ławki

przeniosl wzrok na jej dlonie gdy robila ten cudzyslow. - aha, rozumiem - pokiwal glowa. kiedys mial swoje za uszami, wiec nie potrzebowal dalszych wyjasnien. - andy - rowniez sie jej przedstawil. - no wiec.. dlugo musisz czekac az twoi rodzice sie.. dogadaja? - zapytal. bo on w sumie chcial sie juz zbierac, ale nie zostawi jej tu samej.

- a ja wiem? nie wiem. to ich kolejne spotkanie po latach, odkąd mój ojciec dowiedział się, że ja istnieje i że w ogóle ma córkę. to skomplikowana historia, wiesz? nie wiem czy masz czas, ale mogę ci ją opowiedzieć - zaproponowała. nie wiem, może potrzebowała się wyspowiadać z tego co robiła ostatnio w zyciu? xd

- mam czas - odpowiedzial zgodnie z prawda. bo generalnie to na plebani i tak nie mial co robic, wiec co to za roznica czy bedzie siedzial tu czy tam. tutaj przynajmniej mial do towarzystwa faye, a w pokoju zostaly mu same rybki. - wiec zamieniam sie w sluch - dodal. skoro musiala sie wygadac to lepiej trafic nie mogla!

- otóż to jest tak. urodziłam się i wychowywałam jako faye cavenish, córka niejakiego pana cavendisha i niny miller-cavendish. rodzina jest rodziną typowo arystokratyczną, bo pan cavendish ma tytuł lorda, no to wiadomo, z resztą on ma dużo tytułów - machnęła ręką - mam jeszcze dwójkę rodzeństwa. wychowywałam się jako arystokratka, kompletnie nie miałam żadnego kontaktu z rzeczywistością - kontynuowała, gasząc papierosa - jednak jak miałam osiemnaście lat, mama wyznała mi prawdę, że nie jestem biologiczną córką pana cavendisha, o czym on jeszcze nie wiedział. dowiedział się dopiero w tym roku - westchnęła - ja ostatnio nawywijałam, zrobiłam skandal, wylądowałam w więzieniu i ojciec od matki w końcu się dowiedział, że nie jestem jego. na szczęście biologiczny ojciec mnie przyjął, zmieniłam nazwisko na mayhew, a moja mama rozwiodła się z tym frajerem, który na dodatek mnie uderzył - wzięła głęboki oddech - i teraz moja mama po latach wróciła chyba do mojego biologicznego ojca i są razem szczęśliwi ale do nadal skomplikowane. rozumiesz coś z tego bełkotu upadłej arystokratki? - zapytała xd

szczerze mowiac troche go zatkalo gdy mu zaczela opowiadac o sobie. tego sie raczej nie spodziewal. takich historii nawet na spowiedzi jeszcze nie slyszal, a ludzie dopuszczali sie czasami niezlych grzechow. bacznie jej sie przygladal gdy mowila. musial sie skupic nad tym by sie nie pogubic. - rozumiem - pokiwal glowa. - duzo ostatnio przeszlas - podsumowal.

- taaaak. jestem teraz faye mayhew, zwykła studentka mechatroniki, pracuję u ojca w kawiarni i prowadzę zwykły, nudny żywot - westchnęła nad swoim dziwnym losem - moja mama chyba jest szczęśliwsza teraz spotykając się z miłością swojego życia. uwolniła się od tego palanta - kopnęła znów kamyk - wiesz, że moja mama założyła miejscowe zoo? - dodała tak głupio - a ojciec ma sieć kawiarni. polecam, wpadnij kiedyś na kawę - zareklamowała biznes ojca.

- tesknisz za swoim arystokrackim zyciem? - zapytal. bo takie mial teraz wrazenie. chociaz oczywiscie to bylo zrozumiale. chyba nikt nie lubi takich naglych zmian. potrzeba czasu by sie do tego przyzwyczaila. - nie wiedzialem - odpowiedzial chociaz to moglo byc oczywiste. raczej nie ogarnial kim byla jej rodzina, a tym bardziej nigdy nie zastanowil sie nad tym kto otworzyl zoo. - czyli mozesz miec cale zoo dla siebie? - zapytal, probujac troche rozluznic sytuacje. - na pewno wpadne - zapewnil ja i podziekowal za zaproszenie.

- wiesz co? nie tęsknię! nigdy tam nie pasowałam. w końcu która arystokratka lubi babrać się w silnikach, smarach i samochodach? bo ja kocham! - klasnęła w dłonie. - pewnie, że zoo mogę mieć tylko dla siebie. tak samo jak i kawiarnię będę miała na pół z córką współwłaściciela - zaśmiała się - u caspa i leo, przyjdź kiedyś koniecznie, osobiście cię obsłużę - pokiwała głową - przejdziemy się? - zapytała spoglądając na zegarek - w sumie to powinnam wracać - zauważyła.

- a widzisz, czyli jednak wyszlo na dobre - usmiechnal sie. - teraz mozesz robic to co kochasz, a to jest w zyciu najwazniejsze - tak uwazal. wiedzial co mowi! on kochal najbardziej boga i dlatego wolal swoje zycie teraz niz wtedy gdy zyl na krawedzi. - to swietnie. masz teraz tyle mozliwosci - powiedzial wesolo. rowniez spojrzal na jej zegarek. - jasne, odprowadze cie - zaproponowal.

odprowadził ją i gadali jeszcze o pierdołach, ale nie o jej życiu, dobranoc!

leżał pod ławką próbując wyskrobać scyzorykiem swoje inicjały tam xd

chciala usiasc na lawce I posluchac spiewu ptakow, ale jedyna wolna byla na pod ktora lezal Lucien. wiec sie rozmyslila I poszla usiasc na trawie. zaciekawila sie tym co robil I przygladala mu sie teraz z daleka.

lucek następnym razem zrobi sobie lepszy kamuflaż to będzie mógł ją od dołu podglądać czy coś..... wydrapał pewnie swoje inicjały i ściągnął wszystkie gumy przyklejone do ławki. czyli niby wandal, ale jednak porządny. pewnie zauważył że raven się na niego patrzy dlatego stwierdził, że bardzo zabawne będzie jak zacznie udawać, ze ma jakiś atak, dlatego zaczął się telepać i wierzgać pod tą ławką uderzając częściami ciała w siedzisko ławki.

co za dziwak. dostalaby zawalu gdyby nagle okazalo sie, ze ktos siedzi pod jej lawka. nie wiem czy bardziej by sie przejela tym, ze mialby widok na jej tylek, czy tym, ze sie tak dobrze kamufluje. zaczela sie rozgladac dookola liczac, ze ktos inny na to zareaguje, bo ona nie bardzo wiedziala co robic. nikt niestety nie zauwazyl tego I sama musiala podejsc. spojrzala na niego z gory, zastanawiajac sie co ma zrobic.

pewnie wymieszał swoje leki z ziołem i jakimiś silnymi tabsami przeciwbólowymi więc mógł się zachowywać lekko dziwnie. nie wiem skąd tyle nietolerancji w raven xd
kiedy podeszła do niego to pewnie przestał się trząść i zamiast tego wstał spod ławki jak gdyby nigdy nic.... a że był długi i chudy jak patyk to stał i patrzył na nią z góry przez chwile nic nie mówiąc. zaraz jednak pocałował ją w sam środek ust znienacka - jesteś ładna, chodźmy na lody - zaproponował chwytając ją za nadgarstek. może faktycznie się mu spodobała! xd

nie byla nietolerancyjna tylko niesmiala xd
wyciagnela telefon I chciala juz dzwonic po karetke, ale ten sie podniosl jak gdyby nigdy nic. troche ja to zdziwilo. jednak nie tak bardzo jak to, ze ja pocalowal! zaczela wycierac usta dlonia. - jestes chory! - zajeczala I uciekla do domu.

poszedł sam na lody xd

siedzial na oparciu lawki i palil fajke.

a jack wracał tędy z uczelni i nie zauważył archiego, normalnie by przeszedł, ale coś w ławce trzasnęło i aż odskoczył bo bał się to napad czy coś - archie? - zaśmiał się nerwowo.

pomyslalby, ze go unika! ;x
- czesc jack - usmiechnal sie do niego. - jak tam? - zapytal, przygladajac mu sie. zaciagnal sie ostatni raz fajka, po czym zgasil ja i wywalil.

pewnie troche go unikał na wycieczce jednak.
podszedł do niego i odchrząknął - mówiłem ci tyle razy że palenie nie dodaje punktów do fajności - zaśmiał się mówiąc trochę na żarty, a trochę na serio. sam nie palił więc lubił upominać ludzi xd

domyslal sie i nie mial mu tego za zle. nie bedzie go zmuszac do spedzania z nim czasu.
- jestem zajefajny i nie potrzebuje wiecej punktow - zasmial sie. - gdzie sie wybierasz? - zainteresowal sie. moze mial jakies nadzieje, ze bedzie mogl do niego dolaczyc.

archiemu było wszystko jedno, a jack musiał dbać o reputację xd
- tylko nie bądź taki skromny - zaśmiał się na jego samochwałki. podszedł do niego, ale na tyle daleko żeby nie czuć fajek. najwyraźniej go drażniły - do domu - odpowiedział szybko. mógł iść z nim! - od rana siedziałem na uczelni, mam ochotę wskoczyć w dresik i obejrzeć coś niezobowiązującego intelektualnie - przyznał. pewnie będzie love island oglądał.

i tak juz wiedziala o tym woof i chloe, wiec troche mu to dbanie o reputacje nie wyszlo xd
- staram sie - przeczesal dlonia wlosy. gdyby wiedzial, ze moze isc z nim to by od razu to zaproponowal. nie byl pewien ile miejsca i czasu potrzebowal jack, zeby wszystko wrocilo mniej wiecej do normy. - to brzmi jak swietny plan - przyznal. jack taki madrala, a takie gowno oglada hehe. - akurat szlem w ta strone - zdecydowal i zeskoczyl z lawki.

łudził się xd
jack się wstydził proponować takie rzeczy. poza tym wstydził się też teraz archiego więc to podwójna komplikacja. nie wiem ile czasu potrzebował na powrót do normy, ale na pewno miał dystans do archiego i to sie czuło teraz - to chodźmy - i pewnie poszli aż pod mieszkanie jacka, ale nie zaprosił go do środka ups xd