louis i anderson

- pewnie, że wracam i zawsze będę wracał mój ukochany andersonie - roześmiał się i napił piwa, właściwie to je kończąc bo szybko pił piwo. - dobra, koniec żarcików, dzisiaj zauważyłem na przykład że siedziała z dżejkiem. to ciekawe, ona leci chyba na wszystkich swoich kumpli. ale mnie to nie przeszkadza, może sobie na nas lecieć. mnie to na przykład schlebia - zauważył, poprawiając się na tej kanapie. lou też nie był ruchaczem ale po prostu każda z dziewczyn uważała go za miłego i w sumie to tyle.. nie mógł przejść na etap wyżej. żadna go nie chciała. - późno już. gramy w plejkę? nie chce mi się spać - przeciągnął się.

- nie radzę ci bajerować tiffy. to się źle skończy. - ostrzegł go, chociaż louis nie miał pojęcia, że anderson ma dobre podstawy do tego, aby akurat taką poradę a propos bajerowania przyjaciółek dawać. od czasu powrotu jo było między nimi niezręcznie, a sprawę pogarszał fakt, że nikt nie wiedział, że coś ich łączyło. z andersonem dziewczyny może i chciały wchodzić na etap wyżej, ale on nie czuł się jeszcze na to emocjonalnie gotowy. tak naprawdę był dużym dzieciakiem, który chciał się wyszaleć i grać z kumplem w plejkę całą noc. pograli, wypili jeszcze piwko, ale w końcu poszli spać.

tiffany też bardzo chciała dokończyć rozmowę z louisem, ale od tamtego czasu nie miała jak, bo pojechali z całą rodziną do babci na 2 dni, a nie chciała tego robić przez smsa. jak tylko wrócili do st. albans to przyszła do louisa, ale niestety okazało się, że wcale go nie ma w domu i zamiast tego musiała spędzać czas z andersonem czekając na jego powrót. w międzyczasie spalili blanta, a ponieważ rzadko jarała trawę, to uderzyła jej do głowy. teraz siedzieli na kanapie i grali na konsoli w jakieś zabijanki. słodka tiffy wykrzykiwała "giń, przepadnij!", bo się wkręciła w grę.

louis poszedł pojeździć na rowerze, bo lubił jednak uprawiać czasem sport. nie spodziewał się, że tiffany do niego wpadnie, więc nieszczególnie się szykował na cokolwiek. wrócił jednak w końcu na chatę i od wejścia słyszał, że ktoś u nich jest. co chyba go nie zdziwiło, bo to był dom otwarty na wszystkich i każdy przychodził tutaj codziennie. zawołał od progu że już wrócił, a rower zostawił gdzieś w korytarzu. wszedł do salonu a tam anderson i tiffy - o siema, nie spodziewałem się - pomachał do nich - skoczę pod prysznic i zaraz wrócę - jak powiedział tak i zrobił.

powinien teraz wyjść w ręczniczku do nich xd tiffany by padła z wrażenia. na pewno zapomniałaby wszystkiego co chciała powiedzieć. w każdym razie kiedy przyszedł to aż podskoczyła, bo przez zioło i zabijanki tak się zrelaksowała, że zapomniała, że przyszła tu z lekkim stresikiem, żeby przeprowadzić poważną rozmowę z louisem.
- cześć! - zawołała trochę za głośno i z za dużym entuzjazmem, przez co anderson spojrzał na nią spojrzeniem "wiem co kombinujesz". tyle że anderson nie zamierzał jej niczego ułatwiać i kazał jej dokończyć grę, tym bardziej, że louis zniknął pod prysznicem.

niestety, nie zamierzał pokazywać się w samym ręczniku tiffany i andersonowi, bo by się o niego jeszcze pobili. nie wiadomo które z nich by pierwsze do niego skoczyło, czy anderson czy tiffany. ta bójka jednak byłaby ciekawa. po szybkim prysznicu przebrał się w jakieś spodnie i koszulkę, narzucając na siebie pierwsze lepsze ciuchy. jednak miał mokre włosy. jak do nich dołączył, gra toczyła się w najlepsze. przyglądał się ich grze. nie kibicował żadnemu z nich bo nie potrafił wybrać xd

wtedy też musiałabym grać sama ze sobą xd anderson widział już louisa w ręczniczku nie raz, a dla tiffany to byłby nowy interesujący widok. dzięki temu, że tiffy była lekko zjarana, była skupiona na grze i bardzo dobrze jej szło... przynajmniej dopóki nie usiadł z nimi louis i nie zaczął się przyglądać, a wtedy próbowała mu zaimponować i oczywiście anderson zabił ją przy pierwszej lepszej okazji. westchnęła ciężko i odrzuciła konsolę, zapadając się na kanapie niepocieszona. anderson w tym czasie wykonał zwycięski taniec, który louis też bardzo dobrze znał, po czym powiedział, że zostawi ich samych, machając w stronę louisa brewkami i pokazując kciuki w górę itepe i wcaaaale nie wprawiając tamtej dwójki w dyskomfort.
- hej, cześć. - powiedziała w końcu do louisa jak anderson sobie poszedł i poprawiła się na kanapie.

popukał się tylko w głowę widząc to co robi anderson, co miał oznaczać żeby spierdalał w trymiga do swojego pokoju bo on tu ma sprawy do załatwienia z tiffany. on również poprawił się na kanapie, starając się wyglądać naturalnie. - hej, cześć tiffany - przywitał się jeszcze raz z nią. przyglądał się jej przez chwilę - wysłałem ci dzisiaj smsa, mogłaś zadzwonić że do mnie wpadniesz, wcześniej bym wrócił z roweru - zaczął koślawo rozmowę. - napijesz się może czegoś jeszcze? - zapytał spoglądając na pustą butelkę po piwie.

jej uwadze też nie umknęło co wyrabiał anderson, ale cóż, nie powinno jej to dziwić skoro louis pocałował ją publicznie przy wszystkich i koleżanki już pytały ją co działo się między nią a chłopakiem. póki co nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ale liczyła na to, że jej wizyta wszystko wyjaśni.
- ach, tak, stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli przyjdę i dokończymy naszą rozmowę osobiście. - przyznała. faktycznie nie pomyślała o tym, żeby go zawiadomić, że wpadnie, ale była za bardzo zaaferowana całą tą sytuacją, żeby myśleć logicznie. spojrzała na stolik. leżały tam co prawda dwie puste butelki po piwie, ale tiffy wcale nic nie piła. chciała być trzeźwa na rozmowę z louisem, a nie odwalać coś po pijaku jak zawsze. gorzej, że dała się namówić na spalenie skręta, więc wcale nie była trzeźwa. - to andersona. - wyjaśniła mu szybko, żeby nie myślał, że jest taką pijuską. - ale mogłabym się napić soku, dzięki. - przynamniej jak pójdzie do kuchni to będzie miała chwilę na pozbieranie myśli.

- jasne, ja sobie przyniosę piwko w takim razie. to daj mi chwilę jeszcze - zabrał dwie puste butelki po andersonie, wywalając je do kosza na szkło bo oczywiście louis był ekologiczny i segregowali odpadki prawidłowo. andersonowi było wszystko jedno, ale nie louisowi. wziął dla tiffy soczek, dla siebie piwo i powrócił do niej. usiadł niedaleko na kanapie, żeby móc ją obserwować. - właściwie to nie zdążyłaś powiedzieć sama co o tym sądzisz, bo niestety ale victoria nie dała nam szansy dokończyć... więc? - czekał na jakiś ruch z jej strony. publiczne pocałowanie tiffany jedynie nie dawało mu spokoju w sprawach między nimi a jego siostrą, ponieważ dziewczyny się po prostu przyjaźniły. nie chciał żeby wyniknęła jakaś kłótnia z tego powodu.

anderson kochał matkę ziemię, więc też segregował śmieci. o ile chciało mu się je pozbierać, bo zazwyczaj właśnie w tym był problem. ale nie o andersonie tu rozmawiamy, choć jak wiadomo on również był bardzo ważny w życiu uczuciowym louisa xd tym bardziej, że akurat kiedy tiffy miała odpowiadać louisowi, to tamten znów wparował do pokoju skradając się na paluszkach i bardzo ostentacyjnie próbując być niewidzialnym, przeprosił ich i wziął swój telefon z kanapy i wycofał się do swojego pokoju. tiffany przez ten cały czas nic nie mówiła, więc ta niepewność między nimi od czasu pocałunku tylko się wydłużała. w końcu anderson zniknął i dziewczyna przeniosła wzrok na louisa.
- właśnie po to przyszłam, żeby o tym porozmawiać. tyle że jak czekałam to spaliliśmy z andersonem skręta na pół i teraz boję się, że powiem albo zrobię coś głupiego, jak zwykle. - potarła się po czole. nie ułatwiała ani jemu ani sobie xd

dlatego louis robił dosłownie wszystko pod tym względem za andersona, czyli zbierał jego wszystkie odpadki i wciskał je tam gdzie trzeba, kiedy tamtemu sie nie chciało. podejrzewam, że również sprzątał mu pokój, taką pałał do niego miłością xd był po prostu dobrym człowiekiem. widział jak tiffany się stresuje, więc złapał ją za dłoń i zaczął ją miziać powoli kciukiem - nie denerwuj się, spokojnie, weź głęboki oddech i zacznij. najlepiej od początku - po prostu chcę znać twoją odpowiedź na to co zrobiłem, bo bądź to bądź pocałowałem cię publicznie przy wszystkich naszych znajomych a ty mnie nie odtrąciłaś... - zauważył odchrząkając niezręcznie.

nic dziwnego, że anderson tak go kochał xd
uśmiechnęła się lekko kiedy złapał ją za dłoń. był taaaki kochany i dojrzały i przystojny. nic dziwnego, że tiffy plątała się w tym co miała powiedzieć! zazwyczaj tylko wzdychała do chłopaków z daleka albo całowała się z nimi po pijaku.
- wcale cię nie odtrąciłam! - zaprzeczyła od razu. - myślisz, że cię odtrąciłam? to vicky mnie od ciebie odciągnęła! - zaczęła szybko się tłumaczyć, bo aż zrobiło jej się głupio, że louis tak sobie pomyślał. przez ostatnie dwa dni u babci nie była w stanie myśleć o niczym innym tylko o nim i ich pocałunku. miała motylki w brzuchu i przez to nie była w stanie jeść wszystkiego co babcia podtykała jej pod nos i wszyscy myśleli, że się rozchorowała. - gdybym miała wtedy możliwość ci odpowiedzieć, to powiedziałabym, że... też bym tego chciała. - spuściła wzrok i naciągnęła rękawki na dłonie, bo jednak było jej trochę głupio tak wyznawać, nie miała doświadczenia w tym!

był jego idealnym chłopakiem xd
złapał ją za podbródek, żeby na niego spojrzała. uśmiechnął się do niej szeroko, a potem znów ją pocałował - w takim razie oboje tego chcemy... - powiedział niechętnie się od niej odsuwając. pierwszy raz czuł z kimkolwiek taką bliskość, bo wcześniejsze dziewczyny po prostu przechodziły przez jego łóżko i nic więcej. nie nawiązywał z nimi emocjonalnej więzi, nie takiej jak z tiffany. ujął jej twarz w swoje dłonie - jesteś taka śliczna, wiesz? nigdy w to nie wątp. nigdy przenigdy, ok? - chciał ją upewnić w tym, że mu się bardzo podoba i żeby nie miała takiej niskiej samooceny wobec siebie.

tak.
- wooow - wymruczała kiedy ją pocałował. - przepraszam, jeszcze nigdy nie całowałam się na haju. - wytłumaczyła się szybko. całowanie po ziole było zupełnie inne niż całowanie po pijaku, haj wzmagał przyjemność doznań. - no a poza tym 'wow', że tak dobrze całujesz. że się całujemy. że powiedziałeś te wszystkie rzeczy. - dodała. - przepraszam, za dużo gadam. - nachyliła się do stolika, żeby pociągnąć kilka łyków soku, bo aż zaschło jej w gardle. - dziękuję. ty też jesteś... - przyjrzała mu się. - ...niczego sobie. - zaczęła chichotać, bo miała teraz odjazd przez trawę i nadmiar wrażeń. zaraz louis pożałuje swoich wyznań i uzna ją za głuptaskę xd

- widzę, że zioło dobrze wjechało. muszę powiedzieć andersonowi, żeby ci tyle tego nie dawał, bo masz dobry odjazd teraz - zaśmiał się z niej i napił się sam piwa. - ty też dobrze całujesz - puścił do niej oczko. - tylko mam jedną prośbę, na razie nic nie mów o tym jo, że się spotykamy, bo sam będę musiał o tym z nią porozmawiać, okej? - nie wiedział czy go zrozumie w tym stanie w którym się znajdowała. była dla niego zabawna. - oj tiffy tiffy, co ja z tobą mam - pstryknął jej palcami w nosek - chcesz coś dzisiaj jeszcze porobić, czy raczej sobie pochillujemy w moim pokoju? - zapytał spoglądając na rozbawioną tiffany. chciałam napisać maud xd

- och nie! zrobiłam z siebie totalną idiotkę, prawda? - ukryła twarz w dłoniach, rozchylając palce, żeby jednym okiem na niego patrzeć. nie chciała pić piwa, żeby nie wpaść w swoje stałe nawyki i robić coś głupiego po pijaku, a za to dała się namówić na palenie trawy, co do tej pory robiła trzy razy w życiu, więc wiadomo, że mocno na nią to działało. tym bardziej jak spaliła tyle samo co doświadczony anderson. - myślisz, że będzie lepiej jeśli ty z nią porozmawiasz? może ja powinnam z nią porozmawiać? - zastanawiała się która opcja jest lepsza. uważała, że też powinna poważnie porozmawiać z jo, która wiedziała o wszystkich jej ostatnich wybrykach z różnymi chłopakami, więc nie chciała, żeby jo pomyślała, że jej zejście z louisem jest desperackie czy przypadkowe. - poróbmy coś! co chcesz robić? grać w zabijankę? - znowu zaczęła się chichrać niekontrolowanie. pfpf, louis myśli o maud, nieładnie xd

- nie, tiffy - bawiła go, więc się ponownie roześmiał - nie zrobiłaś z siebie żadnej idiotki, po prostu teraz jesteś na haju i tyle. ale mnie to totalnie nie przeszkadza, jesteś tak czy inaczej urocza - patrzył na nią z rozbawieniem. przynajmniej mógł sobie ją poobserwować jak się zachowuje zarówno po alkoholu jak i po ziole. - tak, będzie lepiej jak ja z nią porozmawiam. nie sądzę jednak żeby miała cokolwiek przeciwko nam, że poderwałem jej przyjaciółkę. zobaczysz, jo nie będzie miała z nami problemu - zapewnił ją, popijając swoje piwko. złapał ją jednak za chwilę za dłonie - hej, stop. dopiero co skończyłaś grać w zabijankę, poróbmy coś spokojniejszego. pograjmy w planszówkę albo w jakieś pytania - zaproponował.

- nieeee, to ty jesteś uroczy. - przejechała palcem wzdłuż jego szczęki, jakby chciała sprawdzić czy on na pewno jest prawdziwy i czy przypadkiem nie ma jakiegoś odlotu i sobie tego wszystkiego nie wymyśliła. to, że chłopak, który od dłuższego czasu jej się podobał zwrócił na nią uwagę i chciał się z nią spotykać nadal wydawało jej się dość nierealne. po tych wszystkich ostatnich porażkach teraz naprawdę była uszczęśliwiona. zapomniała już o swoich ślubach panieńskich i odpuszczaniu chłopaków, co trwało aż tydzień, wow, brawo tiffy. - mam nadzieję... bo wiesz, podobałeś mi się już od dawna, ale nigdy nie chciałam nic nikomu mówić, bo jesteś starszym bratem mojej przyjaciółki... - przyznała się skoro już ze sobą szczerze rozmawiali i teraz nie musiała obawiać się ośmieszenia czy odrzucenia z jego strony. - hej, to nie fair! zadasz jakieś trudne pytania i wyciągniesz ze mnie wszystkie odpowiedzi, bo paplam bez sensu. musisz wypić trzy piwa albo wypalić pół skręta, żeby być na moim poziomie. - stwierdziła i oparła głowę o kanapę, ale jednak trochę przysuwała głowę w jego stronę i stykali się nogami. niby powiedzieli sobie, że się sobie nawzajem podobają itp, ale jeszcze nie czuła się na takim etapie, żeby mu włazić na kolana.

objął ją ramieniem bez skrępowania, żeby się do niego przytuliła. on czuł się totalnie komfortowo teraz będąc sam na sam z tiffany. wiedział też, że publicznie również nie będzie miał żadnego problemu żeby na przykład iść z nią za rękę, całować się z nią czy też się do niej tulić. - dlaczego wcześniej się nie odważyłaś mi powiedzieć, że ci się podobam? mogliśmy być razem już dawno... też mi się podobałaś, ale jako że byliśmy zawsze w większym gronie a na dodatek moja siostra kręciła się obok to nie miałem szansy ci tego powiedzieć. dopiero kiedy zaczęliśmy bywać sam na sam, to pomyślałem, że dlaczego nie i... no i nie żałuję - pocałował ją w skroń. - ale wiesz, że to oznacza, że będę cię trzymał za rękę? przy wszystkich? i że będę o tobie mówił per moja dziewczyna? - miział ją po ramionku.

oczywiście wtuliła się w niego, bo było jej taak przyjemnie i to nie tylko dlatego, że miała spotęgowane doznania na haju. przy louisie czuła się po prostu dobrze, jego dotyk ją elektryzował i czuła błogość aż po koniuszki palców. też bardzo chętnie będzie się z nim całować, przytulać i trzymać za ręce przy innych. chociaż początkowo może nie tak ostentacyjnie, bo będzie musiała wybadać grunt co o tym myślą na przykład jake i jo. nie chciała nikogo urazić!
- a skąd miałam wiedzieć, że ci się podobam? ja jestem tiffy, która wiecznie robi jakieś przypały, a ty jesteś louis, obyty, ambitny, przystojny iii nie z mojej ligi. - zaczęła wymieniać wszystkie jego zalety. jeszcze do niedawna louis był dla niej niczym jakieś bożyszcze z serialu, niedostępny dla zwykłych śmiertelników takich jak ona. - tak, poproszę. - zachichotała znowu i nachyliła się, żeby skraść mu całusa. - ale najpierw będziesz musiał mnie zabrać na romantyczną pierwszą randkę. bo inaczej zmienię zdanie! - wymyśliła odsuwając się.

- oczywiście, wszystko dla mojej dziewczyny. prawdziwa pierwsza randka musi być - zaplótł ich palce razem, przyglądając się im dłoniom przez chwilę - nie przesadzaj, że nie jestem z twojej ligi, no kaman, tiffany. nie jestem jakimś superbohaterem, żebyś miała mnie za ideał. ja też mam swoje wady jak każdy inny człowiek - pocałował ją w nosek. - nie przeszkadza mi, że robisz przypały. jesteś moją tiffy i to się liczy - uśmiechnął się do niej szeroko. - wiem, że sporo się zmieni w relacjach między grupą, ale chyba już zdążyli zauważyć po ostatnim naszym pocałunku że jest coś na rzeczy, nie? jedyne co nas czeka to rozmowa z jo... - westchnął cicho. dżejkiem się nie przejmował, bo po co. - tiffyyy ale zostaniesz dzisiaj ze mną na noc, co? pliiiis - zrobił do niej maślane oczy. - ah no i ja muszę porozmawiać z twoim bratem - a tego to już się totalnie bał.

- powiedz to jeszcze raz, mój chłopaku. - przekręciła główkę, uśmiechając się szeroko i nie mogąc się nacieszyć widokiem i bliskością louisa. - to gdzie mnie zabierzesz? - zaczęła dopytywać, no co, była ciekawska i nie zamierzała czekać na jakieś niespodzianki. - nie mówmy dzisiaj o wadach, jeszcze nie jestem na to gotowa. - zaśmiała się, chociaż ona idealizowała louisa w głowie, to oczywiste. nie znała go też aż tak dobrze, przynajmniej nie sam na sam, więc dość prędko wskoczyli w całe bycie "dziewczyną/chłopakiem" zamiast pójść na kilka randek i wybadać grunt. jakby im nie wyszło to tym bardziej zmienią się relacje w paczce. tiffy jednak była głupia jeśli chodzi o relacje damsko-męskie, więc szybko i bez zastanowienia wskoczyła do wody z louisem, odurzona nim i trawą. - jesteśmy monicą i chandlerem! - wykrzyknęła kiedy sobie uświadomiła. w tym układzie louis był monicą, bo to on miał rodzeństwo w paczce przyjaciół. - zostanę. - posłała mu słodki uśmiech. - tym bardziej, że, nie mów tego nikomu, ale nie czuję nóg. - dodała teatralnym szeptem, robiąc z tego tajemnicę nie wiadomo przed kim. - z patrickiem? po co? - też się przestraszyła, bo nie wiedziała o co chodzi.

- kochanie, nie będę ci przecież tego mówił, bo to będzie niespodzianka, ale będziesz zadowolona, okej? będzie kolacja, będzie idealna pierwsza randka, będzie cudownie. już byś chciała wszystko wiedzieć - zaśmiał się, kończąc swoje piwo. jak dobrze, że anderson im dzisiaj dał spokój, bo wszystko przynajmniej się wyjaśniło. co do ich przyszłości, to różnie może być, ale louis nie należał do osób, które nie potrafią wybaczać. poza tym, od czego miał andersona! anderson na zawsze będzie z nim, bez względu na wszystkie przeciwności losu. - monica i chandler są super! - zaśmiał się z jej słów. - mhmm, to skoro cię nogi bolą, to moge dzisiaj moją księżniczkę zanieść do łóżka - puścił do niej oczko. - a myślisz, że co? że będziemy się też ukrywać przed twoim bratem czy jak? - zapytał poważnie. moje postacie mają pecha z patrickiem najwyraźniej. albo w nim zakochane albo są ich przyszłymi szwagrami xd

- awww, nazwałeś mnie kochaniem. - wtuliła się w niego mocniej. - jasne, że chcę wszystko wiedzieć. muszę się przygotować mentalnie i przegadać wszystko z koleżankami. - poinformowała go. biedny louis, tiffy będzie paplać wszystkim swoim koleżankom szczegóły z ich związku. no, nie wszystkim, bo jo raczej nie będzie chciała słuchać o tym jaki louis jest dobry w łóżku. - nie bolą mnie, tylko za dużo paliłam i obiecuję, że już więcej nie będę palić. - dalej gadała trzy po trzy. - nie będziemy się przed nim ukrywać, ale on nie decyduje z kim mogę się spotykać, a z kim nie. nie musisz pytać go o pozwolenie. jeśli już kogoś miałbyś pytać o pozwolenie to mojego tatę, ale nie jestem żadną krejzolką, żeby od razu kazać ci poznawać moich rodziców... poza tym mój tata jest spoko. zobaczysz. to znaczy kiedyś. nie teraz od razu. - pogubiła się. nie chciała przestraszyć louisa i na drugiej randce zapraszać go na obiad do rodziców.