trybuny

biegał sobie po murawie i kopał piłkę bez sensu, albo i nie bez sensu bo pewnie był w drużynie. zmachał się jednak i postanowił przysiąść na trybunach i odetchnąć.

peggy coś się przestawiło w dzisiejszym harmonogramie i zamiast porannego joggingu wybrała się na wieczorny jogging, no i pech chciał, że nie sprawdziła, że o tej godzinie drużyna ma trening. akurat rozciągała się w dalszej części trybun w sportowym staniku i leginsach.

marty pewnie jej nie dostrzegł od razu. ale teraz kiedy miał chwilę wytchnienia zauważył ją i rozpoznał od razu (pewnie ze względu na kolor włosów!). to chyba było ostatnie miejsce, w którym się jej spodziewał, dlatego wstał i ruszył w jej kierunku - nie sądziłem, że w twoim napiętym grafiku znalazło się miejsce na sport - powitał ją w ten sposób z uśmiechem na twarzy.

już nawet nie irytowała się na widok marty'ego. to, że ciągle kręcił się ostatnio gdzieś obok stało się pewnego rodzaju normą. poza tym ostatnio naprawdę ją pocieszył (tymi ciastkami oczywiście!), więc nie mogła być teraz dla niego paskudna.
- biegam codziennie o piątej trzydzieści rano. - poinformowała go. dzisiaj o piątej trzydzieści najwyraźniej miała inne zobowiązania, ale nie czuła konieczności, żeby się przed nim z tego tłumaczyć. poza tym ćwiczyła jogę i rozciąganie w domu, także miała w swoim harmonogramie przewidziane dbanie o zdrowie i ciało.

to kolejne stadium ich znajomości zatem skoro już nie irytowała się na jego widok.
- ciebie również miło widzieć - odparł na jej jakże chłodne powitanie! - czy piąta trzydzieści rano nie jest lepszym czasem na spanie? - on pewnie przewracał się o tej porze z boku na bok. patrzył jak się rozciąga - ee, robisz to źle - odparł, co bylo błedem bo peggy nie mówi się takich rzeczy - ale mogę ci pokazać jak to robić - zaproponował.

tak, marty wskoczył na nowy poziom.
- nie przesadzajmy - aż na takim poziomie znajomości to nie byli xd peggy wcale nie zamierzała tego ukrywać. małe kroczki. - nie. jest dobrym czasem, żeby rozpocząć produktywnie poranek i nie marnować dnia. - uświadomiła go. według peggy spanie było marnowaniem czasu, który można było spędzić o wiele bardziej produktywnie. - wcale nie. wiem co robię. - odparła, bo halo, ona robiła to codziennie i żaden sportowiec nie mógł się na tym lepiej znać i jej wmawiać, że robi coś źle. - ale jak ty byś to zrobił? - spytała kontrolnie, żeby udowodnić mu, że to on robi źle. ewentualnie, żeby podejrzeć jego technikę i poprawić swoją bez jego wiedzy.

wow, marty wow!
już miał jej pokazać jak się rozciąga, ale zawołali go koledzy z drużyny i musiał iść - powiedzmy, że kiedyś wstanę o piątej trzydzieści i ci pokażę jak to się robi - pomachał do niej i uciekł do chłopaków.
muszę jednak iśc bo chłopak mi zawraca głowe, nie moge sie skupić xd

pobiegała trochę wokół boiska i wróciła do domu, bo jutro rano o piątej musiała wstać na poranny jogging.

musiala znalezc jakies ciche miejsce, a ze byl piatek i wszyscy balowali to przyszla tutaj. przymknela oczy i starala sie nie myslec o niczym, co bylo dosyc trudne.

tym bardziej, że pojawił się anderson i narobił rabanu! przybył tu z kolegami, więc tabun chłopa od razu zaczął hałasować i biegać po boisku. anderson zauważył ruby, więc pozwolił sobie zostawić na chwilę kolegów i podbiec do niej.
- hej, cześć! nadal jesteś na mnie zła czy już mi wybaczyłaś? jak było w teatrze? - od razu posłał jej swój bajerancki uśmiech.

westchnela glosno gdy uslyszala halas, po czym otworzyla oczy i spojrzala poirytowana na chlopakow. na dodatek posrod nich byl anderson. swietnie. - niech bedzie, ze wybaczylam. w teatrze bylo bardzo dobrze - odwrocila glowe w jego strone, zeby na niego spojrzec. moze i nie kupila magnesu dla mamy, ale za to sprawily sobie z dani wibratory.

anderson wysłał jej na wycieczkę do teatru, do wyższej kultury... a nie na zakupy w sex shopie! ładne rzeczy. szkoda, że nie wiedział, że miały taki owocny wieczór. może nie traktowałby ruby już jako taką sztywniarę.
- szkoda, że mnie z wami nie było, na pewno bym się świetnie bawił. - zaśmiał się, bo wiadomo jakie miał podejście do teatru. uznał jej odpowiedź za zaproszenie do rozmowy, więc usiadł na krzesełku w rzędzie poniżej ruby i odwrócił się w jej stronę.

no i do tej wyzszej kultury dotarly. po wizycie w sex shopie. gadaly a dani o noszeniu wibratora w torebce, wiec kto wie czy dalej go tam nie miala xd i wlasnie zdecydowalam, ze miala bo nie byla gotowa go jeszcze uzyc. i zapomniala o nim. - tez nam brakowalo twojego towarzystwa. wiemy jak bardzo lubisz teatr, wiec nastepnym razem musisz koniecznie do nas dolaczyc - zazartowala. zasmiala sie nawet! byla zbyt zmeczona zyciem, zeby byc obrazona jak zawsze. i w sumie anderson nawet jej dzis nie przeszkadzal. pewnie dlatego, ze caly dzien spedzila sama i jednak potrzebowala towarzystwa.

powinien jej wypaść z torebki publicznie. roześmiał się kiedy ona się roześmiała. bardziej podziałał na niego jej śmiech niż żart, ale w połączeniu wszystko mu się teraz podobało i to docenił. fajnie, że była zbyt zmęczona, żeby być na niego obrażona xd musi to wykorzystać.
- czy kolejny raz znowu będzie moją rekompensatą za zrobienie czegoś głupiego czy po prostu chcesz ze mną spędzać czas? - przechylił głowę i popatrzył na nią cwaniacko. skoro już sama to zasugerowała! w żartach, ale zawsze.

wlasnie dlatego tam nadal jest hehe.
no coz, dobrze ze sie smiala ze swoich niesmiesznych zartow xd taka sztywniare nie latwo rozkrecic, wiec to robili postepy! - biorac pod uwage twoje osiagniecia bedzie to zapewne rekompensata - pochylila sie do przodu, opierajac lokcie na kolanach. zlapal ja. nie wiedziala co gorsze. wpadniecie w kolejne klopoty czy fakt, ze z mimowolnie chcialaby spedzac z nim czas.

hehehe widzę, że masz plan.
sama siebie rozkręcała, widzisz, żaden anderson nie był jej potrzebny.
- ale ostatnio nie chciałaś dać się wkręcić w żadne kłopoty, więc póki co nie wiem za co miałbym ci rekompensować. jestem grzeczny. - westchnął teatralnie, bo na pewno lepiej by się bawił gdyby wcale nie musiał być przy niej grzeczny. bez podtekstów, chodziło oczywiście o wspólne wpadanie w kłopoty... nie myślał o innych grzesznych rzeczach przy ruby. nie była w jego typie... nawet jak tak się pochyliła i trochę uchyliła dekolt. no dooobra, może mimowolnie spojrzał. tak jak ona mimowolnie chciała spędzać z nim czas xd

tak xd
na to wychodzi. byla w koncu silna, niezalezna kobieta, wiec wszystko potrafila sama zrobic.
- nie chcialam sie wkrecic, ale za pierwszym razem sie udalo, wiec nigdy nie wiadomo. wygladasz na spontaniczna osobe, wiec po co te plany - z powrotem sie wyprostowala. anderson rowniez nie byl w jej typie. dlatego tez nie myslala o tym, ze mial fajny widok gdy sie do niego pochylila. ciezki ich los, wszystko sie dzialo mimowolnie xd

klasnął w dłonie. - no właśnie! po co te plany! teraz rozmawiamy! - zajarał się, że usłyszał takie słowa ze strony ruby. tak bardzo, że aż podniósł się z krzesełka i wyciągnął w jej stronę rękę. - to chodźmy. - oczywiście nie miał żadnego planu i nie wiedział gdzie mieliby pójść, ale ruby sama go sprowokowała. on był spontaniczny i chciał ją rozkręcić / wkręcić w kłopoty, więc sama się podłożyła. biedni oni, poddani łasce losu xd

zdzwila sie gdy anderson sie tak poderwal. no, ale co innego moglo sie bylo po nim spodziewac. sama powiedziala, ze jest spontaniczny. - gdzie chcesz isc? - spojrzala na jego dlon wyciagnieta w jej kierunku. nie byla przygotowana na kolejne klopoty, ale chwycila go za reke i podniosla sie z siedzenia. jak widac chyba ta spontaniczna wizyta w sex shopie troche ja rozkrecila ;x

- miało nie być żadnych planów, tak? - przypomniał jej, wpatrując się w nią intensywnie. sam nie wiedział gdzie chce iść, ale na pewno jak już ruszą w miasto to wpadnie na jakiś pomysł po drodze. także ruszyli i zacznę gdzieś ;x

siedziała sobie na trybunach bo tutaj miała dobry widok na przystojnych panów grających w piłkę. a poza tym grała w coś na telefonie.

rory wracał z obchodu po uczelni gdzie sprzedawał prochy. zaraz podszedł do maud i usiadł obok szturchając ją w ramię - cześć - przywitał się krótko.

- cześć - spojrzała się tylko na to kto ją tam szturcha, nadal pykając coś w telefonie. - udany dzień? - zapytała o to, czy sprzedał dzisiaj dużo dragów. zazwyczaj o tym właśnie rozmawiali. nawet nie wiedziała, że to on pobił jej chłopaka!

właśnie zastanawiałm się czy maud wie. rory niezbyt dużo sobie z tego robił bo jego ojciec wyciągnał go z tarapatów nie pierwszy i nie ostatni raz pewnie ;x - no jasne - wyciągnął z kieszeni plik banknotów z których był dumny he he he - a twój? - zapytał - może chcesz? - pokazał woreczek z tabsami - świeża dostawa - pochwalił sie.