie wygłupiały.

potrząsnęła głową.
- znajdę jakąś sukienkę u siebie. nie jest ze mną tak źle, żebym zupełnie nic nie miała. - stwierdziła w końcu. może chciała pożyczyć sukienkę od studentki, żeby poczuć się doroślej? w swoich sukienkach chodziła swego czasu na licealne potańcówki. a z tamtym życiem chciała już skończyć! - marudzisz cały czas! już mi się nie chce tego negatywnego podejścia słuchać. dzisiaj będzie najlepsza impreza na świecie, tak czy nie? - spojrzała na mary wyczekująco, chociaż sama sobie mogła na to odpowiedzieć. - bo mnie uwielbiaaasz. - odpowiedziała melodyjnym głosem. mary miała szczęście, że na zdjęciu bree też nie prezentowała się zbyt wyjściowo i nie zamierzała go publikować. - chciałam wyznaczyć nowe trendy. nie moja wina, że się nie przyjęło. - wzruszyła ramionami beztrosko i zabrała się za wybieranie lakieru.

- możesz jeszcze raz przeszukać moją szafę... i radzę tą torbę, bo do niej nie zaglądałaś, a tam może być ukryty jakiś skarb. - pokiwała głową, bo wcześniej zapomniała jej wspomieć, że od jakiegoś czasu lubi tam kolekcjonować swoje ubrania, bo nie chce jej się chować tego do szafy. - wcale nie marudzę, to tobie się wydaje, że ja marudzę, bo ty się nakręciłaś na tą całą imprezę jakby to było wydarzenie roku. - westchnęła. a dla marylin to była kolejna impreza, jedna z wielu, którą potem trzeba ciężko odchorowywać następnego dnia z kacem. - no te nowe trendy trochę bardzo się nie przyjęły, więc dzisiaj z tym nie kombinuj. - zaśmiała się i podrzuciła jej jakiś ładny lakier. - ten. - powiedziała i wystawiła rękę, żeby bree zajęła się malowaniem jej paznokci.

- jeżeli mam ubrać coś od ciebie, to musisz ze mną pójść. - takie podyktowała jej warunki. było to bez sensu, bo nie wiem, czy mary aż tak bardzo zależało na tym, żeby bridget poszła w jej ciuchach na imprezę, żeby aż jej towarzyszyć. - bo zawsze ty się nakręcasz na wszystko, a teraz mi mówisz, że wolisz siedzieć w domu i... i co robić? oglądać koty w internecie? - nie rozumiała tego. naprawdę miała ochotę się dzisiaj wyszaleć i nie rozumiała, czemu mary tego nie podziela. dla bridget to całe studenckie imprezowanie wciąż było czymś nowym i ekscytującym, więc wiadomo, że podchodziła do tego inaczej niż starsza przyjaciółka. - dobra, dobra, dzisiaj ci nudno pomaluję równo wszystkie paznokcie. - zaśmiała się i odkręciła buteleczkę, żeby zabrać się za paznokcie mary.

- stawiasz twarde warunki... - roześmiała się, bo bardzo ją to rozbawiło. rzeczywiście nie zależało jej aż tak, żeby wciskać na siłę bree w coś ze swojej szafy. - no na przykład... a jak nie koty to szczeniaki, które zasypiają z pyszczkami w miskach. - wzruszyła ramionami. - naprawdę nie mam dzisiaj ochoty na żadne balowanie, bridget... już mi się to powoli nudzi... ileż można pić i udawać, że fajnie się bawi, jak ja w sumie wcale tak fajnie się nie bawię, plus nie umiem wyrywać facetów tylko staję się ich kumpelą od tego, żeby wypić kolejny kieliszek, kiedy ich kumpel pójdzie się lizać pod ścianę z jakąś łatwą panienką. - zmarszczyła nosek. pewnie kiedyś liczyła na to, że na imprezie pozna swoją wielką miłość, a tu się okazało, że to wcale nie jest takie proste! dlatego powoli jej się to nudziło i potrzebowała przerwy. - i bardzo dobrze. - uśmiechnęła się.

- a jak! - zawtórowała jej śmiechem, bo sama wiedziała jak niedorzecznie to zabrzmiało. - okej, ja cię do niczego nie zmuszam, marylin. - wzruszyła ramionami. - ale jesteś teraz studentką, a studenckie lata to właśnie czas, żeby się wyszaleć na wszystkich imprezach i wspominać to po latach! - upierała się przy swoim. ona miała właśnie taką wizję studiów. pewnie dlatego specjalnie chciała sobie te studia przyspieszyć i wydłużyć. - poza tym nie wierzę w to, że nie umiesz wyrywać facetów. ja niby lepsza? zresztą jakbyś ubrała tamtą sukienkę i zrobiłabym ci taki ładny makijaż, to od razu wszyscy by mdleli na twój widok! - zapewniła ją. już się podjarała tym, że pomaluje mary. nie zamierzała przyjąć "nie" jako odpowiedź!

- przecież nie powiedziałam, że kompletnie chce zrezygnować z chodzenia na imprezy... po prostu jakoś nie sądzę, żeby ta miała zmienić coś w moim życiu, a mama zawsze mi powtarzała, że skoro mi się nie chce to nie powinnam wychodzić, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. - wzruszyła ramionami. a ona wierzyła w swojej mamie w stu procentach! bo przecież jakby mogła ją okłamać w czymś tak ważnym jak tłumaczenie swojego lenistwa? - nie chcę, żeby wszyscy mdleli na mój widok. nie chcę też mieć masy tapety na twarzy... chcę czuć się sobą, bo inaczej to wszystko będzie przekłamane. potem pokażę się facetowi w codziennej odsłonie to mnie nie pozna i co będzie. - wywróciła oczami, bo zawsze ją to zastanawiało jak kobiety mogą się decydować na jakieś szalone tony makijażu jak potem facet przecież ich nie rozpozna jak zmyją go na noc....... niesamowite to jest.

- ale to impreza u masona wolfe! - podkreśliła jego nazwisko z wielkim namaszczeniem. nawet nie słuchała do końca jej wypowiedzi, bo miała swoje własne zdanie i nie zamierzała go zmieniać. westchnęła ciężko. - jesteś piękna taka, jaka jesteś, mary. jeżeli faceci tego nie widzą i jeżeli nie widzą twojego pięknego wnętrza, to są po prostu idiotami. - stwierdziła, kończąc malować jedną jej dłoń i zabierając się za drugą. bridget nie była fanką nakładania tony tapety na twarz, więc nie zmuszała jej do tego ani do wypychania stanika, wiadomo. po prostu bree miała takie kompleksy, żeby wychodzić na dojrzalszą.

- i co z tego? - wywróciła oczami. pewnie nawet nie do końca zdawała sobie sprawę z tego kim jest ten mason i co takiego zrobił, że wszyscy walą drzwiami i oknami do niego na imprezę. - tak, też sądzę, że są idiotami. - roześmiała się. - ale czasem fajnie się z nimi pobawić. - wzruszyła ramionami, bo uważała, że kręcenie się w towarzystwie facetów jest o wiele prostsze niż w towarzystwie kobiet. przynajmniej faceci nie wydrapują sobie oczu kiedy widzą drugiego tak samo ubranego a u niektórych dziewczyn to już nie jest takie oczywiste....

- to z tego, że będzie wielka impreza i będzie się działo i wszyscy będą. - wymieniła, chociaż sama nie do końca wiedziała, kim ci "wszyscy" są. - zawsze fajnie jest się pobawić. - stwierdziła beztrosko, śmiejąc się głośno, bo była w doskonałym humorze. pogadały sobie jeszcze, pomalowały nawzajem paznokcie, a bree musiała potem lecieć do domu się przebrać i umalować jeszcze i włosy ułożyć, hoho, tyle pracy! namawiała jeszcze mary, żeby przyszła i kazała dać jej znać, jeśli zmieniłaby zdanie, na co ciągle miała wielkie nadzieje.

wpadła jak szalona do akademika, wrzucając do walizki wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i nie zwracając nawet uwagi, że junior siedzi na łóżku xd

aha. to junior siedział na łóżku. chciałam kliknąć "wyślij", ale niech będzie, że się zdziwił, co ta wariatka tessa robi. aż się oderwał od komórki, na której grał w jakąś super gierkę.
- znowu ogłosili przeprowadzkę do bunkra? - zarechotał. - a nie, czekaj, nie ogłosili, bo ja jestem burmistrzem. - przypomniało mu się.

ale ma ladny awek ;x ale tak milion pozycji na postaci, sorry xd
- ale z ciebie pojeb junior - burknęła siadając na walizce i dopinając ją - jestem w ciąży po naszym ostatnim małym zdarzeniu - mruknęła, bo zdarzyło im się ponad miesiąc temu przypadkowo wyruchać bo się naćpali he he. i tessa postanowiła uciec przed linczem, obojętnie czy z juniorem czy bez.

ma ładny awek i ładny gifek i co teraz. ;x ruby też miała piękny awek jak umierała!
- chyba żarty ci się już wyczerpały, bo to nie jest śmieszne. - stwierdził od razu i patrzył jak zapina tę walizkę. - poza tym jak jesteś w ciąży, to nie moja wina, bo ruchasz wszystkich. - wymyślił jeszcze. jaki miły i dobry braciszek! tyle że tessa zawsze się zabezpieczała, a wtedy akurat nie myśleli o gumkach. raczej nie mysli się o gumkach, kiedy popełnia się kazirodztwo. zresztą ich dziecko będzie zjebem genetycznym, bo nie dość, że junior z kazirodztwa, to jeszcze w połączeniu z tessą.

była rozzłoszczona, na dodatek te hormony, ech! zaraz zamachnęła się i strzeliła mu w twarz - jakbyś zakładał gumę na swojego zwiotczałego fiuta to nie mielibyśmy problemów - burknęła wyciągając z kieszeni spodni bilet lotniczy, nie wiem nawet dokąd. pewnie jak najdalej stąd - rób co chcesz, ja stąd spierdalam - wyjaśniła ściągając walizę z łóżka na podłogę i zaczęła narzucać na siebie płaszczyk. pozdro, że sie wgl nie przejmowała czy wychowa dzieciaka sama czy z kimś, chociaż kto by chciał z juniorem debilem go wychowywać.