hyde park

zabrał raven na wycieczkę, bo obiecał jej, że po napisaniu książki będzie spędzał z nią więcej czasu. szli sobie grzecznie za rączkę a august podziwiał okolicę. szli pewnie na kolację a zatrzymali się w miejscowym hotelu.

byla bardzo ucieszona, ze august ja tak rozpieszcza i zabiera na wycieczki. - ale tu ladnie - zachwycala sie. juz probowala wypatrzyc czy sa tu jakies roslinki lub kamienie, ktore moglaby zabrac do domu.

- prawda? lubię tu przyjeżdżać i czasem sobie odpocząć. kiedyś jak byłem młodszy przyjeżdżałem tu na weekendy i siedziałem na ławce, pisałem i pisałem - spojrzał na nią - szukasz czegoś, że się tak rozglądasz? - zapytał z uśmiechem i pocałował ją w czubek głowy.

- nie dziwie sie, bardzo tu przyjemnie - usmiechnela sie szeroko. - tak sobie patrze - chciala juz dac mu calusa, ale przybiegl do nich jakis piesek i zupelnie sie rozproszyla. - ale slodziak - zaczela go glaskac, po czym podniosla kij z ziemi i mu go rzucila.

- taaak, bardzo fajnie - przytaknął jej, ale za chwilę podbiegł ten piesek i nie chciał się od nich odkleić. august rozejrzał się dookoła czy nie ma jakiegoś właściciela, ale nikt za nim nie podążał - oj, chyba biedaczek nie ma domu, nie widzę nigdzie żeby ktoś za nim biegł. nie ma obroży - przyjrzał mu się z zaciekawieniem. zaczął zaczepiać ludzi o tego psa.

spojrzala na augusta gdy stwierdzil, ze pies nie ma domu. chwycila psiaka. pewnie to byl jakis maly kundelek, wiec z latwoscia mogla go podniesc. dobrze, ze byl przyjaznie nastawiony i jej nie pogryzl! - mozemy go zabrac skoro nie ma domu? - zrobila smutne oczka.

- przecież mamy kota raven - zauważył, jednak już chyba decyzja zapadła sama z siebie, będą musieli wziąć pieska do domu - dobra, możemy go wziąć do domu, ale w takim razie co z kotem? jak oni się razem dogadają? będziemy musieli go zawieźć do weterynarza, kupić wszystkie zabawki, jedzenie... jezu raven - zaczął już jęczeć a mieli psa od minuty xd

- lucy go na pewno polubi! - zapewniala go. w sumie to nie miala takiej pewnosci, ale byla gotowa zaryzykowac i pracowac nad tym by sie polubili. moze kot nie wydrapie psu oczu xd - jest! - zaczela sie cieszyc i przytulila go do siebie. - jak go nazwiemy? - podsunela mu psa pod nos. - zobacz jak sie cieszy, ze ma nowy dom! - bedzie mial dopiero powod do marudzenia jak on bedzie musial za to wszysko placic xd

najwyraźniej zrobi dla niej wszystko, nawet zgarnie dla niej psa z parku, byleby była zadowolona i nigdy nie dowiedziała się o tym, że ją zdradza na prawo i lewo. był chyba największym palantem ever jeżeli chodzi o związki - niech będzie, że kot go polubi - westchnął. pies polizał mu nos a august zaczał się mega krzywić - możeeee luke - zażartował - byłaby lucy i luke - nie miał totalnie na to pomysłu, ale trudno. niech ma psa.

uroczo z jego strony. przynajmniej bedzie miala do towarzystwa psa i kota jak sie kiedys o tym dowie.
- luke? - nie spodobalo sie jej od razu, ale zaczela udawac, ze sie zastanawia nad tym imieniem. podniosla psa wyzej zeby sprawdzic plec zwierzaka. - to dziewczynka. mysle, ze pasuje do niej lilith - zadecydowala. nie podobaly sie jej propozycje augusta, wiec sama sobie wybrala xd jej kot ogolnie nazywal sie lucyfer i myslala, ze jak nazwie psa lilith to sie na pewno polubia i beda do siebie pasowac.

prawda? nie zostawi jej samej xd
- ok, niech będzie lilith - zgodził się na jej propozycje, skoro sama sobie wzięła pieska, sama sobie ustaliła jego imię - wiesz, że to oznacza, że teraz o tej porze musimy poszukać weterynarza a na dodatek koniec wycieczki do londynu, bo nasz hotel nie akceptuje zwierzaków? - uniósł brew i pomiział suczkę po głowie - jest chyba głodna i zmarznięta - zauważył. zaczął ją lubić.

najlepszy chlopak ever xd
ucieszyla sie gdy zgodzil sie na jej propozycje. zaraz jednak troche posmutniala bo wcale nie chciala wracac z powrotem do st albans. - moge ja schowac do torby. w ogolnie sie nie zorientuja, ze znami wrocila - zaczela wymyslac. miala taka bawelniana torbe na zakupy, w ktora teraz probowala wlozyc lili.

- ej, nie, nie rób tak, zdenerwujesz ją - ostrzegł ją, zabierając jej na chwilę pieska, który najwyraźniej uwielbiał całować się z augustem bo znów go oblizała - grzeczna dziewczynka. nie no, musimy wrócić do albans, nie mamy wyboru. wymeldujemy się i jeszcze poszukamy jakiegoś lekarza, chociaż już troszeczkę na to późno - zauważył - serio musimy kupić jej smycz i obrożę i w ogóle - pomiział psiaka za uszkiem. kolejna moja postać która ma psa! dobrze, że nie dziecko xd

raven taka dziecinna wiec mogla robic za dziecko haha xd
- ona cie uwielbia! - powiedziala zachwycona. tak slodko wygladal! zwierzaki do niego pasowaly. tak jak ten kotek na zdjeciu hehe. - na pewno musimy wracac? - zrobila smutna minke. dalej sie upierala przy tym, ze jakos uda im sie przemycic psa do hotelu. podobal jej sie londyn i wolalaby tu zostac jeszcze. ale skoro musi wybierac to ich nowe futrzaste dziecko bylo wazniejsze.

dobra, faktycznie była trochę jak dziecko dla niego xd moje postacie w białych związkach bardzo.
- musimy kochanie. ona musi jeszcze dzisiaj zostać zbadana a ja nie chcę zostać wyrzuconym przez hotel w środku nocy bo na przykład lily będzie na coś szczekała bo jej się coś przyśni. nie mam nawet smyczy ani kagańca dla niej - zauważył i uśmiechnął się do psiaka - więc, im wcześniej pojedziemy tym lepiej - pospieszył ją bo przyspieszył kroku.

takich partnerow sobie dla swoich postaci wybralas hehe
- no dobrze - zgodzila sie w koncu. zawsze mial racje. poszli do sklupu kupic wszystkie potrzebne rzeczy, a potem wrocili do domu. next

w parku odbywało się cocktail party ważniaków. wszystkie panie przyszły w wymyślnych kapeluszach, bo oczywiście takie wydarzenia polegały głównie na tym, żeby zaprezentować się w największym kapeluszu. charlotte ściągnęła swoj kapelusz i schowała się w krzakach z ukradzioną butelką z winem, którą opróżniała w samotności. na pewno liczyła, że wyląduje w króliczej norze niczym alicja w krainie czarów!

jeśli to było party ważniaków to olivia na pewno też tutaj była. brylowała w towarzystwie uwodząc starszych panów polityków żeby rozdawali pieniądze na charity i wszystko czego ona chciała.
przechadzała się właśnie z kieliszkiem szampana szukając przychylnej, znajomej duszy zamiast tego nadepnęła na kapelusz szarlot leżący obok krzaków - hm? - zaczęła buszować w krzakach burząc nieco swoje idealnie spięte w koczek włosy.

najwyraźniej charlotte nie schowała się za dobrze skoro olivii tak szybko udało się trafić na jej kapelusz. ale co tam, mogła go zdeptać ile chciała, windsorówna sama chętnie by go podpaliła. w pierwszej chwili przestraszyła się, że to matka jej szuka, ale na szczęście okazało się, że to bardziej przychylna dusza.
- ciiiii - zwróciła na siebie uwagę kiedy olivia zaczęła kręcić się w krzakach. - chodź ze mną posiedzieć. - pociągnęła ją za ramię w taki sposób, by olivia wylądowała na tyłku koło niej. - mam wino - zachichotała w sposób wskazujący na lekkie upojenie alkoholem i zassała się ustami do butelki, którą trzymała w pozycji pionowej, więc nic nie leciało.

olivia najwyraźniej była dobrym szpiegiem. albo kręciła się tędy enty raz w ciągu tego popołudnia i dlatego już trafiała w takie zakamarki.
niechętnie klapnęła na tyłku w krzakach, bo jak wiadomo była bardziej okrzesana niż szarlot. zerknęła jeszcze do tyłu na gości stojących i rozprawiających o czymś po czym wróciła wzrokiem do niej - dlaczego się kryjemy? - zapytała i zmrużyła oczy patrząc na butelkę i sprawdzając ile zawartości już opróżniła.

- wcale się nie kryjemy, tylko chwilowo odpoczywamy. - poprawiła ją swoim wstawionym głosem. charlotte też zgrywała okrzesaną i elegancką, a mimo to siedziała własnie tyłkiem na trawie i było pewne prawdopodobieństwo, że wyjdzie z krzaków w brudnej lub pomiętej sukience. a mogła usiąść na kapeluszu! - a gdybyśmy się kryły to po to, żeby nie rozmawiać po raz ósmy o tym samym. ale wcale się nie kryjemy! uwielbiamy rozmawiać w kółko o tym samym. - wyciągnęła w jej stronę wino.

- przynajmniej powinniśmy jakiś koc zorganizować - marudziła trochę, bo martwiła się właśnie tym że pobrudzi swoją jasną sukienkę, a przecież musiała się prezentować idealnie. w przeciwieństwie do szarlot nawet lubiła wystawne życie więc nie musiała się ukrywać i udawać uśmiechów. była do tego wytrenowana i z ty się godziła! - jak nie chcesz rozmawiać o tym samym to możesz trzymać się mnie i ja będę odwalać wszystkie formalności - chwyciła niechętnie wino - tylko odrobinę - zastrzegła upijając małego łyczka.

charlotte też lubiła pokazywać się w towarzystwie, stroić się, okręcać sobie ludzi wokół palca, ale szybko się tym męczyła i szukała możliwości ucieczki. jednocześnie ciągle chciała zgrywać idealną, więc też nie chciałaby, żeby ktoś zobaczył ją w brudnej sukience. raczej liczyła na to, że przetrzyma tu do końca wydarzenia.
- koc i co jeszcze? górę poduszek dla księżniczek na ziarnku grochu? - wywróciła oczami. - i rozmawiać w kółko o twoim ślubie? nie, dzięki, to już wolę w kółko mówić o moim nowym koniu. - obserwowała ją uważnie jak brała łyczka.

miały wiele podobieństw, ale jednak ich motywacje były inne! szarlot na pewno nie podporządkowywała się tak jak olivia, która grała niezależną, a jednak byla bardzo ugodowa w niektórych kwestiach.
- nie udawaj że nie chciałabyś mieć tutaj koca, ta trawa gryzie i kłuje mnie w tyłek - zaśmiała się podciągając nogi pod tyłek tak żeby usiąść na nich a nie na trawie jednak - wcale nie chce o tym rozmawiać - wytłumaczyła się szybko - tylko oni chcą - wskazała na ważniaków - nic nie mogę na to poradzić - westchnęła - ja tez uważam, że rozmowy o twoim koniu byłyby bardzie interesujące - przyznała jej racje, bo ostatnie co chciała to rozmawianie o gabrielu.