boisko

oczy jej rozbłysły kiedy gigi zaproponowała piwo w fighting cocks. całą drogę gadały o thomasie (tak, mary szybko się otworzyła xd). w barze co prawda go nie było, ale przynajmniej miały okazję, żeby się zaprzyjaźnić i wspólnie przemyśleć strategię na poderwanie thomasa.

byli tu z paczką i się wydurniali. grali w zbijaka i tiffy odpadła jako pierwsza, więc teraz siedziała na trawce z boku i kibicowała swojej drużynie (boys versus girls?).

świetnie się wszyscy razem bawili tutaj! co jak co, ale walka była zażarta, może niektórzy z panów przyprowadzili dodatkowe osoby do zabawy? kumple kumpli są naszymi kumplami! louis padł pod sam koniec, jake go wyeliminował. poszedł usiąść zmachany do tiffy - i co, jak się grało? - zapytał.

jeśli było boys versus girls to jake był w takim friendzonie, że był w drużynie dziewczyn xd
- lepiej się kibicowało. - zaśmiała się, biorąc pod uwagę jakim była kiepskim zawodnikiem. za bardzo machała rękami i bardzo łatwo było ją trafić. ale w ogóle się tym nie przejmowała, bo i tak się dobrze bawiła.

hahahaha podejrzewam, że tak było. biedny jake.
oparł się rękoma z tyłu i sięgnął po piwo, które leżało gdzieś niedaleko przygotowane specjalnie dla całej ekipy. - może też chcesz się napić? - zapytał sięgając po drugą butelkę. podał jej ją a sam kibicował panom, bo chciał, żeby wygrali. - co tam u ciebie? zadowolona z ostatniej imprezy? - zapytał zaciekawiony. bo on bardzo, bo jak zwykle z andersonem wyznawali sobie miłość xd

wmówili mu, że grają długie włosy versus krótkie i nie było mu przykro xd
- jasne, dzięki. w końcu jest dla zwycięskiej drużyny, a moja drużyna na pewno wygra dzięki mnie. - stwierdziła wesoło przejęła piwko. nawet jeśli piwo było dla wszystkich, to musiał być w tym element rywalizacji. na przykład przegrani dostają bezalkoholowe xd - nie mogę siedzieć z kimś kto kibicuje przeciwnej drużynie. - odparła i zawołała szybko: - dziewczyny, do boju! jakee, dajesz! - zaklaskała i zaraz napiła się piwka. - nie bardzo, aresztowali mnie. - skrzywiła się na samo wspomnienie, ale jej ton głosu wskazywał, że raczej nie przejmowała się tym na dłuższą metę. przeżyła coś niekomfortowego, to było już za nią, czas żyć dalej. hehe on sobie z andersonem mógł codziennie w domu wyznawać miłość, nie musieli w tym celu specjalnie chodzić na imprezy xd

musi coś z tego ich bromancu wyjść niebezpiecznego, zobaczysz jeszcze xd - ciebie też? nie widziałem cię wśród aresztowanych, musiałem przyjść zaraz po tym jak już opuściłaś areszt. ja musiałem niestety ogarnąć andersona i jo, którzy wylądowali razem w celi. a na następny dzień musiałem zaopiekować się siostrzyczką, bo miała takiego kaca że hej - zaśmiał się. - dziewczyny może i są sprytne, ale nie aż tak jak my, prawda panowieeeeee! dawać! - zachęcił ich do walki i w tym momencie panowie wygrali, bo jake jako ostatni odpadł z gry. usiadł gdzieś dalej od nich z innymi znajomymi. - to co, przegrane fundują nam kolację? - zawachlował śmiesznie brewkami.

boję się xd
- tak, pomógł mi wyjść kolega, który jest księdzem. jego też aresztowali. - powiedziała jak gdyby nigdy nic i parsknęła śmiechem, bo uświadomiła sobie jak niedorzecznie to brzmi. popatrzyła na louisa. wiedziała, że jego nie aresztowali, bo na pewno na czacie grupowym wszyscy wysyłali milion wiadomości i emotek po całym zdarzeniu. tym bardziej, że to właśnie paczka organizowała tę imprezę. - ostatnio mówiłeś, że będziesz się mną opiekować i widzisz, nie dopilnowałeś tego i dałam się złapać. - wypaliła. jake był ostatni, a tiffy krzyczała "dziewczyny do boju"? hahaha, słodko. - nieeeeeee - zawyła więc kiedy jej drużyna przegrała. - nie było mówione, że gra jest o tak wysoką stawkę. gdybym wiedziała to bym się starała i uwierz mi, wtedy nie mielibyście szans. - oznajmiła pewnym siebie głosem, chociaż to co dzisiaj pokazała to była już jej final form, więc i tak by przegrały.

nie bój się xd ale coś mi się wydaje, że to skręci w złą stronę xd
- masz kolegę księdza? o a to dopiero ciekawa historia. a kogoś jeszcze miałaś w celi? - zapytał popijając powoli piwo. - bo moja siostra siedziała tylko z andersonem, no widocznie tak już wypadło - rozłożył bezradnie ręce - a chcesz nadal, żebym się tobą opiekował? - zapytał poważnie, spoglądając na nią. - bo wiesz, jeden raz to jeden raz, ale następnym będę się pilnował, obiecuję, słowo honoru - przyrzekł jej. - panowie, szykujcie się na kolację, panie dzisiaj nam stawiają! - wykrzyknął do kolegów, co spotkało się z wielkim entuzjazmem. zaczął się przyglądać tiffy.

anderson jest otwarty na różne rzeczy, ale na to nie xd
- kiedy go poznałam nie wiedziałam, że jest księdzem i gadałam z nim jak z kolegą, więc tak zostało. - podrapała się po nosie. teraz wydawało jej się niedorzeczne, że andy kiedykolwiek jej się podobał, bo już pogodziła się z tym, że jest księdzem i jakoś jej przeszło. ale rozmawianie z louisem, który jej się podobał o tym, że wylądowała w celi z dwoma innymi chłopakami ze swojego życia uczuciowego to było jednak za wiele. - nikogo znajomego. - ucięła więc. na pewno byłoby weselej gdyby trafiła do celi z jakimiś koleżankami. albo sam na sam louisem xd nie narzekałaby wtedy. ale! od tygodnia miała złożone śluby panieńskie i od tego czasu nie całowała się po pijaku z żadnym chłopakiem, także robiła postępy. - nie no, tylko żartowałam, nie musisz się mną opiekować. - zmieszała się, bo jego ton głosu był trochę zbyt poważny. znów poczuła się jak tylko smarkulowata koleżanka jego siostry. nie chciała, żeby traktował ją jak kolejną młodszą siostrę. szturchnęła go kiedy zaczął wołać do kolegów. dobrze, że w ich drużynie był jake, który miał swój book deal i może miał kasę xd - kupimy wam hot dogi za złotówkę! - zawołała więc wesoło, przechylając się trochę na bok. zauważyła, że louis jej się przygląda, więc wbiła wzrok w jakąś grupkę stojącą nieopodal i udawała, że słucha o czym rozmawiają.

zobaczymy xd
od czasu imprezy zastanawiał się czy przypadkiem nie chce jej traktować jak kogoś więcej niż młodszą siostrę. problem polegał na tym, że mu się podobała, ale nie wiedział jak ma o tym z nią zagadać. anderson go zachęcał do popełnienia pierwszego kroku wobec tiffy. napił się piwa, jednak nie przestają się patrzeć na profil dziewczyny. - spójrz na mnie tiffany - poprosił ją w końcu. miał w nosie, że ktoś z ich paczki może się na nich gapić, a tym bardziej że może być to jake. najwyżej złamie mu serce. napisałam ręce xd i o mało co nie poprawiłam. - a co jeżeli mówiłem poważnie o opiekowaniu się tobą? tylko w innym sensie niż tak jak opiekuję się swoją siostrą czy andersonem? - uniósł jedną brew do góry. badał grunt.

jake połamie louisowi ręce jak ten poderwie tiffy xd powinnaś grać sama ze sobą. taka zdrada krwi wymaga, bro code i w ogóle. twoje postacie bardzo lubią wyznawać tiffy uczucia xd przeniosła na niego wzrok kiedy jej kazał. była posłuszna xd
- w takim sensie jak wolontariusz w szpitalu? - uniosła brew. - bo wiesz, marty mi mocno przywalił, ale nic nie połamał. - zaczęła macać swoje ramię i sprawdzać czy wszystkie kości są na swoim miejscu. skąd miała wiedzieć, że louis miał jeszcze coś innego na myśli? nie spodziewała się takich wyznań, szczególnie z jego strony. i w ogóle z żadnej strony. wyznanie od jake'a jej wystarczało. nie wiedziała, że tak działa na połowę chłopaków z paczki xd właściwie uważała siebie za największego przychlasta z dziewczyn z paczki i zazdrościła pozostałym, że mają takie obycie i zawsze potrafią być figlarne i wiedzą jak się zachować. ona tylko wiecznie robiła sobie przypał.

czemu wszyscy twierdzą, że powinnam grać sama ze sobą, no wiecie co ;x nie zamierzam łamać sama sobie rąk xd i to prawda, w ogóle tiffy jest oblegana przez moje postaci.
zaśmiał się na jej słowa - nie w takim sensie, nie jako wolontariusz w szpitalu. marty chyba lubi bić swoje koleżanki, jak nie ciebie to maud złamał wcześniej nadgarstek. szalony człowiek - pokręcił głową i napił się piwa dla odwagi ponownie. musiał zacząć drugi raz. - nie zrozumieliśmy się chyba tiffany - poprawił się za chwilę. nie zamierzał jej wyznawać miłości! co to to nie. nie kochał jej. jedyne co, to mu się podobała. - chciałbym się tobą zaopiekować tak jak się opiekuje chłopak własną dziewczyną. podobasz mi się tiffy - odważył się w końcu powiedzieć prawdę!

masz dużo postaci, więc są ze sobą w jeden czy inny sposób powiązane.
nawet jak nie wyznawał jej miłości to wyznawał jej, że mu się podobała, a to już krok wyżej niż bycie zwykłymi przyjaciółmi. zresztą jeszcze do niedawna był dla niej bardziej starszym bratem jej przyjaciółki + kimś kto obraca się w tym samym towarzystwie co ona, ale nie mają aż tak dużo ze sobą wspólnego. dopiero niedawno zaczęli ze sobą więcej gadać.
- co? - akurat brała łyk piwa i się cała opluła. romantycznie w stylu tiffy. powinna się cieszyć, że podobała się louisowi, prawda? w końcu to nie jake, nie jej przyjaciel od zawsze, który zmienił wszystko swoim wyznaniem, tylko chłopak, który naprawdę jej się podobał. tyle że ona popatrzyła na niego podejrzliwie, bo wcale nie uwierzyła, że to może dziać się naprawdę. szczególnie nie po akcji z jake'm. - a, już rozumiem. to jakiś żart, tak? kto cię namówił? jo? jake? - zaczęła się nawet rozglądać i wychylać żeby zlokalizować ich wzrokiem. nikomu nie mówiła, że podoba jej się louis, ale opcja z żartem była prawdopodobna. to byłby taki prank w stylu zielonych! chłopaki umówili się, że co kilka tygodni któryś będzie wyznawać tiffany uczucia. kto będzie następny? marty? anderson? liam? obstawiam liama, skoro twoje postacie lecą na tiffy xd

to prawda, w jakiś sposób są.
liamowi podoba się dani ale sam się do tego nie przyzna przecież xd anderson raczej leci na ruby, a marty na peggy xd zieloni lecą na niebieskie!!! sori tiffy, ale zapewne jake już nie bardzo interesował się nią skoro ostatnio chodził na imprezy i musiał balować z jakimiś dziewczynami. co z tego, że nie szedł do łóżka z nimi, próbował sobie ułożyć życie na nowo! nie będzie się nad sobą wiecznie użalał! ani nad tym, że go ona nie chce. westchnął ciężko. będzie musiał ją inaczej do siebie przekonać jak widać. - nie żartuję. czy gdybym żartował, zrobiłbym to? - nachylił się nad nią i po prostu ją pocałował przy wszystkich. już chrzanił to, że jake zapewne się na nich patrzył, że dziewczyny, że cała paczka tu była. nikt się zapewne tego nie spodziewał, że louisowi się podoba taka smarkula! przecież był jednym z bardziej rozsądnych tutaj. niechętnie się od niej odsunął. - naprawdę mi się podobasz i błagam cię, uwierz w to - pomiział ją po policzku kciukiem.

ja mam nawet kuzynów xd
tiffy i jake już wrócili do starego trybu życia i znowu byli super przyjaciółmi, którzy przytulali się bez podtekstów. tak czy inaczej tiffy ciągle pamiętała, że ten niespodziewanie wyskoczył z wyznaniami, więc teraz była tym bardziej zaskoczona, że kolejny chłopak ją podrywa, mimo że jak już wspominałam uważała samą siebie za nieatrakcyjną. zaraz jednak louis uparcie postanowił przekonać ją do szczerości swoich słów i nie zorientowała się kiedy się całowali. smakował piwem, ale i tak był to baaardzo przyjemny pocałunek. zazwyczaj całowała się po pijaku z przypadkowymi chłopakami, więc wiadomo, że trzeźwy pocałunek zainicjowany przez jej crusha dawał zupełnie inne wrażenia. ciekawe czy jo była i to widziała? ci, którzy to widzieli i tak zaraz wszystkim wypaplają. w tej paczce nie było tajemnic (oprócz andersona i jo xd). louis korzystał z tego, że andersona nie było i go zdradzał xd otworzyła buzię, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie stanęła nad nimi jakaś niewrażliwa osoba z paczki (vicky?), która nie przejęła się tą scenką i tym, że im przerywa i po prostu zarządziła, że idą na to obiecane żarcie i pociągnęła tiffy za rękę do jakiś koleżanek, więc ona nie miała okazji nawet odpowiedzieć louisowi. do końca wieczoru byli rozdarci przez znajomych, którzy nie dawali im chwili spokoju i tiffy tylko tęsknie patrzyła na louisa.

leila byla tak podekscytowana jutrzejsza wycieczka, ze musiala przyjsc na boisko pozbyc sie tego nadmiaru energii. gonila teraz za pilka.

louis też nie mógł się doczekać, że jutro wyjeżdżają! przyszedł tu razem z leilą i powiedzmy, że razem sobie grali w tą piłkę - spakowana już? - zapytał odkopując do niej piłę.

- oczywiscie, ze tak! - powiedziala z entuzjazmem, po czym kopnela pilke w jego strone. - a ty? - zapytala. - nie wierze, ze juz jutro bedziemy wygrzewac sie na sloncu w meksyku - klapnela tylkiem na ziemie, bo juz sie zmeczyla.

- aaah nawet nie wiesz jak ja się cieszę że nareszcie zostawimy to smutne i nudne albans za sobą i czeka nas cały tydzień imprezowania z paczką - był cholernie zadowolony. będą to jego pierwsze wakacje z tiffy tyle, że tym razem będą jako para. z jo już jeździł na wakacje, ale liczył na to, że nie będzie zaliczać jakiś super mega wpadek i nie będzie musiał jej wiecznie ogarniać. chociaż w końcu to jego siostra... usiadł obok leili - co tam w ogóle u ciebie leila? - zapytał tak grzecznościowo. zdążą się przecież jeszcze nagadać.

- to beda najlepsze wakacje - rozmazyla sie. myslala teraz o tym jaki stroj kapielowy jutro zalozy. zrobila sobie nawet jakies jaskrawe paznokcie, ktore pasowaly idealnie do meksykaskiego klimatu. zaraz jednak wrocila na ziemie. - nie moge narzekac - powiedziala z usmiechem. - wczoraj z tiffy ustalilysmy, ze co drugi dzien bedzie nasza wieczorami - poinformowala go z rozbawieniem. mowiac 'nasza' miala na mysli siebie i inne dziewczyny.

zaśmiał się - niech będzie, że co drugi wieczór będziecie sobie chodzić na babskie wieczory - powiedział rozbawiony. nie zamierzał przecież trzymać tiffy na łańcuchu cały tydzień! on też już z andersonem mieli pewne plany, chcieli poszaleć, coś zobaczyć, pobawić się jak to chłopcy mieli w zwyczaju. tyle, że on nie będzie chodził na żadne podrywy. nie tym razem - wiesz już z kim będziesz w pokoju czy jeszcze nie? - zapytał wyciągając papierosa z kurtki - chcesz może? - podał jej paczke.

- i bardzo dobrze - zasmiala sie. one w planach mialy tez podziwianie przystojnych latynosow. zadaniem tiffany bedzie wypatrzenie kogos ciekawego dla leili i reszty wolnych dziewczyn. - jestem z jo i tiffany - powiedziala radosnie. - mam nadzieje, ze zdaza sie pogodzic do tego czasu, ale nawet jesli nie to wspolny pokoj zalatwi sprawe - westchnela. przynajmniej miala taka nadzieje! - a ty? - wyciagnela sobie jednego papieroska.

zapalił im papierosy, a potem oparł się na rękach z tyłu - ja oczywiście jestem z andersonem, z kim bym innym miał być. szkoda, że pokoje nie są mieszane, bo tak to byłoby ciekawiej - zauważył z uśmiechem na ustach - ach no tak, one nadal się ze sobą nie dogadały? myślałem, że już dawno mają to za sobą. też muszę swoją drogą pogadać z jo, ale to w innej sprawie - machnął ręką. z andersonem przynajmniej udało mu się dogadać - tylko błagam, nie szukajcie jej nikogo przystojniejszego ode mnie na tych wypadach - klepnął lekko leilę w ramię.

- tylko jedno ci na mysli - rozesmiala sie i walnela go w ramie. - mysle, ze jak ladnie poprosisz andersona to on na pewno znajdzie sobie jakies inne towarzystwo i bedziesz mial pokoj dla siebie - to na pewno. jakby go dobrze upic to pewnie nawet by sie wyspal na plazy. - niestety nie. ale spokojnie, niedlugo beda to mialy za soba - zapewnila go. leila juz myslala nad sposobam, ktore moglyby im pomoc sie pogodzic. miala nadzieje, ze nie bedzie musiala ich zamykac w pokoju i wakacyjny mood sam rozwiaze ten spor. - niech ci bedzie - zasmiala sie, po czy zaciagnela sie papierosem.