plac zabaw

siedziała na huśtawce i nabijała poziom w candy crush saga. czekała na kogoś. kumpla, kumpelke, może ktoś ją wystawił. pewnie nie pierwszy raz xd

ben nigdy by jej nie wystawił! dzisiaj wyjątkowo się spóźnił i leciał teraz do niej tak szybko, że prawie się połamał po drodze, ale nie róbmy mu tego w pierwszej grze. może następnym razem!
- aimeeee! - krzyczał jeszcze z drugiego końca ulicy. - aimee, jak dobrze, że jeszcze jesteś! - zatrzymał się przed nią i pochylił się, próbując złapać oddech po tej przebieżce.

dziwie się, że jeszcze go nie połamałaś. ty nie masz litości dla swoich mordek przecież xd
aimee zawsze jak ostatnia naiwniara czekała przynajmniej pół godziny aż ktoś się pojawi. ben pewnie spóźnił się ze trzy minuty i już drżał, że jej nie będzie!
- jestem, jestem - włożyła telefon do kieszeni zwracając całą uwagę na chłopaka. dobrze wychowana! - uważaj bo się zapowietrzysz - poklepała go po ramieniu - może powinniśmy wspólnie zapisać się na siłownie, jakiś pilates, kardio żebyś miał lepszą kondycję - z aimee pewnie nie było tak źle, chodziła na spacery po lesie.

pierwsza gra musi być cywilizowana, bo potem powiecie, że jestem bezlitosna albo że mam głupie postacie (standard xd).
no co, przejął się chłopak, że jak spóźni się parę minut, to aimee stwierdzi, że nie chce się już z nim przyjaźnić i pójdzie sobie i ben nigdy jej nie odnajdzie. był gotowy w tym pośpiechu się połamać i wpaść pod samochód, byle zdążyć, to znaczy o ile nie trafiłby do szpitala, ale wtedy przynajmniej miałby dobrą wymówkę na spóźnienie. benek ciągle ciężko oddychał, ale oczy mu się zaświeciły na jej pomysł.
- tak! zapiszmy się! będziemy chodzić na te takie zajęcia gdzie wszyscy jeżdżą na stacjonarnych rowerkach i czują się jakby pokonywali góry! - wymyślił, bo dla niego każda nowa aktywność była fajna. od razu czuł się silniejszy! chociaż nadal wypluwał płuca.

bo masz głupie postacie xd bree, matt itp xd był jeszcze taki typ który zapłodnił laskę i był kumplem leo który też myślał, że ją zapłodnił. nie pamiętam już jak sie nazywa.
ten chciał wskakiwać pod samochód biegnąc do niej, a aimee w stoickim spokoju czekała na niego i klikała kolorowe cukierki na ekranie. nie znosze tej gry swoją drogą xd
- to ty będziesz jeździł na rowerku, a ja będę się rozciągać - zaproponowała - zobacz, przy pochylaniu nie mogę dostać dłońmi do palców stóp - wstała z huśtawki i pochyliła się, ale faktycznie brakowało jej kilku centymetrów żeby dostać do trampek - widzisz - potwierdziła tylko. nie wiem czemu jej na tym tak zależało. może też chciała być joginką i to był pierwszy krok do tego.

neil!!! matt nie był aż tak głupi w porównaniu do bree i neila. co nie zmienia faktu, że wyszło na to, że ben jest synem matta xd nigdy nie grałam w candy crusha.
- ale w ten sposób będziemy chodzić na różne zajęcia... osobno. - na jego twarzy wymalowała się smutna podkówka. on tu myślał, że będą zacieśniać swoje przyjacielskie więzi! obserwował ją jak tak próbowała dotknąć dłońmi do palców stóp. patrzył na nią tak jakby oglądał właśnie jakiś naukowy pokaz i analizował wszystkie procesy zachodzące w przyrodzie. - to na pewno całkowicie normalnie. ludzie nie mogą dotknąć dłońmi palcami stóp, tak samo jak nie mogą polizać swojego łokcia. - podsumował w końcu. żeby jej to udowodnić, zaczął wyciągać swój język i przyciskać łokieć do twarzy. robił to z takim przejęciem, że zupełnie nie pomyślał, że powinien pokazać jak sam się zgina i nie może dotknąć stóp. - widzisz, to niemożliwe. - uznał eksperyment za udany i usiadł w końcu na huśtawce, bo jednak trochę się zmachał (bieganiem, nie lizaniem łokcia).

neil xd dagna dobra masz po prostu talent do robienia głupich postaci, face it!
- ale będziemy mogli wspólnie przychodzić i wychodzić i pić te niesmaczne białkowe koktajle w kafejce w siłowni - plus aimee będzie mogła oglądać tych wysportowanych siłaczy, pewnie lubiła facetów z mięśniami. ale takimi normalnymi, a nie jak burneika - widziałam kiedyś na filmiku że gość polizał swój łokieć - wytknęła mu niezgodność z youtubowymi faktami - ale pomyśl, może jakbyś mogła dotykać swoich stóp to mogłabym również wiązać buty nie kucając - zaczęła rozkminiać nad tą kompletnie niepotrzebną i absurdalną rzeczą. usiadła obok bena na huśtawce.

uznaję to za komplement. dlatego teraz nawet nie starałam się robić normalnych xd
- ale to nie będzie to samo. - westchnął. nie będą mogli plotkować na temat swojego trenera albo tego co się wydarzyło podczas zajęć. potem aimee zacznie przyjaźnić się ze swojej grupy i przestanie chodzić na koktajle z benem, bo będzie wolała spędzać czas z nimi... - o, wiem, mam pomysł! zapiszę się z tobą na rozciąganie. - jego mroczne myśli zawędrowały tak daleko, że musiał "wpaść" na ten sam pomysł, na który aimee wpadła na samym początku. - co! muszę to zobaczyć. - był bardzo zawiedziony własną postawą, bo myślał, że widział już wszystkie filmiki w internecie. zastanowił się nad jej pomysłem. - to przydatne. na przykład jak jedziesz zatłoczonym autobusem i zobaczysz, że but ci się rozwiązał. - pokiwał głową. - do czego jeszcze mogłaby się przydać taka supermoc? o, do podnoszenia grosików z chodnika. - wymyślał całkiem poważnie.

chyba już nawet nie potrafisz....
- to zapisujemy się razem! - przybili sobie piąteczkę. ben taki ugodowy, tylko żeby z aimee wszystko robić. jak takie dwie małe sierotki się zachowywali. pewnie chciała tak na prawdę chodzić tylko pić te koktajle i patrzeć na fajnych chłopaków, a tak ben będzie siedział z nią i też patrzył na fajnych chłopaków, albo co gorsza słuchał o nich xd
- będę grosikowym zbieraczem, kupię sobie nawet taką szaszetę na grosiki jak panowie z bazaru mają - postanowione. juz się zastanawiała gdzie taką saszetkę może kupić. potem wstała i znów próbowała dotknąć dłońmi palców stóp, ale coś je strzyknęło w kolanie i ben musiał pomóc jej dokuśtykać do domu (którego jeszcze nie zrobiłam xdddd) NEXT! ZACZYNASZ!

Faye siedziała tutaj na huśtawce, ukrywając się przed jakimś wścibskim fotoreporterem i udawała, że jej tu wcale nie ma. czasem miała dość tego swojego nazwiska i tego, że mamusia wyszła za Cavendisha a nie za Leosia!! co za banał.

musiał uciec z domu, bo nie mógł spojrzeć w oczy tobiasowi. tak wylądował tutaj. wyszedł na spacer i po prostu mijał plac zabaw, na którym zauważył faye. uznał to za dobry przystanek.
- hej, cześć. - podszedł bliżej. - nie ma to jak huśtawki, co? - sam już usiadł na jednej.

nate w końcu trafił na kogoś miłego kto mu nie zafunduje traumy! delikatnie się przestraszyła, że to kolejny paparazzi na nią czycha, ale ujrzała przemiłego kolegę, co uznała za dobry omen. - ojej, hej hej. taaak, nie ma jak huśtawki. co tam? - zaczęła się huśtać w przód i tył. była troszeczkę dzisiaj zdenerwowana i wybita z rytmu.

póki co wszędzie na nate'a czyha trauma xd
- mój brat, tak zwany, znowu coś odwala... - westchnął ciężko, bo ciągle nie wiedział co myśleć o tobiasie... niby był jego bratem, ale jednak nie było ani jednej przesłanki ku temu, by mogli się dogadać. - ale to nieważne. co u ciebie? wyglądasz jakby coś się stało. - przyznał od razu.

faye jest kochana i mu nic nie zrobi złego!
- tobias znowu ci dokuczał? tak mi przykro - złapała go za łapkę i posłała mu ciepły uśmiech, żeby się nie przejmował biedaczek. chciała mu pomóc jakoś! była dobrą osóbką. - a u mnie dzień jak codzień, wszędzie za mną chodzą paparazzi. niby wyprowadziłam się do albans żeby mieć spokój a jakoś mi nie idzie to - wywinęła usta w podkówkę. - przytulaska? - wyciągnęła ręce w jego kierunku.

ok! kochana faye!
- można tak powiedzieć - skrzywił się na wspomnienie półnagiego brata wraz z jego towarzyszką. to nie było coś co chciał widzieć. - przytulasek - potwierdził i wyciągnął ramiona w jej kierunku i dokonali jakiegoś bardzo dziwnego przytulaska kiedy oboje siedzieli na huśtawkach. zaraz oderwali się od siebie. - co zamierzasz zrobić z paparazzi? dawałaś jakiś wywiad? - spytał praktycznie.

faye miała to po mamusi i tatusiu, na szczęście moja jedyna miła postać xd
- nic nie zamierzam, mama mówi, że to po prostu już tak będzie. ojciec też to zawsze powtarza, że arystokraci w tym kraju mają po prostu najgorzej. wszędzie za mną chodzą. najgorsze jest to, że mama powiedziała ostatnio, że przeciez powinnam się przyzwyczaić! że co to za kłopot, że moje rodzeństwo też jakoś żyje! absurd, nate absurd - pokiwała głową z dezaprobatą. - a co do twojego brata, to przykro mi, że znowu ci zrobił na złość. może się przejdziemy, co? - zaproponowała i wstała z huśtawki.

zawsze jest potrzebna jakaś xd
- niestety nie jestem arystokratą, więc nie wiem jak to jest. czy mogę coś zrobić, żeby cię wesprzeć? - westchnął ciężko. jego tatuś może i był kimś, ale wszyscy wiemy kim była jego mama... - jasne, ale gdzie chcesz iść o tej porze? wszędzie ciemno i zimno. - zauważył. on tam lubił łazić na spacery dzień czy w nocy, ale taka słodka faye powinna być chroniona przed ciemnością świata.

zawsze xd jedna wystarczy, nie lubię słodkich postaci bo potem i tak je psuje.
- może po prostu przy mnie być i mnie wspierać mentalnie, żebym czuła się lepiej. nic więcej nie będzie mi potrzebne - ścisnęła lekko jego dłoń. a potem się do niego delikatnie uśmiechnęła. - możemy tym razem przejść się do mnie. skoro u ciebie jest brat, a ja mam wolną chatę to mogę cię dzisiaj przenocować - wszystko było jej jedno. nate przecież był grzeczny, prawda?

moje wszystkie postacie okazują się strasznie głupie, więc już nawet się nie staram xd
- masz to jak w banku, faye - zapewnił ją. byl kochany! - jasne, odprowadzę cię. tylko musze napisać do mamy, że będę u ciebie nocować. - tak, był grzeczny xd zbyt grzeczny.

xdddd ja mam zawsze psychopatów i odwrotne charaktery do założonych. dlatego polecam wszystkie swoje postaci do parek, 10/10 emocje gwarantowane.
- nie no jasne, że tak. nie ma problemu. chodźmy więc! - nate napisał do mamusi, a potem poszli sobie do niej, gdzie uwaga uwaga... spali. bo nate był zbyt grzeczny a faye... faye nie chciała go wystraszyć. dobranoc!

nie musisz polecać, ja doskonale wiem<3
okej, to odprowadził ją grzecznie! dobranoc!

tiffany musiała odreagować wczorajszy dzień, więc siedziały z jo w domku na placu zabaw i po kryjomu piły piwo.
- co byś zrobiła gdyby któryś z naszych kolegów nagle wyznał ci miłość? - spytała czysto hipotetycznie.

kitrały się w domku dla dzieciaków, jak penny, bernadette i amy w big bang theory xd
siorbała sobie piwo z małej puszeczki słuchając uważnie tiffy - z naszych kolegów? - prawie się zachłysnęła - nic, potraktowałabym to jako żart przecież to nasi kumple - a ona każdego kumpla umieszczała w bezpiecznej strefie friendzone.

- no właśnie! albo że im się coś ubzdurało, bo za dużo czasu spędzamy razem, nie? - popatrzyła na nią z nadzieją. może słowa jake'a to faktycznie był żart, tylko ona go nie zrozumiała? niepotrzebnie się przejmowała!