essie

przyleciała do essie na pogaduchy, bo jej tego trochę brakowało. caspra wysłały do leo, żeby się biedaczkowi nie nudziło. zamówiły dobre jedzenie, miały mnóstwo alkoholu i zamierzały się spić w trzy dupy.

taki właśnie był zamiar. essie miała wszystko przygotowane. pewnie nawet porządnie posprzątała. w końcu nina nie będzie siedzieć w mieszkaniu, gdzie jest mnóstwo pojedynczych skarpetek na podłodze bo essie pewnie nie ma cierpliwości do szukania tej drugiej... i tak oto jej skarpetki nigdy nie dobierają się w pary... - no opowiadaj! - zachęciła ją, kiedy zrobiły już sobie coś do picia i przygotowały jakieś krakersy, ciastka czy paluszki i nutellę, co kto woli.

miały mnóstwo jedzenia, bo to w końcu dziewczyny, które lubiły dużo jeść i dużo pić. nina przy okazji zapaliła papierosa, zabierając się za krakersa z serem. spojrzała na essie i wywróciła oczami - ale co ja ci mam opowiadać, przecież wszystko wiesz na bieżąco - powiedziała wypijając kieliszek alkoholu do dna - leo jest taki przekochany, powiem ci, rumieni się jak daję mu buziaka, mam wrażenie, że go zawstydzam - zachichotała - a ty jak, mów z casprem! - walnęła ją lekko w ramię.

oj zdecydowanie lubiły, chociaż wcale nie było tego po nich widać. nawet jeśli w ciągu jednej nocy zjadały paczkę krakersów, paluszków i słoik nutelli. ale to może dlatego, że nie codziennie szykowały sobie takie nocki, a były raczej dość aktywnymi dziewczynami. uśmiechnęła się widząc radość niny. wcale jej się nie dziwiła, że tak bardzo ją to cieszy. w końcu pasowali do siebie z leosiem idealnie! i essie była o tym przekonana. - może go zawstydzasz. - wzruszyła ramionami. leo czasem był nie do ogarnięcia, więc trudno powiedzieć. - a no jak... jak ma być. - wzruszyła ramionami. - wszystko się układa. - stwierdziła i się napiła.

wcisnęła sobie do ust ze dwa krakersy i przyglądała się dalej essie - nie wyglądasz na zadowoloną, ej, coś między wami się popsuło? - zapytała poważnie. casper dla niej wyglądał na zadowolonego, essie też na początku była taka radosna. nina cieszyła się z każdego związku swoich przyjaciółek dopóki one były szczęśliwe ze swoimi facetami. jak było inaczej od razu kazała im zrywać. ewentualnie odczekać dobrą chwilę, sprawdzić czy coś się zmieni czy nie i wtedy zerwać znajomość - nie przekonałaś mnie - westchnęła teatralnie.

- no weź. - zaśmiała się i pokręciła głową. - co miałby być nie tak nina? casper jest kochany. - stwierdziła uśmiechając się do niej uroczo. - nie wiem jak mam cię inaczej przekonywać, przecież nie będę skakać z radości po kanapie, w końcu już trochę jesteśmy razem, ta cała ekscytacja i piszczenie z tego powodu mi przeszło. - powiedziała z rozbawieniem. teraz cieszyła się w duszy xd

- w sumie masz rację. mnie też już powinno dawno to wszystko przejść, ale każdy dzień z leo to jakbym żyła na rollercoasterze, mamy swoje wzloty i upadki ale ciągle coś się dzieje. nie ma dnia, żebym się nudziła - poprawiła grzywkę wpadającą w oczy - cieszę się twoim szczęściem essie - przytuliła ją do siebie i ucałowała w czoło - tak się zastanawiam, co by było jakbym się przefarbowała na ciemniejszy kolor? - zapytała gasząc papierosa.

- nie żartuj. ciesz się tym ile wlezie, samo ci przejdzie. - powiedziała rozbawiona - ale za to wtedy będziesz się cieszyć z innych rzeczy. jak cię przytuli spontanicznie, jak cię gdzieś porwie... - wzruszyła ramionami. była przekonana, że leoś jest do tego zdolny, potrzebuje tylko trochę więcej czasu. - ja też się cieszę. cieszę się jak cholera, że zamieszkałaś z leo i że wyszło wam to na dobre. - przytuliła ją mocno. to było miłe patrzeć na przyjaciół, którzy się ze sobą schodzą. - o nieee... nie rób tego. swietnie ci w jasnych włosach. - od razu zaprotestowała bo nie wyobrażała jej sobie w ciemniejszych.

- mam wrażenie, że nigdy mi nie przejdzie. uwielbiam się zakochiwać, kocham przytulać ludzi i rozdawać im uśmiechy. ja już po prostu tak mam od urodzenia - pokiwała głową, popijając kolejnego drinka - leo bardzo często mnie przytula. on to fakt, potrzebuje czasu. powoli zaczyna rozumieć, że coś jest na rzeczy, uczy się od caspra, że tak powiem - wyszeptała jakby zdradzała jej jakiś wielki sekret - wychodzi nam na dobre, eej, a właśnie, nie chciałabyś zamieszkać z casprem? - klasnęła w dłonie - szkoda, no ale skoro tak myślisz... w bloondzie mi widocznie najlepiej - westchnęła.

- i to jest coś czego nie powinnaś w sobie nigdy zmieniać. - powiedziała uśmiechając się do niej, bo taka pogodna i kochana nina była jej bardzo potrzebna, szczególnie, że essie pewnie miewała takie dziwne i niefajne dni w których mało co było ją w stanie pocieszyć. - to dobrze, uczy się od najlepszych. - zaśmiała się i pokiwała głową. na jej pytanie chwilę się zastanawiała po czym wzruszyła ramionami. - nie wiem... w sumie to o tym jakoś nigdy nie myślałam. nie dlatego, że nie chcę tylko jakoś tak.... - zmarszczyła nosek. - no nie wiem, nie wpadło mi to do głowy. - stwierdziła. trochę sie jej głupio zrobiło, bo w sumie rzeczywiście mogła o tym pomyśleć xd - zapytać leo co on na to. faceci lubią mieć decydujące zdanie w tym temacie. - wyszczerzyła się i napiła.

odgarnęła włosy do tyłu - dzięki, jesteś taka kochana essie. nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła - przytuliła ją krótko do siebie. nina miała teraz życie idealne. dobra, prawie idealne. miała swojego ukochanego chłopaka przy boku, na studiach jej się świetnie wiodło, miała przyjaciółki które kochała no i oczywiście mopsa. a właśnie, możliwe, że przyprowadziła tego mopsa do essie bo przecież leo z casprem nie będą się z nim bawić ani nie będą w stanie cokolwiek z nim zrobić - a chciałabyś mieszkać z casprem? ja tam uważam, że to wprost cudowne mieć do kogo się przytulać w środku nocy - lekko się rozmarzyła. wzięła mopsa na ręce.

- na pewno miałabyś jakąś inną mnie. oczywiście nie tak idealną, ale zawsze coś. - powiedziała rozbawiona. w końcu essie może być tylko jedna! pewnie by go nakarmili ciasteczkami z marychą i pies byłby nieżywy przez tydzień. essie to się chyba psów bała, ale takiej płaskiej mordki to chyba nie.... albo była już do niego na tyle przyzwyczajona, że nie uciekała na jego widok. - no wiesz.... w sumie to i tak się dużo widujemy, wiadomo, że to nie to samo to wspólne mieszkanie i fajnie jest mieć kogoś do kogo można się przytulić, ale nie wiem czy w tej chwili chciałabym coś zmieniać. nie mówię, że kategorycznie nie bo pewnie jakbyśmy rozmawiali na ten temat to chętnie bym z nim zamieszkała ale sama nie wiem, nina... to strasznie trudne pytanie. - zaśmiała się.

szanowny pan mops blue był niegroźnym przytulaskiem, który potrzebował dużo miłości od swoich nowych państwa. leo uwielbiał się z nim bawić, miziać go po brzuszku, spał od czasu do czasu razem z nimi w łóżku, taki słodziak, że hej. blue momentalnie zasnął a nina teraz nie mogła się ruszyć. westchnęła ciężko na ten widok - ty jesteś niezastąpiona, przepraszam bardzo, ale ja nie chcę innej ciebie - wystawiła język - wracając do tematu, ja nie miałam innego wyboru na przykład. rodzice mnie nienawidzą za to, że tak postąpiłam, bo przecież ojczym nie przepada za leosiem, ale ja mam to w dupie. wy nie macie takich problemów... chociaż może to jeszcze nie czas, nie wiem - wzruszyła ramionami.

może i był niegroźnym przytulaskiem, ale trudno to wytłumaczyć komuś, kto pewnie boi się nawet ujadających i niegroźnych jorków, które można załatwić jednym kopnięciem... - cieszę się. - powiedziała radośnie bo nie fajnie jest usłyszeć, ze można cię zastąpić jakąś tanią podróbą... - nie możesz mówić, że cię za to nienawidzą, nina. to, ze nie są szczęśliwi przez wybór jaki podjęłaś to jeszcze nie znaczy, że cię nienawidzą. - powiedziała poważnie bo nie wyobrażała sobie jak rodzice mogą nienawidzić swojego dziecka. - oni też popełniali głupie błędy w młodości, muszą o tym pamiętać. - dodała. istotna sprawa. - na razie nie mamy. - zaśmiała się. - bo żadne z nas nie poznało swoich rodziców, ani nasi rodzice się nie poznali. - dodała bo trochę się tego obawiała nie da się ukryć.

- moja matka to popełniła błąd wychodząc za tego dupka. kocham go, wychował mnie na dobrą dziewczynę, przynajmniej tak mi się wydaje, ale chyba zbytnio mu zaufałam. teraz chce dla mnie jak najlepiej, przecież to on kazał mi wcześniej zerwać z leo, tylko dlatego, że nie jest taki super inteligentny - pociągnęła nieszczęśliwie nosem - nie przejmuj się, ja nie mam pojęcia nawet czy i jak wygląda ojciec leo, bo ten to ciągle gdzieś ucieka - machnęła ręką - a co do ojców caspra, nie poznałaś ich? nawet jego siostry? to na to czas! - pacnęła ją w ramię.

- skoro chce dla ciebie jak najlepiej to znaczy, że mu zależy. musisz tylko im pokazać, że nie mogą wybierać za ciebie z kim się będziesz spotykać. nie na tym polega to wszystko. - powiedziała jakby była rodzicem i się na tym co najmniej znała. - nie.... - pokręciła głową. - wydaje mi się, że parę razy o tym wspominał ale jakoś nie jestem co do tego przekonana... trochę się boję. - powiedziała szczerze. ojezu pewnie cholernie się bała. w końcu to poważny krok co nie!

zaśmiała się - nie musisz się ich bać. jego ojcowie i siostra to najmilsi ludzie na świecie. siostra caspra to trochę męska jego wersja. tak samo zwariowana jak on, lubi ludzi, ciągle się uśmiecha. a jego ojcowie, urocza para - rozczuliła się nad rodziną caspra - mówię ci, oni nie gryzą. upieką na pierwsze wasze spotkanie babeczki z tym co tylko lubisz, sprawią, że poczujesz się jak w domu - pokiwała głową z przekonaniem. skończyła drinka i zrobiła im kolejnego - essie, uśmiech - złapała ją za podbródek.

- ja wiem, że pewnie tak jest. z resztą casper mi to mówił, ale co z tego jak taki strach jest silniejszy ode mnie. - westchnęła. - naprawdę staram się nie myśleć o nich jako o ludziach, którzy przy pierwszej okazji zmieszają mnie z błotem czy coś, ale no nie wiem. nie czuję się zbyt pewnie. - wzruszyła ramionami. uśmiechnęła się zaraz tak jak nina chciała i się napiła. takie trudne tematy, a ona tak mało wypiła.

takie trudne tematy, a tu trzeba na nie rozmawiać. nina jedyne co chciała to chciała się teraz upić, zostać z essie i jutro rano usmażyć razem naleśniki z jeszcze większą ilością nutelli. a właśnie, złapała za łyżkę i zjadła sporą część - jaka ja jestem głodna. albo jestem przed okresem, albo jestem w ciąży - wzruszyła ramionami. teraz nie chciała o tym widocznie myśleć. przekazała mopsa essie na pocieszenie - przytul go, poprawi ci humor - zachęciła ją - nie bój się, nie ma czego - pocałowała ją w nos.

- w ciąży!? - od razu zrobiła wielkie oczy, bo taka wiadomość na nią spadała........ czyste szaleństwo. znaczy szczerze by jej gratulowała gdyby tak było, ale ona sama wolałaby najpierw skończyć studia... i pewnie ninie radziłaby to samo. różne rzeczy jednak mogą się zdarzyć. patrzyła niepewnie na tą kulkę z futerka, która pewnie ciągle spała i nawet się nie zorientowała, że została przeniesiona.. niepewnie go pogłaskała i trochę się rozluźniła bo rzeczywiście nie odgryzł jej ręki.

- nie powiedziałam, że w niej jestem, halo, essie do ziemi. tak tylko palnęłam głupotę - wzruszyła ramionami - boże, nie wyobrażam sobie być w ciąży. na dodatek teraz, kiedy moje życie wygląda jak wygląda, leo jest dużym dzieckiem. musiałabym wychowywać i dziecko i leosia - zachichotała - nie martw się, znając życie jestem przed okresem. już, żyjesz? - machnęła jej ręką przed oczami - blue jest kochaaany - wychyliła wódkę.

odetchnęła z ulgą bo jak usłyszała słowo ciąża to tak jakby reszta słów już nie istniała troszeczkę. - żyję, żyję. - pokiwała głową. od razu jakoś jej ulżyło, chociaż to teoretycznie nie ona byłaby w ciąży, ale praktycznie to pewnie stresowałaby się tak samo jak nina wszystkim... - no tak.. - powiedziała trochę niepewnie bo dalej nie była przekonana co do kochaności tego psiaka. pewnie popiły i tak się impreza skończyła. a rano zjadły porządne śniadanie i w ogóle a ja powoli idę spać ;x

to siedziała tu z casprem a że ostatnio jakoś się mijali i nie widywali to opowiadała mu o tym, że madie się zaręczyła i że carly jest po ślubie, czego chwilami sama nie ogarniała swoim móżdżkiem. - no i wyszło na to, że będziemy jej musiały z carly pomóc w przygotowaniach. - skończyła i napiła się pepsi

otóż powiem ci, że widywali się, bo ona musiała go wyciągać z więzienia po tym jak wymalowali z leosiem kamienicę z dedykacjami dla swoich dziewczyn. w sensie dla niny i dla essie. słuchał co ma do powiedzenia, bo wiedział, że nawet gadanie o takich pierdołach jest ważne dla niej - ale jak to, czekaj, nie ogarniam teraz... jedna wyszła za mąż a druga się zaręczyła? co to, nagle wszyscy postanowili się w albans ustatkować? - zapytał poważnie. zabrał jej pepsi i też się napił.

haha okej. ale z pewnością wtedy nie była w stanie mu opowiedzieć nowinek z życia przyjaciółek. i oczywiście, że to było dla niej ważne. - myślisz, że ja to ogarniałam? wszystko spadło na mnie tak nagle, że nie wiem co się dzieje. - zaśmiała się i wzruszyła ramionami. - ale tak, na to właśnie wygląda. - powiedziała wzruszając ramionami. - ale akurat dla madeline to dobrze. annie w końcu będzie miała normalnego ojca. - essie na pewno nie lubiła dylana równie mocno co jej przyjaciółka..