by Gość Pią Maj 25, 2012 4:15 pm
- dziękuję, ale zbyt późno dajesz mi te rady - spojrzała z obrzydzeniem na jego talerzyk, gdzie był rozdrobniony na cząstki elementarne croissant, który nawet nie pachniał jak croissant o dziesiątej rano w niedzielę, przyniesiony prosto z piekarni. i to nawet takiej najzwyklejszej, na pierwszym lepszym rogu. bo dla niej rogaliki na śniadanie to było coś pokroju wielkiej religii. z namaszczeniem podchodziła do smarowania ich konfiturą czy jedzenia ich maczając w jakimś pysznym sosie i popijaniu ich kawą albo świeżo wyciśniętym sokiem z pomarańczy, bo zawsze doskonale ją pobudzał. ale teraz nie miała ani paryża, ani tamtejszych piekarni, ani nawet dobrej kawy. zostało jej życie w ponurym miejscu, jakim była ta wioska na obrzeżach londynu, gdzie pomimo dzisiejszego słońca co chwilę padało. nie miała nic do deszczu, o ile był w paryżu. paryż o każdej porze dnia i nocy, w każdą możliwą porę roku wyglądał tak samo magicznie. przynajmniej dla niej. - doskonale wiesz, że nie znoszę kiedy mnie okłamujesz, jerome. - pogroziła mu palcem, ale zaraz pobłażliwie się uśmiechnęła. - jestem już tu z wami i mam zamiar mieć na was oko. - oczywiście mówiła również o simonie. jej pierwszą wielką intrygą będzie zjednanie tych dwoje, bo dla niej byli stworzeni dla siebie i nie rozumiała ich biseksualizmu, skoro tak bardzo się kochali. a nawet jeśli nie była to prawdziwa miłość, to na pierwszy rzut oka widziała ich pożądanie siebie nawzajem.