fishpool street

maud ze złamanym nadgarstkiem wracała właśnie od dziadków. oczywiście dziadkowie raczyli poinformować o wszystkim jej mamusię i edie chyba tak nigdy głośno na nią nie krzyczała a przynajmniej ona tego nie pamiętała. paliła papieroska i powłóczyła nogami, bo co jej pozostało. musiała iść na chatę i się uczyć!

tiffany nadchodziła z drugiej strony, bo wracała z kina. z daleka zauważyła maud i zamachała do niej, a jak się zbliżyła to zauważyła, że coś było nie tak.
- czy chcę usłyszeć tę historię? - od razu wskazała na gips jak zbliżyły się do siebie na tyle, że mogła ją usłyszeć, no i zaraz zatrzymały się i przytuliły na przywitanie.

dopaliła szybko papierosa i spojrzała na swój nadgarstek w gipsie. - huh, wczoraj wypiłam za dużo i moja impreza z Martym skończyła się na ostrym dyżurze. ale nic się nie stało, prócz tego, że moja ręka utknęła w tym cholerstwie na dłuższy czas - posłała jej szeroki uśmiech. - idziesz do domu? - zapytała spoglądając na nią. - bo ja muszę na chatę, uczyć się. matka mi z Amsterdamu zagroziła, że przyjedzie! bo akurat kurde ma tu tournee - wywróciła oczami. ona z matką miała... dość skomplikowane stosunki. wolała ciotkę i wujka! stanowczo byli normalniejsi.

- współczuję i w ogóle, ale skoro nic strasznego się nie stało, to czy to znaczy, że mogę dopytywać czy stało się to w jakiś bardzo głupi sposób? - zaśmiała się pod nosem. jakoś nie zdziwiła się, że impreza marty'ego i maud skonczyła się na ostrym dyżurze, chyba prędzej czy później musiało się tak stać. dziwne, że to nie tiffany nie chodziła w gipsie, ale na pewno będzie miała jeszcze okazję xd - to pójdę chwilę z tobą, powiem mojej, że film był długi. - machnęła ręką i obróciła się, żeby iść znowu w tym kierunku, z którego przed chwilą przyszła. - przyjedzie cię przepytywać do egzaminów, żeby upewnić się, że grzecznie się uczysz? - zainteresowała się. mama davenport wydawała się tiffany całkiem fascynująca, w końcu jeździła po świecie i w ogóle, a tiffy siedziała od zawsze tutaj.

- Marty chciał, żebym potańczyła z jakimś przystojniakiem, popchnął mnie na niego no i wyszło jak wyszło. koleś mnie nie złapał a ja wylądowałam z ręką w gipsie, ot taka głupia historia. trochę pobolało i przestało. przejdzie mi. a Martiemu nie mam tego za złe, bo nie chciał źle przecież. szkoda tylko, że tak wcześnie musieliśmy iść z imprezki - westchnęła żałośnie. zaczęły iść w kierunku domu Maud. - taaak, na początku był plan, żeby wysłać do mnie w ramach opieki mojego wujka Ralfa albo ciotkę Lenę, ale potem przypomniała sobie, że przecież ma w Londynie koncert i sama postanowiła, że tu przyjedzie na parę tygodni. nie wiem co ja zrobię, to będzie jakaś katorga! ona jest taka... mało zabawowa - jęknęła marudząc jej tam nieznośnie. - pewnie spotka się z moim ojcem. będę chciała to zobaczyć - to przynajmniej sprawiało jej niemałą satysfakcję.

podczas opowieści maud trochę się pośmiała, trochę porobiła współczującą minkę. 
- słabo! a przynajmniej chłopak, z którym miałaś tańczyć okazał się rycerzem w lśniącej zbroi i pojechał z wami na ostry dyżur i dał ci swój numer? - zainteresowała się, licząc na jeszcze więcej szczegółów z imprezki, która ją ominęła, bo w poniedziałki była grzeczna i nie imprezowała. - mało zabawowa? ale pozwoli ci wychodzić z nami, prawda? nie zamknie cię pod kluczem? - przestraszyła się, że maud nie będzie mogła uczestniczyć w ich planowanych domówkach i piżama party.

- nie zdążyłam nic do niego zagadać, bo Marty zgarnął mnie z podłogi i tyle z tego wszystkiego mieliśmy oboje. ale przynajmniej coś się działo! - klasnęłaby w dłonie, ale nie mogła, bo ją jednak ręka bolała. poprawiła kurtkę, żeby było jej wygodniej. - ehhh, jeżeli chodzi o moją matkę, to ja jestem jej totalnym przeciwieństwem. była znana z tego, że w ekipie znajomych była najspokojniejsza i najbardziej ogarniała życiowo. była taką pierdoła, że hej. dla niej liczyła się kariera muzyczna i w ogóle - machnęła dłonią. - nawet wujek Ralfie, który był wtedy przydupasem Roosevelta był fajniejszy. no mówię ci, masakra mi się szykuje ale będę zwiewać z domu, zobaczysz - zapewniła ją radośnie.

- no tak, masz kolejną anegdotkę do kolekcji... i pewnie będziesz ją opowiadać w kółko, bo wszyscy będą pytać cię co się stało przez najbliższy miesiąc. - zauważyła z rozbawieniem. w końcu pierwszymi słowami tiffany na widok maud też nie było 'cześć' tylko pytanie co się stało. - ale wiesz, skupiła się na karierze muzycznej i dzięki temu daleko zaszła. - zauważyła. nie wiem kto maud naopowiadał takich bajeczek, że ralfi był fajniejszy xd chyba ralfi zakłamywał rzeczywistość, żeby się popisywać przed dziećmi i żeby chociaż one go respektowały xd - koniecznie musisz! będę przychodzić pod twoje okno i rzucać kamykami, żebyś wyszła. - wymyśliła.

może było tak, że ralfi po prostu ją do siebie przekupił, zabawkami słodyczami i głupimi historyjkami z dzieciństwa o tym jak edie musiała ich ogarniać? ale ciotka Lena była też super! Maud uwielbiała ich historyjki z dzieciństwa spędzonego w Australii bo przypominam, że byli z Sydney xd czyli Maud de facto była pół Australijką pół Brytyjką. musiała mieć śmieszny akcent. - a to fakt, będzie co opowiadać. i dobrze, będę fun factem na każdej imprezce. super - zaśmiała się - mhm, no to fakt, skupiła się na karierze tak bardzo, że wybaczała mojemu ojcu każdą zdradę aż od niej spierdolił i siedzi teraz z nową rodziną w albans. widuję go czasem - nienawidziła ojca za to co im zrobił. jak mógł ich zostawić! niewdzięcznik jeden. - totalnie to będzie nasz czas. imprezki imprezki impreeeezki!!! - zakrzyknęła głośno.

jak wychowywała się w holandii to w ogóle miała śmieszny akcent i nikt nigdy nie mógł odgadnąć skąd pochodzi. a co do davenportów... żadne z tej trójki rodzeństwa nie przeżyło szalonych niegrzecznych studenckich czasów, więc maud pewnie nadrabiała za wszystkich xd 
- zawsze jesteś - popukała ją w głowę, bo maud zawsze coś odwalała. westchnęła na kolejne słowa przyjaciółki, bo zrobiło się trochę poważniej. - chodzisz do nich na obiady? - potrzebowała doprecyzowania, bo maud nie opowiadała za często o spotkaniach z ojcem, a tiffany też nie chciała naciskać, ale skoro poruszyła temat... - impreeezki! - zawtórowała jej, ale zaraz złapała ją za ramię. - maud! w ogóle! muszę ci powiedzieć! chyba kogoś poznałam! - oznajmiła podekscytowana.

cudowne dziecko, wychowywane w Holandii, pół Australijka pół Brytyjka, na dodatek zapewne musiała nauczyć się niderlandzkiego. jej rodzeństwo również. jaka, że Maud nadrabiała za edie, Lenę i Ralfa! w końcu ktoś musiał. - nie chodzę, bo on nie wie że tutaj jestem, widuję go z daleka. zostawił mnie i mojego brata i moją siostrę w pizdu jak tylko się znudził. a taki dobry tatuś był, wojskowy, szanowany i w ogóle! a to dupek jest i tyle, o tak ci powiem. przecież ja nawet nie mam jego nazwiska... - zauważyła. bo nazwisko miała po matce, specjalnie je zmieniła bo tak nienawidzi tatusia. - mów kogo mów!!! - od razu oczy się jej zaświeciły.

- po prostu myślałam, że skoro jesteście w tym samym mieście, to mieliście okazję się spotkać... no ale rozumiem. - zmarszczyła nosek, bo wcale nie rozumiała, żyła sobie w spokojnej kochającej się rodzince bez żadnych dramatów. no ale wspierała swoją psiapsię jak mogła! - nazywa się andy i jest... och taki słodki! - rozmarzyła się na myśl o swoim nowym znajomym. - widziałam go tylko raz w życiu, ale jedliśmy piknik na polance. to znaczy to nie była randka, tylko się do niego dosiadłam... przypadkiem. nie narzuciłam mu się, to znaczy przynajmniej tak mi się wydaje, był naprawdę przemiły! - opowiedziała pokrótce, bardziej plącząc tę historię niż było to konieczne. - mam nadzieję, że spotkam go znowu! wydawał się taki miły... a dobrze wiesz, że ja zawsze całuję się z nieodpowiednimi chłopakami i przydałby mi się ktoś miły. o rany, maud, mówiłam ci, że w weekend całowałam się z jake'm po pijaku? co za żenada, chyba nigdy więcej na niego nie spojrzę. - skrzywiła się. miała przyjaciółce tak dużo do opowiedzenia, że szybko przeszła z tematu jednego chłopaka do drugiego.

maud przestała ogarniać w połowie tego całego opowiadania. - Jezus Maria, to ja się prowadzam z Martym a ty już dwóch zaliczyłaś po drodze? jejku!! Andy brzmi świetnie, ale Jake?! i co, nadal dobrze całuje jak całował? - zapytała zastanawiając się na głos bo to wszystko brzmiało niewiarygodnie. spojrzała na zegarek - jak chcesz jeszcze porozmawiać, to może lepiej zwijamy się na chatę do mnie, mamy na to całą noc, opowiesz mi o tych dwóch gagatkach - zaproponowała.

- wcale nikogo nie zaliczyłam! nie całowałam się z andy'm. muszę być ostrożniejsza. nie mogę tego spieprzyć jak zawsze, to znaczy upijać się i całować go i potem tego nie pamiętać. - niestety bywały czasem takie akcje. - tak, na pewno całuje lepiej niż w drugiej klasie, bo od tego czasu nauczył się używać języka. - roześmiała się z jej i jake'a miłostek w podstawówce. nigdy nie myślała o jake'u jako o prawdziwym kandydacie na chłopaka do całowania, a może powinna. - czy ty przypadkiem nie miałaś się uczyć? - przypomniała jej, ale oczywiście olały naukę i tiffany wstąpiła na ploteczki do maud skoro i tak już szły w tamtą stronę.

szlajała się po mieście dumna z tego, że znalazła pracę. przez nieuwagę jednak wpadła prawie pod samochód, który parkował i gość opierdzielił ją nieźle mimo że nic się nie stało. w ramach zemsty postanowiła mu przeparkować auto i nastraszyć. a że znała się na samochodach to właśnie ukradkiem włamywała się się tegoż pojazdu ukradkiem. szło jej powoli, ale postępowo.

archie ostatnio caly czas szlaja sie po miescie bez celu, wiec pewnie i tak teraz bylo. zaciekawila go dziewczyna grzebiaca przy aucie. zaszedl ja od tylu po cichu i spojrzal jej przez ramie. - zgubilas klucz? - zapytal, przygladajac sie co robi. - nie wiedzialem, ze znasz takie sztuczki, nauczysz mnie? - zasmial sie. moglby pozyczyc od george jakies fajne auto hehe albo limuzyne. nie wiem czym go wozili xd

to było główne zajęcie archiego, szlajanie się bez celu xd
pewnie aż podskoczyła w miejscu słysząc tuż za sobą męski głos - mój boże- położyła dłoń na piersi, w okolicach serca - nie rób tego, nigdy więcej - zastrzegła śmiejąc się. potrafiła się bić (tak mówiła jej karta) więc zakładam, że znała też samoobronę a to mogło być niebezpieczne dla archiego zatem - daje nauczkę - wyjaśniła prędko - tego też chcesz się nauczyć? - zapytała uporczywie męcząc się z zamkiem.
george jeździł wypasionym cadillaciem no halo.

no coz, zycie ksiezacego wyrzutka nie bylo latwe xd
- sorki, nie chcialem cie wystraszyc - raczej to nie bylo do konca prawda bo inaczej by sie nie skradal tak cicho. pewnie bawilo go to jak ludzie podskakuja ze strachu. archie ogladal kung fu pande wiec tez umial karate. - to juz mniej mnie interesuje. bardzie wolalbym sie skupic na czesci wlamania sie do samochodu - pochylil sie, zeby bardziej sie przyjrzec.

widać właśnie xd
dlaczego archie myśi, że jak oglądal jeden film kung fu to oznacza, że zna kung fu? był bezmyślny ;x ciekawe po którym z rodziców xd
- och, właściwie włamanie się jest częścią nauczki - wyjaśniła przekręcając jakiś drut w zamku i otwierając auto - bingo! - pisnęła z zachwytu i wsiadła za kierownicę - czy chcesz brać udział w zemście? - zapytała archiego.

tak sobie wymyslil i tak juz mu zostalo najwyrazniej. nie mam pojecia, tez jestem ciekawa xd
byl nawet pod wrazeniem umiejetnosci vicky. nigdy nie wiadomo kiedy bedzie trzeba ukrasc komus auto, wiec to calkiem przydatna sztuczka. - niech bedzie - wzruszyl ramionami i wszedl do samochodu. - wlasciwie to na kim sie mscimy? - zapytal bo dalej nie mial pojecia o co chodzi.

obstawiam, ze po mamusi, bo po niej był idealny xd
odetchnęła z ulgą kiedy jednak wsiadł, a nie doniósł na nią. miała partnera do zbrodni - na gosciu który jest pasywno-agresywny - odparła grzebiąc w kablach żeby teraz odpalić - i który jednocześnie wkurzył mnie - wyjaśniła odpalając bez problemu auto z poziomu kabli (co mogło być przerażające) - zamykaj - wskazała na drzwi, a potem nacisnęła gaz i wyjechała z miejsca parkingowego - spokojnie - machnęła ręką w stronę archiego - odjedziemy tylko ulicę dalej i zaparkujemy - mknęła do przodu, aż w końcu skręciła na lewo w małą uliczkę.

to prawda xd co zlego to wina harrego xd
miala szczescie, ze akurat trafila na niego, a nie kogos kto od razu zadzwonilby na policje. archie potrzebowal jakiejs rozrywki, a to bylo pewnie najbardziej ciekawe wydarzenie jakie mu sie dzisiaj przytrafilo. - to rzeczywiscie mu sie nalezalo - pokiwal glowa. - no juz, juz - zamknal szybko te drzwi tak jak mu kazala. - i co teraz? - zapytal jak skrecila w inna ulice. w sumie to by sie dalej przejechal.

pojechali i zaparkowali ulicę dalej strasząc gościa a potem uciekli i wypili browarka razem xdd

gdzies tu byl kosciol, w ktorym andy prowadzil msze. wlasnie skonczyl i teraz stal przed budynkiem, zegnajac sie z wiernymi. na pewno go uwielbiali bo dawal fajne kazania i mial podejscie do ludzi. po raz pierwszy tiff zobaczy go w sutannie ;x