komisariat

na to samo liczyl flynn xd byl mniej problematycznym kandydatem wiec powinna wybrac wlasnie jego!
zaczal sie smiac kiedy christine uswiadomila andersona, ze nie stroila sie dla niego. - moze nastepnym razem - poklepal kolege po plecach. nie tracil entuzjazmu gdy christine teraz wskazywala jego. uznal, ze wstydzila sie przyznac przed andersonem, ze wolala jego xd - ja nie mam nic przeciwko - wcisnal sie pomiedzy nic kiedy anderson zaczal sie zabardzo przymilac do christine.

najważniejsze jedzenie dla andersona he he. mogłaby być sugar mommy, choc nie wiem czy odnalazłaby sie w tej roli!
pomarańczowe kombinezony są sexy, może christine się podobało podświadomie i teraz zabrałaby ich do swojej limuzyny żeby się obściskiwać. nawet zapach jej nie przeszkadzał! - nie zapłaciłam za niego bo już wcześniej ktoś to zrobił - rozwiała jego nadzieje/wątpliwości. peggy już go ogarnęła he he. spojrzała na niego i zmarszczyła nosek kiedy ją obejmował, faktycznie troche śmierdział. pewnie moczem xd - w takim razie? - zaśmiała się kiedy flynn wcisnął się pomiędzy - widzimy się wszyscy na raz na randce? czy może wstydzicie się iść wspolnie? - zażartowała. wolałaby się umawiać osobno, ale chciała sprawdzić do którego momentu będą się zgadzać.

i tak miała dużo kasy, z którą nie wiedziala co robić. anderson i flynn by docenili! wystarczyłoby dla obu hehe.
skoro pisałam, że marty został jak wychodzili to peggy pewnie już dawno zapłaciła, ale kazała strażnikom przetrzymać go jeszcze, żeby siedział i żałował swoich czynów xd
możliwe, że śmierdział moczem, i to nie swoim.
- no co ty, na wszystkie randki zabieram flynna - poklepał go po plecach skoro już się wcisnął i domagał uwagi. cały czas się śmiał jakby to były najśmieszniejsze żarciki. przynajmniej u nich była miła atmosfera po wyjściu z aresztu, czego nie można powiedzieć o tym co czekało marty'ego. - flynn się zmyje jak się zrobi gorąco - dodał z rechotem, ale mówił poważnie! już myślał o różnych niecnych rzeczach, które chciał robić z christine. był gotów otwarcie się przyznać, że go kręciła.

- jestesmy nierozlaczni - wyszczerzyl sie i zarzucil reke na jego ramiona. - nie badz tego taki pewny - zasmial sie. nie mial zamiaru oddawac mu christine. anderson pierwszy sie z nia calowal, wiec teraz flynn mial pierwszenstwo. - to ty bedziesz sie szybciej zbieral - rowniez planowal juz co beda robic gdy kolega ich opusci.

może oddawala kasę na biednych. ani flynn, ani anderson biedni nie byli, ups.
marty już pewnie ich żałował skoro zaraz miał poznać gniew penny! christine już planowała randkę z nimi obojgiem. kino, kolacja, minigolf, a potem całowanie. zaraz jednak wkradły się jakieś nieporozumienia - zaraz, zaraz - spoglądała na nich - czyli nie możemy zrobić tego wszyscy razem? - zażartowała jednocześnie proponując im diabelski trójkąt. myslała, że się zgodzą skoro i tak płaciła za nich w wielu sytuacjach.

anderson miał inną wizję tej randki! chociaż jeśli christine stawiała to mógł się zgodzić na wiele xd powinna im zacząć śpiewać three-way lonely island. zaśmiał się na jej propozycję, uznając to za zupełny żart.
- nie chcę się dzielić tobą z nikim - oznajmił, po czym spojrzał na przyjaciela. - mówiłem oczywiście o flynnie, którego chcę całego dla siebie - zażartował, żeby nie flirtować tak obscenicznie przy nim i żeby nie poczuł się jak piąte koło u wozu.

gorzej jakby na minigolfie zaczeli sie bawic tak dobrze, ze zapomnieliby o christine. i to ona bylaby piatym kolem u wozu.
- musze sie jakos odwdzieczyc christine, nasza randka moze sie odbyc potem - powiedzial z rozbawieniem. zrozumial to na swoj sposob i uwazal, ze on byl teraz najbardziej rozchwytywany.

nie zdziwiłabym się gdyby tak było. ale wtedy musieliby całować się sami ze sobą!
odeszła od nich i stanęła na przeciwko spoglądając na chłopców niczym na swoją własność - czyli ty chcesz mnie dla siebie - wskazała na hurda - ty chcesz mi się odwdzięczyć - wskazała na caplana - to oznacza, że możemy to zrobić wspólnie prawda? - uśmiechnęła się. nie miała czasu w kalendarzu na dwie randki! - tylko najpierw musicie się ogarnąć i wykąpać - dodała zaraz bo faktycznie śmierdzieli xd

mogliby grać w minigolfa bez całowania, to nie było obowiązkowe.
taka z nich dramka, że nikt oprócz christine nie rozumiał co tu się wyprawia. może dlatego zieloni chłopcy byli tacy radośni w życiu. przelatywało im bokiem wiele informacji, których nie ogarniali xd
- jeżeli chcę mieć cię całą dla siebie to nie możemy tego robić wspólnie z flynnem, poza tym flynna nie może być obok na te wszystkie rzeczy, które chcę z tobą zrobić - zamachał brewkami sugestywnie, bo ostatnio go rozochociła i chciał więcej. - może chcesz wpaść do mnie na wspólny prysznic? - przestał się przejmować flynnem i otwarcie podrywał christine. flynn za bardzo się wczuł w te żarciki i anderson musiał zaznaczyć swój teren.

dobrze im sie zylo w nieswiadomosci xd
- hej hej - w koncu sie mniej wiecej skapnal o co tu chodzilo. - wy - pokazal palcem na andersona i zaraz potem na christine. - nie mozecie robic razem tych rzeczy - postawil sie. - bo my - tu wskazal siebie i christine. - bedziemy je robic - myslal o christine czesciej od czasu kiedy sie calowali.

christine podświadomie się jarała, że dwóch chłopaków o nią walczy i tylko ona to kumała xd
- chłopaki - aż zaczerwieniła się i zawachlowała swoje policzki bo zrobiło się jej gorąco, nic dziwnego! takie dwa ogiery walczące o nią - czy nie możemy dojść do jakiegoś kompromisu? - zapytała zerkając na nich. pewnie ostatnio miała z tego szkolenie i chciała wypróbować czy jest mistrzem kompromisu. obstawiam że nie xd

chociaż raz postać karoli o kogoś walczy.
zmarszczył czoło słuchając flynna.
- nie - oznajmił spokojnie. - wy - zamachał na nich, powtarzajac gesty flynna - nie będziecie tego robic, bo my - wskazał na siebie i christine - już to robiliśmy - może nie do konca to, ale anderson był przekonany, że flynn nie doszedł tak daleko z christine jak on, więc i tak już ją sobie zaklepał. - kompromisu? po prostu mu powiedz z którym z nas wolisz iść pod prysznic - spojrzał na nią pewny swego.

moze dlatego mi tak wolno idzie hehe nie jestem przyzwyczajona!
- nie - pokrecil glowa slyszac jak anderson po nim powtarza przekrecajac slowa. - my tez to robilismy - wypial dumnie klate. nie wiedzial co robila z andersonem, ale nie zniechecal sie. - no wlasnie - zgodzil sie z nim chociaz raz. - powiedz mu ktorego z nas wolisz - odwrocil sie do niej. wyprostowal sie by jak najlepiej sie prezetowac

właśnie miałam pisać że nie przyzwyczajona xd
oburzyła się na ich słowa. z żadnym z nich nie robiła tego, co oni mieli na myśli. każdy miał na mysli co innego w sumie hehehe, nie dogadają się - ale z was kłamcy, ani z tobą - wskazała na jednego - ani z tobą - na drugiego - nie robiłam 'tego' - zaakcentowała słowo 'tego' - musicie postarać się bardziej jeśli chcecie brać ze mną wspólne prysznice - odparła pewnie i dumnie - na pewno bardziej niż wyglądanie i śmierdzenie niczym bezdomni - wyminęła ich i odjechała swoją limuzyną. nie pojeżdżą dziś chłopaki!

haha wyjaśniło się!
był zawiedziony, że christine ich zostawiła, ale dobrze, że przynajmniej pomogła im wyjść z aresztu. szkoda tylko, że wprowadziła zamęt w ich życiach teraz!
- co takiego robiłeś z christine?! - spojrzał na flynna, bo teraz musiał wiedzieć co oznaczało to, że oni 'to' robili i czy zaszedł do dalszej bazy niż on. trzeba było ustalić kto ma do niej prawo, tego wymagał bro code.

nie podobalo mu sie, ze tak skonczylo sie ich spotkanie z christine.
- dzentelmen nie wyjawia takich tajemnic - rowniez spojrzal na andersona. - a ty? - tez chcial wiedziec! niestety niczego sie od siebie nie dowiedzieli i co gorsze obrazili sie na siebie. pechowy dzien! dobrze, ze przynajmniej mogli spac w swoim lozku.

stala roztrzesiona i cala zaplakana przed komisariatem. probowala odpalic papierosa, ale za bardzo trzasly sie jej rece. to byl najgorszy dzien w jej zyciu. zamartwiala sie o yuri i bala sie, ze juz nigdy jej nie zobaczy.

patrick wrócił z londynu i nalegał na samotny spacer. właśnie przechadzał się paląc papierosa i rozmyślając nad losem tiffy i koleżanek. mijał komisariat gdzie zastał zapłakaną dziewczynę - nari? - podszedł do niej pośpiesznie - co się stało? - zapytał. nawet jesli mieli kwasy miedzy sobą to i tak się o nia martwił.

spojrzala na patricka i poczula ulge gdy go zobaczyla. ich nieporozumienie nie mialo teraz znaczenia. potrzebowala swojego przyjaciela. - patrick - wybuchnela placzem i wtulila sie w niego. chwile tak ryczala. - porwali mi dziecko - zalkala gdy juz byla w stanie cokolwiek powiedziec. nie dbala teraz o to jak to brzmialo. byla zbyt zrozpaczona.

zdziwił się gdy ot tak się wtuliła w niego. nie miał jednak jej tego za złe. oczywiście objął ją i pogładził po włosach - nari - powtórzył jej imię i próbował ją uspokoić - jakie dziecko? - nie skumał, że chodzi o yuri. nie połączył kropek, sam był dziś wyczerpany więc nielogicznie myślał.

podciagnela nosem. pewnie zmoczyla mu koszulke swoimi lzami. - moje dziecko - powtorzyla. - zabrali moja yuri - dalej plakala, tulac sie do niego. nie zorientowala sie, ze nazwala ja swoim dzieckiem, ale to nie koniecznie musialo znaczyc, ze sama je urodzila. duzo sie nia zajmowala wiec mogla ja traktowac jak swoje.

patrick nie załapał i dalej uznawał ją za siostrę nari, dlatego jej sekrety były bezpieczne - och - westchnął i masował ja po plecach kiedy sie tuliła i żaliła - jak to zabrali? kto? - dopytywał oczekując szczegółów. zaraz będą podejrzewać że ten sam porywacz zabrał zielone dziewczyny i yuri xd

- nie wiem kto, zabrali - odkleila sie od niego i otarla rekawem lzy. zapowietrzyla sie wiec musiala wziac kilka glebszych wdechow. - byla na spacerze i ja porwali - podciagnela nosem i objela sie ramionami. byla w takim szoku, ze nawet nie sluchala pozadnie jak to sie stalo.

patrzył na nią trochę przerażony bo jak się zapowietrzyła to myślał, że się udusi. na szczęście tak się nie stało - porwali ją? - powtórzył za nią. dla niego to wyglądało jak zmasowany atak porywaczy. może coś ich łączyło. szkoda, że za jednym stali handlarze niewinnymi dziewczynami, a za drugim crazy mary! - dzisiaj? - dopytywał, to był dla niego szok i cios jednocześnie. poczuł się jeszcze gorzej. mieszkali w niebezpiecznym mieście!

pokiwala glowa bo nie byla w stanie tego powiedziec po raz kolejny. chyba lepiej na yuri ze ja porwala mary. przynajmniej ona bawila sie w udawana rodzinke i nie chciala jej wykorzystywac seksualnie. to dopiero bylaby tragedia. - dzisiaj - potwierdzila.