hollywood

mogli tu od razu przyjść z sanitariuszami, którzy by go wyprowadzili w kaftanie. synowie naiwnie chcieli po dobroci xd
rafe był przyzwyczajony do tego, że ojciec go obrażał, a to, że obrażał edena, dawało mu pewną satysfakcję, ale to, że pojechał po matce... cóż, to było niespodziewane! roy wykorzystał element zaskoczenia i gdyby miał lepszego cela, to rafe nawet nie zdążyłby umknąć przed butelką. miał szczęście!
- niczego nie szanujesz! - wkurzył się i ruszył swoim umięśnionym ciałem na ojca. uspokajająco-karcące spojrzenia edena nie podziałały, ups. złapał go za fraki z całą swoją siłą. - to ty zrujnowałeś ten dom! i zrujnowałeś nam życie! nastawiłeś nas przeciw sobie! a teraz spójrz na siebie! żałosna imitacja ojca! - potrząsnął nim i go puścił.

chcieli załatwić to polubownie to mieli za swoje!
eden zdecydowanie nie spodziewał się takie obrotu sytuacji, wiedział że na pewno ta rozmowa nie będzie ładna i miła, ale nie spodziewał się że dojdzie do szarpaniny! nie czuł się dobrze w roli rozjemcy, ale jednak przyjął ją na siebie i podszedł bliżej - uspokójcie się - poprosił, ale donośnie - decyzja jest już podjęta - tłumaczył ojcu, że załatwili papiery i jego starania na nic! jednocześnie próbował odciągnąć brata, ale był zbyt chudy xd

teraz juz wiedza, ze z nim nie da sie dogadac.
reakcja rafe go zaskoczyla. on mogl po nim jechac I byc agresywny, ale synowie musieli go szanowac. bez niego byliby nikim! - eden! eden, zrob cos do cholery! - wystraszyl sie troche gdy rafe nim tak szarpal. nie mial wystarczajaco sily zeby sie bronic. teraz by sie przydalo zeby starszy synek nadal trzymal jego strone xd - trzymaj lapy przy sobie! brzydze sie toba! - probowal sie szarpac. pewnie rafe w koncu go puscil wiec odsunal sie od niego. - nie mozecie o tym decydowac! nigdzie sie nie ruszam, to moj dom I w nim zostane do swojej zasranej smierci! - otrzepal sie. - a teraz sie wynoscie! - ruszyl w strone edena I go popchnal. do niego mogl podskakiwac xd - po nim bym sie tego spodziewal, ale po tobie? jestes takim samym nieudacznikiem co on! nie wierze, ze trafily mi sie takie lajzy za synow - ponownie go popchnal.

rafe zawsze kierował agresję na edena, a do ojca czuł respekt, ale teraz (chwilowo) trzymał z edenem, więc agresję skierował na starego.
- eden ci już nie pomoże - wycedził jeszcze do niego, chociaż starszy brat i tak przyjął rolę mediatora. odszedł trochę, żeby się uspokoić i potrząsnął łapami. - to zgnij tutaj! nie mogłoby to mnie mniej obchodzić! - dalej podskakiwał do ojca, co na pewno nie podobało się edenowi i nie pasowało do ich planu zatroszczenia się o ojca i przeniesienia go do nowego miejsca, gdzie otrzyma odpowiednią opiekę. zdziwił się za to, że hollywood zaczyna się wyżywać na edenie. wiedział, że to chucherko samo sobie nie poradzi. był gotowy stanąć w jego obronie! do takiej ostateczności ich doprowadził! - nic nigdy by nie było wystarczająco dobre dla ciebie - odepchnął go od brata. doznawał katharsis i tego, że to nie jego wina, że tatuś go nie kocha, skoro odwrócił się też od swojego złotego chłopca.

rafe dzięki temu zajściu stanie się lepszą wersją siebie!
eden stał jak wryty. pomiędzy młotem, a kowadłem kiedy brat szarpał ojca, a ten wzywał jego imię. jednak jego ostatki sumienia zdecydowały że stanie z bratem ramię w ramię widząc szaleństwo ojca! eden nie potrafił się bronić więc kiedy ojciec zaczął go szarpać to patrzył na niego ze zdziwionym wyrazem twarzy! dobrze, że rafe interweniował - zostajesz przez nas i lekarzy ubezwłasnowolniony, a potem zabierają cię do domu opieki! - chciał mu tego oszczędzić, ale nawet w nim przelała sie czara goryczy kiedy nim szarpał!

czyli jednak byl jakis pozytyw w tej sytuacji I bracia byli gotowi stanac w swojej obronie!
- robisz mi to po wszystkim co ci dalem I dla ciebie zrobilem? - skoro agresja nie dzialala to przeszedl na uzalanie sie nad soba. to on byl tu najbardziej poszkodowany! zdradzony przez wlasna krew. - zawsze bylem z ciebie dumny! - probowal go brac na uczucia, ale bylo na to juz za pozno. mogl sie zastanowic zanim zaczal go wyzywac.

rafe ani przez chwilę nie kupował tej zmiany śpiewki, ale obawiał się, że eden dostrzeże w starym przebłyski tego, jaki był dawniej. oparł się o komodę ze skrzyżowanymi rękami i obserwował ich.
- powiedz mu, eden - podpuszczał brata. - powiedz, że nie ma już nad tobą władzy - chciał być świadkiem tej sceny, to w ogóle dałoby mu katharsis xd może walczył w imieniu wszystkich rafe'ów i jacków tego świata xd

eden był trochę zdezorientowany, ale jednak zachowanie ojca było tak psychotyczne że nie miał zamiaru stawać po jego stronie. myślał trzeźwo i wiedział jaki był jego cel!
- nie działa na mnie szantaż emocjonalny, jestem przecież wychowany przez ciebie - wycedził - nikt nie ma nade mną władzy - powiedział ogólnikowo i enigmatycznie - a teraz masz dwa rozwiązania, albo wyjdziesz stąd dobrowolnie i wsiądziesz do transportu medycznego, który zawiezie cię do domu opieki, albo założą ci kaftan i wyjdziesz w ten sposób - postawił sprawę na ostrzu noża.

wbil wzrok w edena I czekal az mu ulegnie, ale to sie nie stalo. zaczal ciezej oddychac, a szalenstwo w jego oczach sie powiekszylo. - zdrajca! - wydarl sie na edena, po czym pomaszerowal do swojego gabinetu. nie mial zamiaru dobrowolnie stad wychodzic ani dawac sie wyprowadzic. usiadl sie w fotelu, ale zaraz wstal I zaczal krazyc w ta I z powrotem. zastanawial sie czy zdazy uciec, ale to sie nie oplacalo bo nie mial gdzie isc xd - tak mi sie odplacacie.. czlowiek wychowuje swoje dzieci, dba o to zeby mialy wszystko, a one cie wysylaja do domu opieki jak jakiegos starego psa - zasmial sie histerycznie. - dobrze, ze nie chcecie mnie wywiezc do lasu I strzelic w leb - chociaz chyba juz to by wolal. podszedl do biurka, po czym wyciagnal z szufllady pistolet. - a moze sam mam to zrobic? na to czekacie?! - przylozyl bron do skroni, ale wtedy spojrzal na rafe I zlosc na niego sie poglebila. - to wszystko przez ciebie! jestes najgorszym co mi sie kiedykolwiek przytrafilo w zyciu! - wycelowal w niego I strzelil.

popatrzyli po sobie i po chwili ruszyli za nim, bo widać przeczuwali, że może planować ucieczkę i trzeba go pilnować. jak się okazało, nie było warto za nim iść, bo można było za to przepłacić życiem! widzieli już szaleństwo w jego oczach, ale pistolet był niespodzianką. teraz nawet rafe odczuł wewnętrzne poddenerwowanie i nie chciał prowokować ojca ani eskalować sytuacji. sięgnął do kieszeni, bo chciał wyciągnąć telefon i zadzwonić po jakiekolwiek służby, które uspokoiłyby szał hollywooda.
- odłóż broń - powiedział stanowczo i widać niepotrzebnie się wtrącał, bo zwrócił na siebie uwagę ojca. nie zdążył zadzwonić, nie zdążył zareagować, bo zaraz ogłuszył go huk pistoletu i przeszył go przeraźliwy ból w udzie (staremu się trzęsła ręka i trafił w dół xd), przez który padł na ziemię. na szczęście to duży chłopak był i nie zemdlał. a może na nieszczęście, bo musiał trwać w tym bólu i chaosie. - nie jesteś moim ojcem! - wydyszał w ostatkach sił. - żałuję, że to nie ty zginąłeś, tylko mama! - dodał z trudem.

dobrze, że nie trafił w jego krocze xd
trochę go zabolało, że nazwał go zdrajcą. ale jednak chciał być solidarny z rafe! ruszył za nim i bratem do gabinetu, ale na szczęście był dalej i nie odzywał się więc potencjalnie mógł nie być zagrożeniem!
- uspokój się! - uniósł ręce widząc pistolet, który wyjął ojciec. eden co prawda ogarniał wykłady z cyberbezpieczeństwa i chyba nawet w karcie mu wpisywałam, że w tym temacie pracował w policji, ale oczywiście nie przeszedł żadnego szkolenia więc był mało przydatny. jak rozległ się huk, to eden najpierw sprawdził czy to nie on, a potem spojrzał na brata i zbladł widząc krew - oszalałeś?! - zaczął krzyczeć w kierunku ojca - trzymasz się?!?! - dotknął rany brata i próbował to zatamować. wow, ratował go i widział jak krew rafe przepływa mu przez dłonie! na szczęście karetka z kaftanem była w pogotowiu i słysząc strzał wtargnęli do mieszkania gdzie, jeden z rosłych ratowników rzucił się na starego hollywooda, a drugi ubrał go w kaftan. w ten sposób pojechał na oddział zamknięty/do wariatkowa/domu opieku/tymczasowego aresztu (można wybrać!). chłopaki z karetki też zaraz ogarnęli ratowników dla braci i mogli spędzić wspólnie czas na ostrym dyżurze. ciekawe jak skończyły się obrażenia rafe!