stacja kolejowa

First topic message reminder :

czekał na pociąg do londynu... ale pewnie odjechał mu pięć lat temu, bo vincentowi ukradli zegarek i teraz nie wiedział, ktora godzina. a nie znał sie na takim ze wskazówkami na peronie. siedział na ławce i trząsł się, bo tak zimno mu było. poza tym padało!

no wiem, że leżała, ale ona usiadła akurat na ławce, żeby nie siadać na ziemi i nie pobrudzić sobie spodni czy coś w tym stylu xd. - a co się takiego stało? jest aż tak źle? - zmarszczyła brwi. zmartwiła się tym troszkę, bo nie lubiła kiedy jej bliscy mieli problemy.

- jest jeszcze gorzej niż tak źle, phoebe. - westchnęła - z resztą nieważne. zaraz muszę iść po nią do przedszkola. - powiedziała spoglądając na zegarek i zapaliła skręta którego miała pod ręką. - chcesz? - zapytała wyciągając go w jej stronę bo może też potrzebowała się rozluźnić jakoś.

- na pewno? - zapytała, kiedy powiedziała, że to nieważne. w końcu mogła jej powiedzieć, na pewno by nikomu nie wygadała ani nic, bo nawet komu miała by o tym mówić? - nie zorientują się, że coś paliłaś? - wzięła od niej tego skręta. kiepsko by było raczej jakby jej dziecka nie wydali, bo jest naćpana.

- na pewno. - powiedziała wzdychając i zaraz wydmuchała dym. podrapała się po karku i pociągnęła nosem. - nie, a nawet jesli to nie ich sprawa dopóki nie robię jej nic złego. - wzruszyła ramionami. na pewno nie raz chodziła już po nią bardziej naćpana.

pokiwała głową. nie będzie ją zmuszała do mówienia skoro nie chce. to jej sprawa. - no w sumie to chyba tak.. - wzruszyła ramionami. ona by się bała, że potem będzie miała jakieś problemy przez to, bo zwykle w przedszkolach wracali na takie rzeczy uwagę przecież.

ona zaprowadzała ją do jakiegoś prywatnego czy coś w tym stylu. w każdym bądź razie nie za bardzo obchodziło ich w jakim stanie po nią przychodziła. - co u ciebie? - zapytała bo może u niej chociaż było trochę lepiej niż u samej rose.

to chyba jakieś kiepskie to przedszkole. no ale lepiej dla niej, bo a takim razie może ćpać do woli kiedy tylko chce. - całkiem nieźle. żyję faktem, że już niedługo wakacje - uśmiechnęła się. pewnie odliczała już dni i wykreślała dni w kalendarzu.

- no tak, pocieszysz się wolnościa i swobodą, imprezami do samego rana czy nawet ciągnącymi się całe tygodnie. - westchnęła bo sama by tak chciała ale co poradzić jak musiała zając się dzieckiem którego nikt nie chciał. - ja wyjadę gdzieś za miasto i to będzie tyle. spędzę całe dnie z małą i potem chyba strzelę sobie w łeb bo to jest bardziej wyczerpujące niż całe dnie w szkole... - mruknęła. ale pomimo że tak mówiła to kochała ją całym serduszkiem. nie umiała po prostu tego odpowiednio okazywać.

- nareszcie, tyle na to czekałam - zamyśliła się przez chwilę, bo aż sobie wyobraziła te wszystkie imprezy, które ją czekały. - nie ma nikogo kto zajął by ci się nią chociaż przez chwilę, żebyś mogła sobie odpocząć? - spojrzała na nią. z jednej strony trochę jej współczuła, że nie ma czasu dla siebie i ciągle się musi zajmować dzieckiem, ale z drugiej na pewno uwielbiała małą.

uśmiechnęła się do niej smutno i zgasiła końcówkę skręta. - nie ma nikogo takiego, więc ja wakacje spędzę na uczeniu jej pływać czy czymś równie zajmującym. będę się z nią bawić i chodzić wcześnie spać. wygląda jak perfekcyjne wakacje. - mruknęła ironicznie. nawet gdyby bardzo chciała nie miała komu opchnąć małej żeby się wyszaleć. jej rodzice chociaż przysyłali jej na nią kupę kasy ani raz nie widzieli jej na oczy.

westchnęła, bo lubiła chodzić z nią na imprezy, a to wszystko oznaczało, że będzie musiała bawić się bez niej. - a nie możesz na przykład zatrudnić jakiejś opiekunki? - zapytała. - no nie mówię, że na całe wakacje, ale na przykład na wieczór i wtedy mogłabyś wyjść - dodała zaraz. skoro miała kasę, to chyba nie byłoby z tym aż tak wielkiego problemu.

- pomyślę nad tym phoebe, ale wiesz że to nie takie hop siup. - westchnęła i potarła czoło. - nie wiem jak to będzie. - zmarszczyła nosek i zapaliła papierosa. najwidoczniej musiała mieć coś między ustami.

- no wiem, ale to też chyba nie jest aż taki zły pomysł? - oparła się o oparcie ławki. zależało jej na towarzystwie rose, więc pewnie będzie starać się pomóc jej coś wymyślić. - nie będzie aż tak źle - uśmiechnęła się pocieszająco.

- mam nadzieję. - zaśmiała się i strzepnęła popiół. - cóż, jak się nie myśli to są tego okropne konsekwencje... - powiedziała unosząc smutno kącik ust w uśmiechu. - nieważne z resztą. pójdę już po nią. do zobaczenia. - ucałowała jej policzki bo nie wiem co nimi jeszcze możesz mi dać kogoś innego....