biblioteka

siedział w bibliotece ze swoimi kolegami, bo w niedzielne wieczory mieli tu sesje planszówkowe. od trzech godzin siedzieli nad wielką rozłożoną planszą-mapą z gry o tron i doskonale się bawili podbijając świat. ben był już tak blisko zwycięstwa!

miał jakiś kolegów? xd
rory i marcus przytoczyli się tutaj paląc jeszcze jednego jointa po drodze xd - ben! - wpadli tutaj z impetem szukając współlokatora. rory rozglądał się chaotycznie po bibliotece.

wszyscy w st Albans to byli jego koledzy xd moze nie liczac marcusa I roryego.
- been! - zawolal, nie przejmujac sie pania blibliotekarka, ktora pokazala im, ze maja byc cicho. ruszyl do przodu, rozgladajac sie za benkiem.

według benka wszyscy byli jego kolegami xd poza tym znalazł grupę nerdów to miał swoje towarzystwo.
- chłopaki?! - wstał kiedy zobaczył swoich współlokatorów. - zgubiliście klucz do pokoju? nie ma sprawy, już wam daję. - zaczął się klepać po kieszeniach w poszukiwaniu klucza. powinni mu zabrać ten klucz to nigdy by się nie dostał do pokoju.

ale marcus i rory przyszli tu w innym celu ;x
dlatego kiedy podawał im klucz i znaleźli się stosunkowo blisko rory wycelował pięść w jego nos i trafił - odczep się od maud! - zaczął bredzić bo ciągle nie wierzył że to jego dziewczyna xd

Marcus sie wyszczerzyl szeroko gdy zobaczyl jak Rory przywalil benkowi. - no wlasnie! - on sie tak zjaral, ze juz nie bardzo ogarnial o co sie bija, ale nie mial zamiaru przegapic takiej okazji. chwycil bena za bluze I rzucil niz z calej sily o podloge. do tego zapodal mu kopniaka w brzuch.

- co? - tyle zdążył zareagować zanim dostał w twarz. od wczoraj miał rany wojenne i przeciętą wargę, ale okazało się, że jego ukochani wspóllokatorzy załatwią go bardziej od dilerów z tunelu ;x bał się co prawda, że marcus coś mu zrobi przez to, że nie załatwił dla niego zioła, ale nie spodziewał się, że go zaatakują razem z rory'm. benek był słabeuszem, więc oczywiście nie umiał im oddać i dał sobą szamotać i rzucać o ziemię. - przestańcie! - załkał, skręcając się z bólu. jego koledzy też byli bezużyteczni i przestraszyli się napastników, więc nie odciągali ich od bena, ale pobiegli do bibliotekarki, żeby ją zaalarmowac, bo stara kobieta na pewno sobie z nimi poradzi xd

zdawali sobie sprawę, że benek nie da rady się obronić, dlatego miotali nim na prawo i lewo ;x
zanim stara bibliotekarka tu dotrze to ich już nie będzie he he he - przestaniemy jak odczepisz się od maud? - chwycił go za koszulkę i uniósł lekko z podłogi - dociera to do ciebie? - spojrzał na niego groźnie próbując go przekonać, ze olanie maud to najlepsze co może zrobić.

bedzie sie musial zapisac na jakies lekcje samoobrony po tym.
marcusowi podobalo sie traktowanie bena jako worek treningowy, ale zaraz zorientowal sie, ze ida po nich. poklepal roryego po ramieniu, dajac mu znak, ze juz pora spadac. no I zwiali. na razie myslal, ze im to ujdzie plazem ;x

- maud - powtórzył słabym głosem, nie wiedząc co oni mają wspólnego z jego dziewczyną, ale miał już takie mroczki przed oczami, że nawet nie zrozumiał dobrze co się działo i co do niego mówili. koledzy wraz z bibliotekarką zabrali go na izbę przyjęć, był cały poobijany, z nosa ciekła mu krew i okazało się, że miał złamane żebro.

szukala jakiejs ksiazki na temat animacji, zeby mogla moc o tym pogadac z andersonem hehe. nie lubila nie wiedziec o co chodzi w rozmowie. wcale nie chodzilo o to, ze chciala mu zaimponowac swoja wiedza.

nie wiem co tu robił franek, ale najwidoczniej szukał książki do jakiejś pracy i natknął się na ruby - cześć fletcher, co za spotkanie - przywitał się tak na odwal się, ale skoro chciała go unikać no to innego przywitania nie będzie. ciekawe czy annie już się chwaliła co ostatnio robili xd

niestety annie jeszcze nie zdazyla sie z nia podzielic nowosciami ze swojego zycia. ruby na pewno bylaby w wielkim szoku xd pewnie annie nie chciala zeby ruby sie z nim spotykala bo sama chciala go dla siebie ech.
- czesc joyce - rowniez sie przywitala, odkladajac ksiazke z powrotem na polke.

- czego tam szukasz ruby? może ci jakoś w czymś pomóc, co? - zapytał. nadal nie przyzwyczaił sie do nazwiska ojca a poprosił wszystkich wykładowców, żeby już tak się do niego zwracali. dobrze, że jego brat chodził na wykłady w kratkę to się nie mylili który joyce xd

- mozesz mi pomoc jesli wiesz cos o animacji i bedziesz w stanie polecic mi dobra ksiazke - powiedziala troche zrezygnowana. nie wiedziala co ma wybrac, a nie chcialo jej sie marnowac czasu na rzeczy, ktore sie jej nie przydadza. moze jednak beda musialy wystarczyc jej google.

- mogę ci parę rzeczy polecić - on miał szerokie pole zainteresowań, więc spojrzał na to co miał tutaj dostępnego i podał jej ze dwie czy trzy książki - tutaj się na pewno czegoś dowiesz. ale dlaczego animacja? bo to bardzo konkretny temat - skrzyżował ręce na torsie.

patrzyla jakie ksiazki wybiera i chwycila te ktore jej podal. - znajomy sie tym interesuje, a ja nie lubie nie wiedziec o co chodzi gdy ktos o czyms mi opowiada - wytlumaczyla. - dzieki - usmiechnela sie nawet do niego. dzisiaj byla zdecydowanie bardziej przyjaznie nastawiona niz ostatnio. annie cos wspominala, ze ukladalo sie im lepiej, wiec nie musiala byc juz dla niego niemila.

- nie ma sprawy ruby. polecam się na przyszłość. o czyli chcesz komuś zaimponować wiedzą, no to spoko, elegancko - puścił do niej oczko. tak, sprawy z annie układały się tak, że raz to ona się na nim kładła a raz on na niej. czyli można było powiedzieć, że widać było znaczącą poprawę ich stosunków osobistych hehe - wybacz, że ostatnio byłem szorstki. nie chciałem - przeprosił ją za ostatnią sytuację.

- nie chce nikomu imponowac - od razu sie zaczela bronic. - robie to dlatego, ze lubie prowadzic inteligentne konwersacje - dodala zaraz. z andersonem inteligentnie sie niestety nie dalo rozmawiac, ale mogla chociaz sprobowac. annie mogla wbrac kazdego innego a poleciala na brata, slodko xd - nie szkodzi, ja tez nie bylam wtedy za przyjaznie nastawiona - usmiechnela sie lekko.

nie są spokrewnieni z annie! de facto nie łączą ich żadne więzy krwi, bo annie nie jest córką blaisa. jest jego pasierbicą tylko. jedyne co ich łączy to to, że wychowywana była przez ojca franka. nic więcej - miałem mnóstwo spraw na głowie, które nadal próbuję skleić. tylko to mi mozolnie idzie - westchnął cicho - no nieważne, ważne, że chce, żeby annie była szczęśliwa - zapewnił ją.

wiem hehe. chyba nawet st albans nie bylo tak szalone, zeby bylo w nim kazirodztwo. mama annie na pewno bedzie z niej dumna gdyby dowiedziala sie, ze jej ciezka praca poszla na marne i annie sypia z frankiem a nie jakims krolewiczem. - takie rzeczy potrzebuja czasu - przycisnela do siebie ksiazki. - cieszy mnie to - powiedziala.

dobrze, że to była jednorazowa akcja i nie zamierzali tego z annie powtarzać. z resztą, on nieszczególnie do tego dążył, chociaż mu się podobało. chciał uniknąć konfrontacji z bratem - tak, też mnie to cieszy. szkoda tylko, że ojciec nie ma tak łatwo. modlę się tylko, żeby się nie rozwiódł z maddie - westchnął - chodź, odprowadzę cię do domu - zaproponował.

- chca sie rozwiezc? - zdziwila sie. tyle sie w ich rodzinie dzialo, ze najwyrazniej juz nie nadazala. szkoda jakby ich rodzina sie rozpadla. tym bardziej, ze rodzenstwo zaczelo sie w koncu jakos dogadywac. - tylko je wypozycze - popukala palcem w ksiazki i ruszyla do bibliotekarki.

- nie wiem właśnie, ojciec nie chce ale nie wiem czy maddie nie rzuci w niego pozwem rozwodowym. chciałbym uniknąć złości mojego brata do końca swojego życia - bo naprawdę nie chciał żeby nico się na niego gniewał przez następne sto lat. dobrze, że teraz interesowała go faye a nie jakieś dramy rodzinne xd