schody

siedział na schodkach i popijał piwo. zmęczył się bo wcześniej grał w kosza z kolegami i musiał koniecznie się nawodnić.... alkoholem.

maud wracała właśnie od dziadków na swoją chatę. w jednej dłoni niosła ciasto, a w drugiej kupioną po drodze butelkę szampana. w końcu musiała uczcić to, że dostała od nich jedzonko i kaskę żeby przeżyła do następnego miesiąca, co nie. szła tak beztrosko, że o mało co nie wywróciła się o pana singletona! ciasto poszło wprost na jego glowę. ups? - ojezusmariacosiedzieje!!! - zaczęła krzyczeć, rozlewając przy tym też szampana.

już krzywdzisz i upokarzasz moje postacie, ech....
tak sobie myślę, że oprócz tego że byli ziomkami to pewnie marty zaprosił maud parę razy na randkę, ale coś go po drodze rozproszyło i do niczego więcej nie doszło. nawet nie wyjaśnił jej dlaczego tak się stało, to w stylu marty'ego (ale to było jakiś czas temu i już o tym zapomniał, bo nie ogarnia) - to jakaś zemsta? - zaśmiał się wstając i ściągając kawałki ciasta z włosów. na szczęście tego nie próbował, to byłoby obleśne troszkę.

ojojojojoj, taki biedny Marty co się dziwisz?! tyle lat minęło a Ty nadal zdziwiona...
tak mogło być, a ona chyba nie drążyła dlaczego tak naprawdę nie chce się z nią umawiać. a może gdzieś tam w głębi chciała, żeby było coś więcej niż tylko przyjaźń? któż to wie, ona przecież koszmarnie lokowała uczucia. i może się w nim podkochiwała?
próbowała mu jakoś pomóc, żeby aż tak bardzo biedaczyna nie cierpiał mając ciasto we włosach. - przepraszam cię marty, nie zauważyłam, jaka w ogóle zemsta? nie chciaaaaałam! - jęczała nieszczęśliwie, odstawiając już butelkę na bok. - jak mogę ci to wszystko wynagrodzić? - zapytała i przygryzła dolną wargę gapiąc się na te jego mokre włosy.

wiecznie zdziwiona jestem w sumie.
a marty skakał z kwiatka na kwiatek nie zwracając uwagi na nic. taki był, szalony kawaler. młody, głupi, co zrobisz - tylko żartowałem - zaśmiał się strzepując dalej włosy - ale jeśli już mówisz o rekompensacie toooooo - rozejrzał się wokół - podziel się! - wskazał na szampana. szampan zawsze był dobry i bąbelki fajnie uderzały do głowy.

może to i lepiej, że zdziwiona
maud za to miała problem taki sam jak jej własna matka. źle lokowała swoje emocje w stosunku do różnych ludzi, w tym prawdopodobne było to, że mogła podkochiwać się również w swoim kumplu.
jak tylko usłyszała jego śmiech, kamień spadł jej z serca. usiadła obok niego i z torebki wyjęła papierosa. - chcesz może jednego? - podała mu przy okazji szampana, który i tak nie stał daleko. - to co tam u ciebie, prócz tego że właśnie rozwaliłam ci fryzurę i rozwaliłam ciasto od dziadków na twojej głowie? - zapytała zaciągając się papierosem.

nie pamiętam w kim edie się podkochiwała nawet.....
chyba nie myślała, że marty obraziłby się? nie brał siebie i tego co się działo wokół nazbyt poważnie. miał na to czas... na razie cieszył się czasem bez rodziców, którzy zmuszali go do tych wszystkich poważnych rzeczy - nie, nie - chyba nie palił, a nawet jeśli to tylko na imprezach i po pijaku, tak mi się wydaje xd już nie pamiętam co pisałam w karcie - otwierać? - wskazał na szampana, bardzo chciał się napić najwyraźniej - u mnie? w porządku? oprócz tego, że mam ciasteczkowe włosy - przeczesał je jeszcze raz, okruszki się wysypywały z jego włosów - skąd wracasz? sama piekłaś to ciasto? - jeśli tak to szkoda.

no na pewno nie w johnie bo oni byli ziomkami xd ona to chyba w którymś z braci z ekipy
spojrzała na niego zdziwiona a potem na tego szampana. - ale co masz otwierać, jak on przecież jest otwarty. pij, na zdrowie. jak będziemy stąd szli, to kupimy sobie jeszcze jednego, co ty na to? mam ochotę się dzisiaj nawalić - strzepnęła popiół gdzieś niedaleko swojej nogi i zaciągnęła się papierosem ponownie. - wracam od dziadków. dali mi właśnie to ciasto i trochę kaski, ale ciicho, nie mów nic błagam mojej matce bo mnie zabije... - położyła palce na jego ustach i się roześmiała. - edie ma obsesję na punkcie tego, żebym przypadkiem nie kontaktowała się z ludźmi, którzy ją tak potraktowali. dobrze, że ty masz przynajmniej normalnych starych - westchnęła głośno. zazdrościła mu pełnej, normalnej rodziny.

john pewnie za elka cały czas latał, taka prawda xd i z tego efektu pewnie wyszedł marty, ech. nieudany eksperyment.
zdziwił się - przysiągłbym że był zamknięty! - uniósł się - to na pewno wina tego ciasta, było zaczarowane - stwierdził i napił się szampana zatem. aż mu bąbelki do nosa poszły takiego dużego łyka wziął - nawalić? - zerknął na nią podejrzliwie - z jakiego powodu? - dopytywał od razu - okej, okej - obiecał że nikomu nic nie powie i znów się napił - normalnej? chyba tylko z pozoru - matka była ekscentryczką, a ojciec chciał żeby marty był najbardziej ułożonym chłopakiem na planecie, tam też się działy cyrki.

już wiem, ona była zakochana w mattcie z tego co czytałam z jej postów. ej, jaki nieudany eksperyment! marty jest super ;d na dodatek jeszcze mieli córkę. to maud jest nie tego. a w ogóle umknęło, mi, że davenporci byli z australii xd
- za dużo śmiesznych papierosków mój kochany przyjacielu, za dużo śmiesznych papierosków! - złapała go za buzię i się roześmiała. odebrała mu tego szampana i się sama napiła, papierosa dopalonego zgasiła. - tak, nawalić. bo jest okazja, bo jej nie ma, a to ja zawsze sie tobie muszę tłumaczyć? no chodź, weźmiemy się upijemy, będzie śmiesznie! - zachęcała go dalej. - poza tym, ty przynajmniej masz ojca. bo mój gdzieś dawno już uciekł. a matka to jest nienormalna... - pokręciła głową z dezaprobatą. - a co tam właśnie u rodziców, wszystko oki? czy nadal się czepiają- zapytała.

no takie połączenie spokojnego johna i szalonej elki..... i chyba wyszło jednak tak że był bardziej szalony aniżeli spokojny. geny matki wygrały xd nie pamiętam skąd bli devenporci, dobrze że w ogóle ich pamiętam, to juz jest sukces.
- nie paliłem ostatnio - oburzył się. ostatnio intensywnie grał i ćwiczył to tez troszkę odpuścił śmieszkowe papieroski - bez okazji też możemy, ale pod warunkiem że u ciebie albo u mnie bo muszę wziąć prysznic - to był jego jedyny warunek - wracam z meczu, czuje że musze się ogarnąc - nie chciał powiedzieć że śmierdzi, ale tak mu się wydawało he he - mam go aż zanadto - pewnie john dzwonił do niego codziennie, jezus - tak, wszystko okej, kochamy się, ale na odległość - wyjaśnił zadowolony.

matka rządzi xd nawet jej geny wygrały, to ciekawe jaka jest jego siostra! davenporci byli z sydney o dziwo. musiałam sobie przypomnieć jak miał na imię brat Edie a to też było mega trudne...
- na odległość, a to dobre. mój chyba siedzi tutaj z nowa kochanką, a moja matka nadal w tym pieprzonym amsterdamie i ćpie te swoje kolorowe tabsy. boże kochany, czemu ja nie mogłam urodzić się w jakiejś mniej jebniętej rodzinie, co? - wywróciła oczami. oparła głowę o jego ramię, kij tam, że był brudny i śmierdział. jej to było wszystko jedno. ona też czasem latała przecież za piłką. - to u mnie co nie, bo ja mam przynajmniej wygodniejsze łóżko. u ciebie to się spać nie da. ostatnio jak spalam na twoim łóżku to mi się sprężyna w kręgosłup cały czas wbijała - westchnęła.

nie pamiętam brata edie xd
- ojjj - poklepał ją pocieszająco po głowie - nie myśl o tym, zaraz się napijemy - chyba w jego karcie pisałam, że nie potrafił pocieszać i to był właśnie pokaz jego zdolności - dobra to chodźmy do ciebie - tam się upili, wcześniej marty wziął prysznic, ale że był zmęczony po tych wszystkich ćwiczeniach to po następnej butelce szampana padł i zasnął amen! jak chcesz to zacznij kimś innym.

siedział na schodach i szkicował to co widział pod oświetlającą otoczenie latarnią. przy okazji pił piwko, które miał w puszeczce na stopniu obok.

schodzila po schodach i potknela sie o ta puszke z piwem. pewnie mu cale wylala ech. - ojejku! przepraszam, nie chcialam - zestresowala sie okropnie i szybko podniosla puszke, probujac uratowac jego piwko, ktorego niestety za duzo nie zostalo.

patrick był dziś w wyjątkowo dobrym humorze (pewnie przez wczorajsze spotkanie z nate'm, musisz zacząć ogarniać postaci karola xd) dlatego nawet się nie przejął tym piwem - nic się nie stało - wstał ze schodków stając na przeciwko raven i patrząc na nią z góry (na pewno był wyższy!) - nie było tak dobre jak sobie wyobrażałem - a nie wiem co sobie wyobrażał kupując jedno z najtańszych piwek xd

jak pojdziecie spac to bede czytac xd
cale szczescie, ze mial dobry humor. gdyby bylo inaczej raven pewnie by sie poplakala i od razu uciekla. - to chyba dobrze - zasmiala sie nerwowo. zaczela nerwowo skubac skorki, bo bylo jej glupio i nie wiedziala co powiedziec.

i robić postaci i wpisywać się w relki!!!!!
była chyba niestabilna emocjonalnie co? dziwaczka ;x patrick też był trochę dziwny - tak, to całkiem nieźle, kto wie jeszcze mogłaby mnie po nim rozboleć głowa - wzruszył ramionami i schował swój szkicownik do plecaka. wstydził się przy obcych rysować i pokazywać swoje rysnki! - fajne skarpetki - skomplementował, bo pewnie miała takie smieszne jak na awku.

tak jest
wstydliwa! no i niestabilna emocjonalnie raczej tez. dobrze, ze patrick tez byl dziwny. dziwaki sie przyciagaja. zainteresowal ja jego szkicownik, ale byla zbyt wstydliwa, zeby o niego zapytac. - dzieki - przeniosla wzrok na swoje skarpetki. - moje ulubione - pewnie byly na nich postaci z jakiejs kreskowki.

jutro rano ocenie efekty xd
i dobrze, że nie pytała bo to pewnie byłby drażliwy temat. patrick pokazywał szkicownik tylko tym których znał i to dobrze! - dodają uroku - skomplementował je ponownie zastanawiając się czemu jego siostra tiffany takich nie nosi. a potem bez słowa zarzucił plecak i sobie poszedł bo był dziwakiem xd
idę!

a reven poszla do domu i cala noc myslala o komplemecie od patrika. papa

siedziała na schodach, odpoczywając po pracy. właśnie miała bardzo, ale to bardzo długi lot i potrzebowała alkoholu dla rozluźnienia. dobrze, że chociaż była porządnie ubrana i nie wyglądała jak żulica to nikt jej nie dawał kasy. paliła papierosa.

a tobias uprawiał sobie jogging (musiał trzymać formę halo!). biegł właśnie w stronę schodów żeby się troszkę porozciągać i odsapnąć. przystanął zaraz obok valentine, z którą się znali (sprawdziłam relki!), nawet bardzo dobrze znali - cześć val - przywitał się zdejmując słuchawki z uszu.

zanim doczytałam co uprawiał, to miałam koszmarne myśli xd jestem chyba zmęczona już dzisiaj. pewnie, że się znali! ona znała tutaj bardzo dużo ludzi, szczególnie od kiedy zaczęła chodzić po miejscowych klubach w dni wolne. uśmiechnęła się na widok młodzieniaszka. - proszę proszę, kogo my tutaj mamy, pan berube we własnej osobie - wypuściła powoli dym z ust.