dach budynku

on za to przyłożył policzek do jej pleców, praktycznie kładąc całą głowę na ninie w ramach okazywania czułości. jednocześnie odpalał skręta, sprytny matt. jemu też nic się nie układało w życiu jakby nie patrzeć, ale nie przejmował się tym i żył z dnia na dzień, bez żadnego planu, czekając na to, co będzie.
- będziemy mogli się wtedy odwiedzać na różnych planetach. - zaśmiał się. wyprostował się znowu i zaciągnął skrętem, zaraz przekazując go ninie. - chcesz się wyprowadzić? wiesz, że jest u ciebie dla nas miejsce. - w końcu w bazie mogłaby mieszkać cała paczka i nadal byłoby miejsce.

nie ma jak okazywanie czułości przez matta, brawo on xd chociaż przynajmniej on się stara xd wywróciła oczami i lekko się od niego odsunęła. - chyba już na mnie czas. nawet nie wiesz jak bardzo się starałam, ale nie mogę. nie mogę i nie potrafię się odkochać i to jest moim problemem. tu, w głowie coś mi się poprzestawiało i nie chce się przestawić - postukała się w czoło. znów pociągnęła łyka. - nie umiem sobie poradzić - powiedziała cicho. z mattem jedynie mogła porozmawiać, bo z leo to kompletnie nic, codiego nie chciała obarczać problemami z leo. z resztą, to nie była jego sprawa.

lol napisałam u ciebie dla nas zamiast dla ciebie u nas xd
- tylko ci się tak wydaje. leo jest jak mufinka. słodka i kusząca i bardzo chcesz ją zjeść, ale jak już się nią napełnisz, to boli cię brzuch. - wymyślił. sam nie rozumiał swojej metafory, ale chyba nikt nie sądzi, że to był jego pierwszy skręt dzisiaj, prawda? - wiem, że może być niezręcznie wpadać na swojego byłego w łazience i na każdym kroku każdego dnia, więc i tak podziwiałem cię, że tyle wytrzymałaś. - zaśmiał się. - ale nie możesz zapominać, że wszyscy jesteśmy przyjaciółmi. - przypomniał jej i wtulił się w nią.

nie zwróciłam nawet uwagi na to xddddd
- co ty pierdolisz znowu caplan. jaka znowu mufinka - próbowała rozkminić jego rozkminę ale nie potrafiła. była zbyt pijana i zajęta swoimi beznadziejnymi myślami. - wpadać dzień w dzień na swojego byłego, którego powinnam nienawidzić ale go kocham i pewnie nigdy nie przestanę go kochać - poprawiła go - jak się odkochać, matt? - zapytała go poważnie. - nie chcę już go kochac, chcę go właśnie nienawidzić, żebym była na niego wkurzona raz na zawsze i żeby mi to przeszło! - chciała tupnąć nogą ale nie mogła xd - wiesz, przynajmniej my mamy jasną sytuację między sobą - poklepała go po kolanie.

- jaka mufinka? - spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem, bo już sam zapomniał co przed chwilą mówił, a nawet gdyby pamiętał, to i tak nie umiałby tego wyjaśnić. - nie możesz go nienawidzić, musicie być przyjaciółmi. ciągle nimi jesteście. - zauważył ze zmarszczonym czołem. - zawsze będziesz go kochać, to jasne. po prostu ruszysz dalej i poznasz kolejną osobę, w której się zakochasz, ale zawsze w swoim sercu będziesz miała leo. - ułożył dłoń na sercu i zaciągnął się znowu. - tak jak ja na swój sposób zawsze będę kochał edie. to nieuniknione. - wzruszył ramionami.

- edie cię nienawidzi, to po pierwsze. po drugie, to ty złamałeś jej serce. po trzecie, wcale się jej nie dziwię - wzruszyła ramionami. - ale ja wcale nie chcę być jego przyjaciółką. jak ty nic nie rozumiesz. - mruknęła niezadowolona do samej siebie - nie chcę poznać żadnej innej osoby. matt, mogę ci powiedzieć tak szczerze coś? - odwróciła się do niego i spojrzała mu prosto w twarz - jestem alkoholiczką, która prawdopodobnie nie będzie mogła mieć dzieci. nigdy w życiu. wsadziłam ojca do więzienia, a jedyny facet, którego kocham, ma mnie kompletnie w dupie. szczerze? nie widzę jakoś zbytnio dla siebie przyszłości. w tym momencie. - poklepała go po ramieniu i wstała. zachwiała się i o mało co nie spadła z tego dachu ups.

- niech mnie nienawidzi, przynajmniej moja mama żyje. - prychnął, bo nie będzie się użerać z tym, co edie sama sobie wmawia. matt nawet nie pocałował mary i nie przez to zerwał z edie, a leo przespał się z inną i nina go dalej kocha, a matta krytykuje, lol. miłość jest ślepa. - bo cały szkopuł w tym, żeby nie myśleć o przyszłości. nie zadręczać się tym, co będzie dalej i co było wcześniej. trzeba żyć w tu i teraz, łapać małe momenty. a potem wszystko jakoś się ułoży. uwierz mi, że tam u góry mają dla ciebie plan. i wszystko się ułoży. jeszcze będziesz zaskoczona. - zapewnił ją.

- z resztą wszystko mi jedno. to wasze sprawy. tak, ważne, że twoja mama żyje - poklepała go po czubku głowy. zabrała butelkę z ziemi - pierdolisz. po co ja cię w ogóle o zdanie pytałam - westchnęła niezadowolona - wiesz, że przyszłość jest bardzo ważna? problem jest w tym, że to ty nie myślisz o przyszłości. to ty nie myślisz o konsekwencjach a nie ja. ja pomyślałam, dlatego czas już na mnie. wyprowadzę się, zniknę, nie będzie mnie. problem zniknie sam. a może powinnam w ogóle wrócić do johannesburga? to też jest rozwiązanie - wyszeptała mu na ucho. - powinieneś powiedzieć, że może on też mnie kocha. jesteś beznadziejny w dawaniu porad. trzymaj się. może jeszcze się zobaczymy. - skierowała się w stronę wyjścia.

- daję właśnie świetne porady. takie, żebyś skupiła się na sobie, a nie uzależniała swojego szczęścia od niego. - wzruszył ramionami, ale skoro nina nie chciała go słuchać, to nie zamierzał jej zatrzymywać i skupił się na spalaniu skręta i myśleniu nad własnymi sprawami.

nie zdążyła nawet dojść do domu bo wjebała się pod samochód i trafiła prosto na oiom w ciężkim stanie elo. zacznę blejsem

siedziała na dachu i paliła jointa xd

przyszedł tutaj, żeby puszczać swój samolocik z większej wysokości. oczywiście wejście po drabince zajęło mu mnóstwo czasu, bo by się zabił prędzej. musiał uważać na siebie na tym dachu.
- cześć holly! - ucieszył się na jej widok. - chcesz ze mną polatać? - zaproponował jej od razu i pokazał samolot. byli na tym samym kierunku, więc może też się jarała takimi zabawkami.

aaa też myślałam że będzie bardziej oryginalnie niż jude xd mogłam ci dać w sumie też jasmine ale trudno. problemy naprawdę istotne ech. zaciągnęła się jointem a potem spojrzała na jego samolocik - ooo, ale fajne, skąd to masz? - klaskała jak małe zjarane dziecko. też chcę trochę, daj, też chcę polatać - domagała się słodkim głosem.

chciałam dać brooklyna do ruchania, ale nie wiem czy by na niego poleciała.
- ale musisz uważać, żeby go nie rozbić! - zastrzegł od razu, początkowo odsuwając samolocik od holly, zanim poznała najważniejszą zasadę i dopiero wtedy pokazał jej wszystkie bajery, kontrolkę do kierowania i samolot. sam jude wielokrotnie prawie ten samolot rozwalił, więc szkoda by było jakby komuś innemu się to udało.

holly leci na wszystkich, ona przecież kocha i kobiety i facetów. mogłaś go dać a tak to teraz co, obie zgapiłyśmy swoje szanse. uniosła obie ręce do góry - obiecuję, że nie rozbiję twojego samolociku! będę uważna i ostrożna, nie będę niczego więcej dotykała niż ty mi powiesz. a teraz mów, jak to się prowadzi. cudeńko - wyszczerzyła się do samolociku jak głupia.

nie mam nic przeciwko graniu holly jude xd ostatnio jak z nią grałam, to nie leciała na nikogo, bo wolała mieć samych kumpli, więc chyba coś przegapiłam.
- to nie jest jakiś tam samolocik, tylko samolot. - wypiął dumnie pierś, jakby naprawdę był pilotem najprawdziwszego f16. pokazał jej kontrolkę i zaczął tłumaczyć co trzeba naciskać, żeby się wznosić i skręcać i dał jej popróbować zanim wypuścili zabawkę w powietrze.

ooo to widocznie się pozmieniało sporo u niej po tym jak przespała się z codym i wyruchała go gdzieś na jakiejś polance. teraz będę chyba powoli ruszać też te postacie, o których zapomniałam, bo aż głupio tak nie grać. i jeszcze nadal nie znalazłam ryjka na maxa ech. jak już skumała o co chodzi to wzięła się za prowadzenie tego samolotu. udawało się jej to wyśmienicie, bo w końcu technikę miała w małym palcu - popatrz, ja laaaatam jude! - wykrzyknęła szczęśliwa.

z finnem nie chciała kręcić to pamiętam xd dlatego chciałam grać kimś przypadkowym i oryginalnym, a ty pogardziłaś moimi pomysłami xdd potem brooklyn może wyruchać frankie i zagramy astrid evelyn, taki jest plan, o. ekspresówki można poogarniać, bo dzisiaj cały dzień grania hehe.
- oczy na kontrolkę, oczy na kontrolkę! - zestresował się, że nie patrzyła go robi. cały się spocił ze stresu. przekazywanie komuś samolotu było dla niego trudniejsze niż myślała.

ooo ty masz bardzo dobre pomysły xd z finnem owszem nie chciała kręcić, bo finn nie wydawał się jej być tak interesujący jak cody najwidoczniej. cody musiał mieć w sobie to coś skoro go wyruchała xd wystawiła język ze skupienia i w dalej się dobrze bawiła. - nie stresuj się tak, bo mi padniesz na zawał, żyłka ci pęknie i będe cie musiała zbierać do szpitala! - jęknęła niezadowolona, skupiając wzrok na kontrolce.

każda leciała na cody'ego, z moich postaci zaliczył już trzy. finn i tak jest najbardziej interesujący, szczególnie z majkiem w duecie, więc holly musiała być ślepa!
- no dooobra, powiedzmy, że już ci ufam. - oczy mu latały na wszystkie strony, żeby jednocześnie patrzeć jak holly ogarnia kontrolkę i jak samolot lata i jest fajnie. zbyt się stresował, żeby doceniać, ze jest fajnie xd

tak, holly była ślepa bo wolała nietypowe urody najwidoczniej xd poza tym jeden z nich już jest zajęty, nie porządziłaby sobie niestety. w pewnym momencie znudziło się jej latanie samolotem więc oddała mu stery. wróciła do palenia zioła. - chcesz trochę? - zapytała machając mu skrętem przed oczami. - to na rozluźnienie jude - starała się go zachęcić.

cody miał bardzo typową urodę... oni wyglądają jak tacy chłopcy z sąsiedztwa moim zdaniem xd
spojrzał na jointa.
- nie, no co ty. nie powinnaś tego palić. - skrzywił się. gardził narkotykami gdziekolwiek nie był. tym bardziej, że jego dziewczyna była po narkotykowym odwyku! nie będzie przecież teraz latał i jarał zioła, w dodatku bez niej. xd zajął się za to lataniem samolotem, bo po to tu przyszedł. sobie ufał bardziej niż holly w kwestii kierowania, co było dziwne, skoro był ofiarą losu xd

takie słodziaki.
- dlaczego nie powinnam tego palić, co? co jest złego w jointach? one mnie rozluźniają po ciężkim dniu pracy na uczelni. to nic złego, no weź się zaciągnij raz a porządnie. - zachęcała go dalej. ale zapewne nie chciał skorzystać z jej oferty to patrzyła jak lata.

największe.
- morgan też tak mówiła. że potrzebuje rozluźnienia. potem wylądowała na odwyku. - przypomniał jej i zmarszczył czoło, bo od razu mu się jakoś smutniej zrobiło jak o tym wszystkim pomyślał. on przyszedł na dach, żeby się rozluźnić i polatać samolotem. to był jego sposób.

- cooo? - zdziwiła się co do tej informacji. - nie wiedzialam, że twoja dziewczyna była na odwyku, przepraszam - wywaliła jointa gdzieś na ulicę, żeby przypadkiem jej nie kusiło. nie chciała być kojarzona w taki sposób, że go namawia do złego, bo miał z tym złe doświadczenia już.