zoo

przyjechał tu na desce, bo miał ochotę popatrzeć na zwierzęta i pomyśleć. dlatego teraz po kryjomu grzebał w zamku jakiegoś tylego wejścia.

skoro cody jest nieczuły i nie rusza jeszcze do belfastu, tylko chce sobie jeździć na żyrafie, to lecę z listy, a nie przypadku, sorry xd
według skiby alfons był z bridget w klubie, ale ta się trochę porobiła i ją wyrzucili z klubu z koleżankami, bo robiły wstyd. alfons oczywiście tego nie zauważył, bo był zbyt zajęty rozmową z leą ;xx bree próbowała się do niego dodzwonić i relacjonowała na twitterze swoje przygody z wyrzuceniem z klubu, które były tak zabawne. przez to upicie nawet zapomniała, że boi się porywacza i że nie powinna chodzić sama po nocy, więc zamiast tego spacerowała sobie i przechodziła obok zoo. jak ktoś poruszył się w ciemnościach, to aż krzyknęła ze strachu.

żal żal żal, ale jesteś xd
nie jechał do mamy bo dopiero co oddał swoją pracę i miał bilet kupiony na rano! w tym czasie postanowił iść w miejsce, w którym będzie mógł spokojnie pomyśleć i się trochę rozluźnić, żeby przy matce nie być takim spiętym. no i padło na zoo. sam się wystraszył i podskoczył, ale zaraz ogarnął, że to tylko bree. podleciał do niej i zamknął jej dłonią usta. nie chciał, żeby krzykami go wydała ;x miał ochotę popatrzeć na te żyrafy. - to tylko ja - próbował ją uspokoić.

bo miałam na liście i chciałam proponować, ale myślałam, że już wyjechał może xd dobra, dobra, niech będzie, że cody też jest dobrym synem, a nawet lepszym, skoro jeszcze miał uczelnię i ważne sprawy, a nie to co porażka życiowa matt. jak jej zamknął dłonią usta, to już zupełnie jak porywacz, ale na szczęście poświeciła mu w twarz telefonem i go rozpoznała.
- chyba nie chciałeś też wyjechać bez pożegnania, co? - chichotała pijacko. - nie po tym, co razem przeżyliśmy. - dodała. nie zapominajmy o ich wyimaginowanym związku.

i na dodatek był tak łaskawy, że nie zjadł płodu matta jak byli w brzuchu mamy. a tak się zawsze mogło zdarzyć. dobrze, że doszli do porozumienia.
bree zamiast próbować się wyrwać świeciła napastnikowi telefonem po oczach xd zmrużył oczy jak mu tak poświeciła i zakrył twarz dłonią. puścił ją jak się już uspokoiła i zmierzył ją wzrokiem. - nie wiem co masz na myśli, ale nie, nie zamierzałem wyjechać bez pożegnania - trochę skłamał, bo jednak teraz mama była ważniejsza niż jakieś koleżanki i nie miał zamiaru się z wszystkimi po kolei żegnać. w końcu nie wyjeżdżał na zawsze.

kochany cody! na pewno od razu się zakumplowali jako płody i nie było szans, żeby któryś któregoś wchłaniał.
bridget była pijana i pewnie by tylko chichotała, jakby ktoś próbował ją zaatakować. przecież to takie śmieszne! opowiedziałaby mu historię, jak przed chwilą została wyrzucona z klubu. jeszcze by mu podała nick z twittera, żeby ją śledził.
- to czego tu szukasz? żegnasz się z foczkami? najlepsza stoi przed tobą. - śmiała się. jest głupsza niż zawsze...

piper widziała co się działo na tym twitterze i pisała jej, żeby nie szlajała się sama, ale oczywiście się nie posłuchała. bree jest czasami głupsza niż by się wydawać mogło. przypał. - nie zupełnie - zaraz się do niej odwrócił plecami, żeby kontynuować otwieranie zamka. - idę popatrzeć na zwierzaki. idziesz ze mną? - zaproponował jej jak już się tu przybłąkała.

bridget nie czytała co inni jej pisali, tylko to, co sama pisała, bo zachwycała się tym, jakie jej życie jest fascynujące i jakie jej komentarze są zabawne.
- przecież zoo jest zamknięte. - powiedziała mu, bo może nie zauważył. nachyliła się zaraz nad nim, żeby zobaczyć co kombinuje. - ale masz zwinne rączki, cody. - chichotała dalej. - chcesz na pożegnanie zatańczyć? - zaproponowała zaraz i położyła mu rękę na barku, żeby próbować odtańczyć zorbę i machała nogami.

szkoda tylko, że pewnie tylko ona uważała swoje komentarze za zabawne. nawet piper za często nie bawiły, a traktowała ją pobłażliwie.
- wiem, dlatego tu jestem - odpowiedział jej, bo wcale nie był ani ślepy ani głupi. - moje zwinne rączki potrafią wiele dobrego - poruszył zabawnie brwiami, po czym powrócił to kombinowania w zamku od bramy. nie zwrócił uwagi na te jej tańce. potrzebował się skupić i robił to tak długo aż w końcu próba otwarcia zakończyła się sukcesem. - chodź - chwycił ją za rękę i wciągnął do środka.

nawet alfons był zażenowany jej komentarzami. albo po prostu nie śledził jej na twitterze, żeby się do niej nie zrażać. xd
- oj wiem, oj wiem - machała brwiami tak bardzo sugestywnie, że dziwne, że jej nie odpadły. zachichotała kiedy wciągnął ją do środka. - czuję się jak prawdziwa kryminalistka. wiesz, że przed chwilą wyrzucili mnie z klubu? uwierzysz? a teraz włamuję się do zoo... - śmiała się. - moje życie jest takie szalone! muszę o tym zatwittować! - zaczęła coś klikać na telefonie. zaraz wyląduje w areszcie z tego bycia kryminalistką.

pewnie właśnie dlatego nie miał twittera xd
zamknął tą bramę, ale nie całkowicie, żeby łatwiej im było stąd uciec. - noc pełna przygód - zaśmiał się. chwycił jej telefon, żeby przeszkodzić jej w pisaniu. - zachowaj tą historię na później, bo zaraz zjedzie się policja i będzie cię musiała tata odbierać z komisariatu - powiedział poważnie. on ją obserwował i dobrze wiedział co tam wypisuje. - to jakiego zwierzaka chcesz zobaczyc pierwszego? - był tu już kilka razy, więc nawet pamiętał co gdzie jest.

albo udawał, że nie miał, żeby go nie oznaczała cały czas. ach, te kłamstwa i tajemnice...
- fajnie jest być mną! - stwierdziła zaraz i nawet okręciła się wokół własnej osi z rękami w górze, żeby trochę się nacieszyć byciem sobą. przestraszyła się tego, że tata dowie się, że jest kryminalistką, więc palcem zamknęła sobie usta na kłódkę i wyrzuciła niewidzialny kluczyk. - tylko rób zdjęcia, skoro zabrałeś mi telefon! - zastrzegła od razu, bo wyprawa bez zdjęć na instagramie się nie liczy. - tygrysy! albo nie, pingwiny! albo nie, lamy! - nie mogła się zdecydować. była tak podekscytowana, że szła w podskokach i cody nie mógł za nią nadążyć.

powinno to wyjść na jaw i zrobiłaby mu o to awanturę xd
- na pewno - westchnął, bo robiła tyle hałasu, że nie zdziwiłby się jakby ktoś ich przyłapał. zresztą miał bardziej ochotę na spacer w samotności, a teraz będzie musiał jej pilnować. no ale co zrobić, lepsze to niż jakby się miała sama szwendać po okolicy. - w tamtą stronę są zebry - położył deskę na ziemi i wskoczył na nią, więc wcale teraz nie miał problemu z dogonieniem jej.

najgorsza drama ever...
bridget nie do końca łapała ideę włamywania się, więc zachowywała się jak na co dzień. zresztą... ona chyba nie umiała być cicha. zawsze głośno gadała, jeszcze głośniej się śmiała i nie umiała usiedzieć w miejscu.
- jeej! zebry to moje ulubione zwierzęta! - wymyśliła, biegnąc do nich. nie miała ulubionych zwierzaków oprócz swojego mopsika, więc po prostu jarała się tym, co miała podane na tacy.

pewnie nie umiałaby nawet siedzieć cicho jakby się musieli ukrywać przed ochroną i przez nią by ich złapali. też sobie znalazł partnerkę do takiej przygody. - teraz w lewo - podjechał do niej i złapał ją za rękę zanim poleciała w złym kierunku. - fajnie jakby zwierzaki żyły swoim własnym życiem jak w madagaskarze - dalej ją trzymał za rękę jak dziecko, żeby mu się nie zgubiła.

partnerka sama się nawinęła... pewnie normalnie poszedłby z mattem, no, ale wiadomo, że to nie było możliwe.
- cody! - wyrwała tę rękę nagle. - jestem z alfie'm. musisz to zaakceptować. nie możemy tak robić. - powiedziała mu z rozbrajająco niewinną minką. cały czas jej się wydawało, że cody ją teraz podrywa. będzie musiała powiedzieć alfonsowi i ciekawe jak on na te rewelacje zareaguje! - fajnie jakby zabawki żyły własnym życiem jak w toy story. - dopełniła jego myśl, choć trochę nie na temat.

matt to była najlepsza osoba do łamania prawa. pewnie robili sobie od czasu do czasu wyścigi kto otworzy zamek szybciej, żeby im to szło jeszcze lepiej.
- no i co z tego? - nie ogarniał co to miało z nim wspólnego, bo nie zdawał sobie sprawy z tego, że ta nadal sobie coś ubzdurała i wymyślała nieprawdziwe historie. w ogóle masz coś z postaciami, które sobie dopisują wszystko, bo tak samo jest z dżudem xd - w takim razie nie odbiegaj tak, bo zoo jest duże - czuł się trochę jak jej opiekun teraz. - to też. ale w sumie czy ja wiem czy chciałbym, żeby moje zabawki latały po całym domu - zamyślił się, bo to poważny temat.

bardzo możliwe! dzięki temu byli w tym tacy dobrzy. a jak ktoś ich gonił, to jeszcze mu robili pranie mózgu, bo mu się wydawało, że goni jedną osobę, a tu nagle z dwóch różnych punktów wołają klony, że "juhuuu, tu jestem, złap mnie jeśli potrafisz".
- musimy zapomnieć o tym, co było między nami i po prostu być przyjaciółmi. - pierwszy raz mówiła poważnie i nie chichotała. to znaczyło, że sprawa jest wielkiej wagi. moje postacie wszystkie są psychiczne, a ty się jeszcze dziwisz. - muszę zobaczyć zebry! - tupnęła nóżką i zaraz pobiegła znowu i musiał ją znowu doganiać. przystanęła przy zebrach i zachwycała się, jakby je pierwszy raz na oczy widziała. - ja bym chciała! wreszcie pan małpka mógłby mi coś doradzić. oooooo właśnie, chodźmy do małp! - zaczęła szamotać cody'ego za ramię.

brakowało mu teraz brata i z chęcią by go wymienił na bree, która była dzisiaj jeszcze bardziej dziecinna niż normalnie. on też zachowywał się jak duży dzieciak, ale nie aż w takim stopniu. pewnie dlatego mu to nie za bardzo się podobało, bo musiał robić za tego bardziej odpowiedzialnego. - no jesteśmy po prostu przyjaciółmi przecież - podrapał się po głowie. - jak chcesz iść do małp to musimy się włamać do tamtego budynku - pokazał paluchem w dobrą stronę.

bridget była okropnie dziecinna, a jak sobie popiła, żeby pozować na dorosłą, to zmieniała się w jeszcze większego dzieciaka. dziwnie to działało. zdecydowanie bliźniaki byli dla siebie najlepszym towarzystwem do włamań. piper też nie sprawiała mattowi żadnych problemów, w przeciwieństwie do jej bff.
- to jeszcze dalej trzeba się włamywać? - była zafascynowana. - czemu to wszystko jest pozamykane! powinno być otwarte cały czas. i w ogóle klatki powinny być otwarte! żyrafy powinny chodzić po ulicy! - zaczęła wymyślać.

tylko cody miał takiego pecha, żeby trafiła mu się akurat bree. nie chce mi się nim już grać, więc poszli jednak popatrzeć na te lamy i tygrysy, a potem wsadził ją w taksówkę, a sam pojechał do siebie się spakować.

bridget oczywiście gadała, że to najlepsze pożegnanie ever, ale i tak kazała mu szybko wracać.

nie wiem czy dajesz edie czy caspra, ale bridget nadal próbowała żyć "niebezpiecznie" i chciała teraz wzorem cody'ego włamać się do zoo po nocy, ale kompletnie nie potrafiła powtórzyć jego wyczynu i kombinowała wsuwkami w kłódce od bramy.

najpierw chciałam ci dać edie, potem caspra ale dam ci edie, bo tak. edie szła tędy lekko zawiana, bo ostatnio dużo imprezowała ze swoimi nowymi znajomymi z klubu jazzowego. ogólnie to dużo pili, grali, komponowali muzykę i grali po garażach czy też klubach. akurat przy bramie zoo coś zgubiła i zaczęła tego szukać. wpadła na bree - tyyy... co ty tutaj robisz? - zapytała opierając się o bramę.

taki trudny wybór! chociaż nie pamiętam czy kiedyś grałyśmy bridget i casprem. ale spoko, jest na liście i nie zginie. kiedy ktoś zaczął się kręcić koło bramy, zaczęła sobie gwizdać pod nosem i udawać, że zawiązuje buta, ale oczywiście nie potrafiła być dyskretna ani trochę, ani tym bardziej udawać, że nie robi nic podejrzanego. na szczęście zaraz okazało się, że osobą obok jest edie, więc można było porzucić wszystkie pozory.
- włamuję się! - zachichotała. - do zoo! - zapiszczała entuzjastycznie. - chodź, pomożesz mi! - złapała ją za rękę.