St. James's Park

Miała ochotę go w tym momencie zabić za to, że zgodził się na to żeby wpadli! Dopiero teraz zauważyła, że to Grace chciał zrobić na złość. Nie była taka głupia jak on! Cóż, ale skoro mu obiecała to musi teraz ciągnąć tą szopkę. Przykre... - Mhm, herbata brzmi świetnie. - Pokiwała głową. A kiedy usłyszała słowo podwójna randka to aż ją zemdliło. Nie chciała nigdzie z nimi wychodzić i udawać wraz z Kenny'm idealnej pary. Uśmiechnęła się mdło i zaśmiała. - Równie dobrze możemy iść. Słyszałam, że muzeum w przyszłym tygodniu jest całkiem niezła wystawa. - Czytała pewnie dziś rano w gazecie, kiedy siedziała przy stole i popijała poranną kawę. Zerknęła na Kenny'ego. Był okropnym debilem skoro nie zauważył, że wcale nie chce tam iść. A może po prostu miał ją w dupie i to ignorował? Nie zdziwiłaby się!

wyciągnął z jej paczki papierosa i wsadził go sobie w usta, a kiedy się zaciągnął, podał go ophelii, że niby nawet dzielą się jednym papieroskiem i są tacy super słodcy. spojrzał na ophelię kątem oka, kiedy mówiła o tym muzeum i roześmiał się głośno. on i muzeum? jasne. - właściwie nie wiem, czy ta podwójna randka to taki dobry pomysł. my wolimy spędzać czas tylko we dwoje, prawda, królewno? - upierał się przy tym, żeby jak najbardziej afiszować się z ich potencjalną miłością. jeszcze bezczelnie nazwał ją królewną, a pewnie tak właśnie mówił swego czasu na grace!

- naprawdę? musisz mi opowiedzieć o tej wystawie... - usłyszała to królewno i obleciał ją zimny pot. boże! jak zazdrościła ophelii. ale jedynie uśmiechnęła się do nich i podpaliła sobie papierosa, a paczkę wrzuciła do torebki. papierosy ją uspokajały. dlatego nie skomentowała tego nawet tylko ruszyła w stronę swojego mieszkania, idąc po stornie kenniego! ach. będzie go prowokowała, skoro on też tego chciał. nie miała szpilek, więc szła dosyć swobodnie. - do kiedy potrwa? bo nawet jeśli kenneth nie chce na nią iść, to wybrałabym się z jonathanem. ostatnio byliśmy na wystawie prac młodych graficiarzy i niektórzy z nich to wielcy artyści! - zachwyciła się kątem oka spoglądając na kenniego, a głównie na jego usta, których smak wciąż pamiętała. zamiast myśleć o tym jednak zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym w drugą stronę.

Okropnie czuła się w ich towarzystwie. A ten patafian obiecywał jej, że nie chodzi tu o Grace! Jednak kiedy tylko ta pojawiła się na horyzoncie od razu się do niej kleił. Była wkurzona, ale gdyby teraz tak po prostu odeszła, oboje wyszliby na największych kretynów w historii, a tego zdecydowanie nie chciała! Uśmiechnęła się więc i bez słowa wzięła od niego papierosa, którym zaciągnęła się parę razy, a potem oddała go Kenny'emu. - Jasne, że wolimy spędzać czas we dwójkę, najlepiej bez przerwy. - Wtuliła się pewnie w jego ramię i ruszyli w stronę mieszkania Grace. - To wystawa jakiś młodych talentów, nie wiem dokładnie nie doczytałam. A trwa przez cały tydzień. Ciekawe co potem wymyśli muzeum. - Ją np. tego typu rozrywki interesowały! Szczególnie, że sama zniewalająco malowała! I w sumie ostatnio wróciła jej nawet wena na bardziej pogodne obrazy. Chociaż coś czuję, że ciemne chmury znów nadejdą. xd

wyłączył się z rozmowy, bo go żadne wystawy nie interesowały. zajmował się za to tuleniem do siebie ophelii i posyłaniem perfidnych spojrzeń grace, bo chciał, żeby cierpiała! uważał, że on i ophelia byli już lepszą parą od jonathana i grace, mimo że oni w przeciwieństwie do tamtych udawali. a mimo to byli bardziej interesujący! według kenny'ego oczywiście. właśnie o tym myślał w tym czasie. i jeszcze o tym, że skoro są wszyscy dla siebie tacy niewytłumaczalnie mili i bawią się w tą szopkę i kierują w stronę mieszkania grace, to równie dobrze mogą tą sytuację wykorzystać na namiętny trójkącik! więc szedł i wyobrażał to sobie i na jego twarzy widniał głupawy uśmieszek. ach, ten kenny!

- to świetnie. rozmawiałam na jednym z wernisaży, na który zabrał mnie jonathan - sama by pewnie nie poszła. nie interesowała się wcześniej sztuką, bo zajmował ją jedynie kenny! - z właścicielem galerii sztuki. twierdził, że coraz więcej młodych artystów są wcześnie dojrzali i tworzą naprawdę fajne rzeczy. - uśmiechnęła się i spojrzała niepewnie na minę kenniego, która była absorbująca, ale nie mogła znowu tak długo na niego się gapić! - o.. tutaj pójdziemy i będzie szybciej. - miała nadzieję, że jednak jonathan jest w domu i się uczy. i jednak z andim nie mógł iść, skoro ten w paryżu. ale zapewne jednego kumpla nie miał xd pocieszał juliana czy coś podobnego. doszli do niej, więc zacznij już tam.

mieli przerwę na lunch, więc skoro świeciło ładnie sloneczko, stwierdzili, że kupią coś na wynos. i tak teraz szli alejką wcinając jakąś kanapkę z kotletem czy coś podobnego. - kurwa - mruknął zlizując jakiś sos z przegubu dłoni. - nie może usunąć? - zapytał przekrzywiając na niego głowę, bo jonathan to ciota i od razi jak się dowiedział o tej ciąży wszystko mu wyklepał.

bo musiał się komuś wygadać! to podstawa... inaczej by zwariował. pokręcił głową. - przestań. jesteś bez serca. jak matka może zabić swoje własne dziecko! po za tym wcale bym na to nie pozwolił. przecież kiedyś mogłaby tego żałować! wiesz jaki niektóre kobiety mają mocny instynkt macieżyński, chociaż o tym nie wiedzą? - mruknął i westchnął cicho. - z resztą nie martwię się o to, że sobie nie poradzimy. - dodał naburmuszony, że andy kompletnie w niego nie wierzy.

przewrócił oczami. - ona nawet nie jest kobietą tylko dzieckiem. - powiedział całkiem obojętnym tonem. on kompletnie nie miał siły do tej dziewuchy. nie rozumiał tego, czemu wszyscy z jego środowiska tak na nią lecą. liczył po cichu, że grace w ciąży zbrzydnie i nikomu już się nie będzie podobała. jonathan ją rzuci, a ash się ocknie. biedny, andy. - nie możesz z tym poczekać? nie wiem... zostało ci trochę jeszcze studiów. po szkole byłoby lepiej. - pokiwał głową. - poza tym ona nie skończy nawet liceum! będziesz na nią tyrał całe życie. - przystanął. - chyba, że nie chcesz z nią być! - powiedział z jakąś wielką nadzieją w głosie xd

- jaki ty jesteś..... brak mi słów do ciebie andy! - mruknął zatrzymując się i mierząc go wzrokiem. - zostawiłbyś swoją dziewczynę gdyby z tobą wpadła teraz? mózg to ci chyba coś kompletnie zeżarło. - dodał poirytowany, bo jak on może być aż tak bardzo bez serca! - jak masz tak gadać to w ogóle lepiej do mnie nie mów. - i ruszył przed siebie zły.

zdziwił się jego reakcją. nawet wyrzucił papierek, w ktorym trzymał kanapę, do kosza przy którym stał. - ale ja swoją dziewczynę kocham i jestem z nią nie od wczoraj - zauważył, ale kiedy tak się na niego obraził ruszył szybko za nim. - ja jebie! nie zachowuj się jak panienka - podbiegł do niego kawałek i położył mu rękę na ramieniu. - bądź dojrzały, hollywood. ona ma z szesnaście lat! i była z twoim całym miastem rodzinnym plus z twoim bratem! - wyrzucił mu, a o ashu już nie wspominał, bo jeszcze by mu przywalił za krzywdę brawa. - skąd wiesz, że wpadła z tobą? mówiłeś, że robiliście to dwa razy z czego drugi była na górze! - jakby to powstrzymywało plemniki do zapłodnienia xd

- uważasz więc, że ja nie jestem zdolny do miłości tak? - burknął na niego i pokręcił głową. - super, zawsze miło to słyszeć z ust takiego przyjaciela jak ty andy... o niczym innym dzisiaj nie marzyłem. proszę bardzo. - rozłożył szeroko ręce. - dobij mnie bardziej! co chcesz mi jeszcze powiedzieć, jak bardzo chcesz mi jeszcze wszystki zniszczyć co?! - prychnął. - kocham ją! i jakbyś trochę chociaż słuchał to co ci miałem do powiedzenia wiedziałbyś że ze wszystkich obliczeń i rozwoju dziecka, mojego kurwa dziecka wiadomo, że to moje! - powiedział i zrezygnowany opadł na ławkę.

przestąpił z nogi na nogę. patrzył na niego bezradnie. nie chciał, żeby mu się tu rozpłakał, więc nic nie powiedział. a przynajmniej nie na razie. westchnął i zaraz usiadł obok niego, wyciągając nogi przed siebie. - ale ona? ja pierdolę, jonathan. co ona takiego ma, czego nie ma żadna inna? podobają ci się długie nogi? patrz.. idzie długonoga dziewczyna. - kiwnął głową. - twarzy nie ma jakiejś pięknej, znowu. poza tym liczy się charater, a nie wygląd. - przypomniał mu, bo jak dla niego grace kompletnie nie miała charakteru. była głupia i mdła. - do godziny ci tego nie obliczą. - zauważył prychając. w końcu mogła pieprzyć się z kilkoma jednego dnia!

- właśnie o to chodzi! liczy się charakter. a ty jej kompletnie nie znasz andy! oceniasz ją po tym jaka była jakiś czas temu! zmieniła sie. a jeśli mi nie wierzysz to już nie moja sprawa. -prychnął. - dla twojej informacji byliśmy wtedy calusieńki dzień razem w domu. ale nie... oczywiście lepiej siać na prawo i lewo same wątpliwości, bo nie można zaufać! - mruknął i potarł dłońmi twarz bo nie miał już siły!

-a ty nie znałeś jej wcześniej - powiedział beznamiętnie jakoś i przymknął oczy, bo słońce mu akurat ładnie świeciło i trochę raziło w oczy. - jak mogę jej zaufać, skoro sama sobie taką renomę wypracowała? - prychnął i spojrzał na niego jakoś kątem oka. - jesteś pewien, co do wszystkiego? do niej, tego dziecka? co zamierzasz? - podrapał się po karku.

- jestem pewien. a gdyby jakimś cudem okazało się, że masz rację to moja sprawa. chociaż kompletnie w to nie wierzę! - mruknął. - jak to co zamierzam. zająć się nimi. znajdę jakąś pracę... zapewnię im życie. - powiedział jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. ale dla niego właśnie tak było.

- pytałem w kwestiach, czy jesteś pewien, że chcesz z nią być. - bo o tym, że to nie było jego dziecko wiedział! w końcu to nie mogło być jego dziecko, skoro jest taką ciapą xd - w ogóle... na jakim ona świecie żyje, żeby się nie zabezpieczać! a ty? nie zapytałeś, czy pierze jakieś tabletki? - pokręcił głową i westchnął. skąd miał wiedzieć, że po prostu nie wyszła jej ta terapia? - a studia? chcesz z tego zrezygnować? - westchnął. przez grace stracił już brata, a teraz traci najlepszego przyjaciela. co za suka!

- jestem pewien. - odpowiedział mu i na samą myśl o grace nieznacznie się uśmiechnął. - brała tabletki, andy. po prostu nie zadziałały. czasem tak jest. - mruknął i wzruszył ramionami. - nie chce rezygnować. jakoś to pogodzę... jestem pewien. - powiedział pewnym tonem. będzie spał po 3 godziny ale wszystko pogodzi i będzie szczęśliwy! tak przynajmniej on sobie mówił. bo chciałby, żeby tak naprawdę było!

- jak to nie zadziałały? - trochę się zestresował. myślał, że dają stu procentową pewność! chyba będzie musiał zatroszczyć się o podwójną ochronę antyciążową! - o kuuurwaaa... - strzepnął jakiś paproch z uda i westchnął. - jak chcesz to poradzić? mamy cholernie dużo nauki, john. jej starzy są dziani, to może będą dawać wam kasę. - jakby on był biedny... to znaczy andy. chociaż jonathan też ma pewnie kupe forsy, bo hollywood bierze łapówki. miał nadzieję, że grace nie okaże się być jednak tą, za którą sam ją ma i będzie z jonathanem grzeczna.

- normalnie? - uniósł brew. - czasami nie działają. to jest jakiś 1 % chyba wszystkich tych kuracji. - powiedział obojętnym tonem. - wiem, wiem... nie chcę na nikim żerowac, andy. myślisz, że mi to pasuje...? znaczy dziecko teraz? jasne, że wolałbym po studiach, jak już znajdę dobrą pracę... ale skoro się tak stało to nie mogę na nic innego pozwolić i muszę zapewnić jej jakieś życie, andy. nie ucieknę od niej z tego powodu. tak nie można. - powiedział wzdychając ciężko.

- no to masz zajebistego pecha, stary! - klepnął go w bark i pokręcił głową. - byłbyś idiotą, gdyby ci to pasowało. - stwierdził poważnie i uśmiechnął się mdło. to był bardzo szlachetne z jego strony. no i on też by nie uciekł od żadnej. sam zajmował się nawet dzieckiem obcego faceta, gdy był z kają. ale dlaczego jonathan musiał zapłodnić akurat grace? nie znosił ją najbardziej na świecie, chyba. zaraz po julianie xd - zawsze moi rodzice przyjmą cię w kancelarii... może chcesz jakiś staż u nich? - wpadł na to teraz.

- dzięki, zawsze wiesz jak pocieszyć. - mruknął. sam wiedział, że ma pecha jeśli o to chodzi no i co zrobić! nie zostaje mu nic innego jak zająć się dzieckiem! i grace. - nie no bez przesady... nie muszę od razu pracować w kancelarii, z resztą nie skończyłem jeszcze studiów. poszukam czegoś... a jak nie uda mi się nic znaleźć w najbliższym czasie to na pewno przypomnę sobie twoją propozycję. - powiedział unosząc lekko kącik ust.

- a co innego znajdziesz? będziesz na zmywaku? albo na budowie? - uniósł brew. on sam miał przynajmniej talent do muzyki i mógł pracować jako dj. podobało mu się to prawie tak samo jak bycie adwokatem i wykłócanie się na sali rozpraw. ale nie mógł raczej tego robić całe życie, bo a nóż kiedyś mu wena przejdzie? musiał mieć dojrzałą alternatywę, jaką mu dawało prawo i studia. - dzieci są taakie drogie. - mruknął przypominając sobie te wszystkie pampersy, co to zmieniał tamtemu dzieciakowi.

- nie wiem andy, błagam cię nie męcz mnie tym już. - mruknął i pokręcił głową. - kończy się przerwa idziemy się uczyć. - zarządził i poszli na jakieś tam wykłady!

Gia ze skrętem w prawym kąciku ust siedziała po turecku na jednej z ławek w parku i przeglądała wczorajszą gazetę, którą dostała w prezencie od kumpla-współlokatora, który zarabiał na życie sprzedając kradzione gazety udając przy tym, że jest głuchoniemy. Całe szczęście w niedalekiej odległości od niej znajdowała się uliczna latarnia, w związku z czym dziewczyna nie psuła sobie za bardzo wzroku. Zastanawiała się, z jakim wąsem byłoby do twarzy nowemu prezydentowi Francji, ale nie miała ze sobą akurat żadnego flamastra, by to sprawdzić.