altana

była na spacerze, ale rozpadało się, więc jako zmoknięta kura przyleciała schować się pod dachem.

siedziala na laweczce I obserwowala uciekajacych przed deszczem ludzi. - ale pogoda, przed chwila swiecilo slonce - rozbawiona zagadala do stefki. wygladala na mila dziewczyne, a ona potrzebowala poszukac nowych kolezanek.

stefka czuła się jak głuptaska, że nie przewidziała deszczu i nie wzięła parasola, dlatego słowa nieznajomej dziewczyny podniosły ją na duchu i od razu uśmiechnęła się.
- nikt nie był przygotowany - zawtórowała jej rozbawiona i spojrzała z jej perspektywy na ludzi, którzy jeszcze nie znaleźli schronienia przed deszczem. - mam nadzieję, że minie tak szybko jak się pojawił - uśmiechnęła na ławeczce i zaczęła przeczesywac mokre włosy.

Roxy nigdy nie pamietala o parasolu wiec nie oceniala innych.
- przyszedl znikad - pokiwala glowa. obserwowala stefke z usmiechem. - ja tez, ale jesli nie to ciesze sie, ze mam teraz towarzystwo - powiedziala wesolo.

stefce wydawało się, że wszyscy idealni ludzie pamiętają o parasolach i przemykają przed deszczem bez skazy.
- możemy razem przetrzymać deszcz - przytaknęła jej nieśmiało. dziewczyna ośmielała ją swoim entuzjazmem, ale stephanie nadal zachowywała się ostrożnie. popatrzyła na nową znajomą - siedziałaś tu przed deszczem? jesteś sucha - wskazała na nią.

stefka za bardzo skupiala sie na nieistotnych szczegolach.
- mozemy - zgodzila sie I z powrotem przeniosla wzrok na padajacy deszcz. - jestes spostrzegawcza - zasmiala sie. moglo to brzmiec jakby sie z niej nabijala, ale to nie bylo celowe. - roxy - przedstawila sie I wyciagnela do niej reke.

dla niej były istotne.
- jeśli chcesz - dodała dla ścisłości. tak jakby roxy teraz ją wywaliła poza altanę na ulewę, bo nie chciała z nią gadać xd - przepraszam, nie chciałam się patrzeć - już się zawstydziła. - stephanie - uścisnęła jej dłoń i mimo wszystko uśmiechała. nowa koleżanka wyglądała na sympatyczną.

- chce - zapewnila ja. - nie szkodzi, nie przeszkadza mi to - zasmiala sie nie zauwazajac, ze zawstydzila stefke. - wiec stephanie.. jakie masz na dzisiaj plany? - zalozyla, ze skoro miala czas przeczekac deszcz to nigdzie sie nie spieszyla. co oznaczalo, ze moze bedzie mogla sie do niej przylaczyc.

- nie mam - odpowiedziała od razu, bo faktycznie nic nie robiła. kwiatki podlała wczoraj - wygląda na to, że koncert na trawie nie wchodzi w grę - zaśmiała się. czytała coś na plakatach, że ma być koncert, ale wcale się na niego nie wybierała. teraz mogła udawać, że to deszcz pokrzyżował jej plany i że inaczej by poszła i była cool. musiała mieć jakąś wymówkę na to, że nie miała co robić w letni wieczór jak frajerka. - a ty? - spytała z grzeczności, nie sądziła, że ich relacja się rozwinie poza czekanie w altance.

- tez przyszlas na koncert? - ucieszyla sie nawet, ze wyglada na to, ze maja wspolne zainteresowania. jednym z ulubionych zajec roxy bylo sluchanie muzyki live. juz zdecydowala, ze bedzie stefke ciagnac ze soba na gigsy w pubie. - ja tez nie. co znaczy, ze mozemy cos parobic razem - zaproponowala.

- tak, dokładnie, przyszłam na koncert, tak jak mówisz - zaczęła przytakiwać podejrzanie, ale może roxy nie zauważyła i uznała to za jej standardowe zachowanie. ucieszyła się, że roxy była chętna coś robić. ostatnio dobrze jej szło zdobywanie nowych wartościowych koleżanek. - możemy iść na inną imprezę, w lato cały czas coś się dzieje - udawała, że wie o tym, a nie siedzi w domu czekając na powrót romy.

zasmiala sie. nie skapnela sie, ze zachowanie stefki bylo podejrzana. nie znala jej I pomyslala, ze po prostu probuje utrzymac rozmowe. - to dobry pomysl. jest cos co chcialabys zobaczyc? - liczyla na propozycje skoro byla taka obeznana.

na jej twarzy wymalowywał się to bardziej to mniej pewny uśmiech, który zyskiwał kiedy roxy śmiała się radośnie i wyglądała jakby dobrze bawiła się w obecności stefki. zastanowiła się nad propozycjami rozrywki i tym gdzie zawsze chciała pójść, a nie miała okazji.
- w poniedziałki jest disco night na wrotkowisku... - zasugerowała. - to świetna zabawa - dodała, chociaż tylko wiedziała o tym ze słyszenia i nigdy nie była.

- swietnie, w takim razie jestesmy umowione w poniedzialek na disco night - zdecydowala. wyciagnela telefon zeby wymienily sie numerami. zaraz przestal padac deszcz wiec mogly isc sie przejsc. next!

swatki bridget i piper znowu w akcji. wkręciły nate'a i valentino, że mieli się tu spotkać z rodzinką berube i, no nie wiem, może rodzina eyre też przyjechała na wakacje xd zamiast spędzać czas z synem, piper plotkowała z bree i realizowała intrygi.
- oni nie przyjdą, prawda? - mruknął jak tak siedzieli dłuższą chwilę w tej altance. miział psy, które przyprowadził, ale i tak w tych okolicznościach wyglądali jak na romantycznej schadzce.

bree jak zawsze chciała najlepiej dla synusia uroczo.
jack wracał z jakiegoś kursu, bo na pewno podobnie jak peggy brał udział w wielu wakacyjnych kursach xd dostrzegł jakieś pstrokate wdzianko valentino i chciał go zajść od tyłu, ale wtedy dostrzegł drugą postać. niestety było za późno żeby się wycofać bo już dotykał ramienia valentino - och, cześć - zdjął rekę odruchowo. nie lubił nejta ups!

valentino nie mogl sie nawet cieszyc w odwiedzic rodzicow bo teraz obydwie mamy mogly osobiscie pilnowac jak im idzie swatka xd
- nie, znowu nas wrobili - powiedzial z niezadowoleniem. byl zly, ze dal sie nabrac. I jeszcze bardziej zly, ze I tak musieli brac w tym udzial. znudzilo mu sie juz to! ale nie mial odwagi sie stawiac xd
odwrocil sie gdy poczul czyjs dotyk. - czesc - usmiechnal sie do jacka.

zamiast cieszyć się z przyjazdu mamy to drżał ze strachu na myśl o swatach xd louis i alfons już się upili i nie pilnowali co żony wyprawiały.
- powinniśmy pójść teraz do nich i raz na zawsze z tym skończyć - westchnął, że znowu dał się wkręcić. tak dawno nie było żadnych akcji, że stracił czujność. - cześć - mruknął na widok jacka, ktorego też nigdy nie lubił. już wolał spędzać czas z valentino niż z nim. - jesteśmy w trakcie czegoś - zamachał na siebie i valentino. nie planował z nim spędzać czasu sam na sam, ale myślał, że zaczną swoją własną intrygę anty-swatową i jack tu tylko przeszkadzał.

na pewno tak było. oni pili whisky w gabinecie alfonsa i izolowali się od swoich partnerek xd
wcale znaki na niebie i ziemi nie wskazywały i słowa nejta nie wskazywały, że byli na jakiejś randce. poczuł ukłucie zazdrości, tylko on mógł wychodzić na randki z valentino, choć wcale tego nie robił tylko macał go po kryjomu xd
- widzę - powiedział niezadowolony na słowa nejta - przeszkadzam w czymś? - zapytał i spojrzał na valentino, to na pewno nie była uradowana mina.

wiedzieli ze jak mialy cel to nie warto sie bylo wtracac xd przynajmniej im nie zawracaly dupy.
- myslisz, ze dadza sobie spokoj? - mial watpliwosci, ale nie krytykowal pomyslu. chociaz z czyms sie mogli dogadac. to byla taka wazna sprawa, ze valentino nawet nie skapnal sie jak to moze wygladac. oni wiedzieli, ze nie ma szans zeby cokolwiek miedzy nimi bylo I myslal, ze wszyscy oprocz ich matek to widza. - to skomplikowane - historia byla za dluga zeby ja teraz opowiadac.

przynajmniej mieli spokój jak się zajmowały sobą xd
- powinny nas wysłuchać - wierzył w resztki rozumu swojej matki xd powinna chcieć wszystkiego co najlepsze dla swojego synusia i może kiedyś w końcu zrozumie, że wcale nie znajdzie tego u boku valentino. nate nie podejrzewał, że może cokolwiek być między valentino a jackiem, więc tym bardziej nie sądził, że on mógł sobie coś dopowiedzieć patrząc na nich. - to nasza sprawa - dopowiedział, dając mu znać, że ma spadać. wyglądał jakby nie chciał, żeby jack im przeszkadzał w randce, ale jego niezadowolona mina była tylko i wyłącznie wyrazem niechęci do jego osoby.

mogli odpocząć xd
oburzył się, że ani valentino nie chce się wytłumaczyć, ze względu na to co było lub nie było pomiędzy nimi! uznał, że go po prostu olewa i na pewno nie poczuł się komfortowo. nie liczył na to, że nate cokolwiek mu powie, ale po valentino spodziewał się wiecej. to nic że w sumie on częściej był w związku i wtedy ranił chłopaka ups - świetnie, to bawcie się dobrze - burknął niezadowolony (dało się usłyszeć) i poszedł sobie obiecując, że nie odezwie się do valentino, chyba że będzie chodziło o samorząd! ups.

w koncu xd
nie rozumial reakcji jacka. szczegolnie, ze on faktycznie wiecej razy dawal mu powody do zazdrosci! chwile patrzyl jak jack odchodzi, ale zaraz wrocil do planowania jak wytlumaczyc bree I piper, ze maja juz dosc zmuszania ich do spedzania wspolnie czasu.

umowila sie ze stefka na spacer. dala jej jednego psa, a ona trzymala drugiego. myslala caly czas o tym co powiedzialy jej duchy I patrzyla na dziewczyny z innej perspectywy. potrzebowala przyjrzec sie komus kogo zna, ale nie za dobrze by zdecydowac czy moglaby sie jej podobac.