food truck

martha go cyckami potrafiła przekupić ech.
najwyraźniej romy nie potrafiła dobrze wybrnąć z kryzysu rodzinnego. marcus miał wobec niej zacne plany. wymknie się oknem żeby spróbować tego zioła! pewnie trochę zazdrościła quinn tej frywolności, bo sama była sztywna jak pal i wstydliwa - nie możesz mi zabraniać widywania się z rodziną - mruknęła do sophie - nie chcę jeszcze wracać - jęknęła kiedy ta zaczęła zamawiać taksówkę. a potem zrobiła się cała czerwona patrząc to na marcusa, to na sophie - zaprosiłam do domu i pocałowałam! - dodała nie potrafiąc się zamknąć, a potem uciekła do kościoła się modlić o przyjęcie na oxford bo nie mogła wytrzymać tej presji!

sophie sobie po prostu wsiadła do taksówki i pojechała do domu zostawiając tu marcusa.

a on polecial do andersona podzielic sie ploteczkami!

wracał od kogoś, miał gastro fazę i czekał na swojego burgera.

quinn za to jak zwykle podróżowała z domu, bo marty urządził tam sobie nie wiem co, imprezę czy coś i ją wywalił z chaty. więc nie miała znów niczego do roboty. przechodziła obok i zauważyła andersona, to postanowiła się z nim przywitać - cześć andy - przywitała się z uśmiechem na ustach.

pewnie anderson właśnie z tej imprezy wracał xd
- cześć quinnicky - zamachał do niej. - właśnie byłem u ciebie w domu i wcale cię tam nie było - wskazał na nią. był trochę wstawiony! mogła to wyczuć po jego chuchaniu alkoholem i zabieganym wzroku.

- no nie było mnie, bo mnie marty wywalił z chaty i nie mam znów gdzie iść na noc - rozłożyła bezradnie ręce. zazwyczaj chodziła do kolegów albo podrywała kogokolwiek, żeby wykorzystać ich łózko no ale teraz jej się jakoś nie chciało tego robić - widzę, że się świetnie bawiliście - poklepała go po ramieniu.

- na pewno jakiś chłopak cię przygarnie - zarechotał. trochę nie wiedział czemu marty ją wyrzuca z chaty jak organizuje imprezy, przecież mogła się bawić z nimi! no ale może marty nie chciał, żeby się spoufalała z jego kolegami... wait, za późno. - ja potrafię wszystko zamienić w dobrą zabawę. - zapewnił ją dumnie.

- a nie możesz przygarnąć mnie ty i louis, skoro już się spotkaliśmy, co? louis na pewno nie miałby nic na przeciwko żebym się u was przespała na kanapie czy coś... - zmarszczyła brwi. wiedziała, że jak jest pijany, jest bardziej podatny na jej propozycje. marty nie chciał, żeby cokolwiek się stało najwyraźniej ale było już na to dawno za późno - wszystko? - zawachlowała śmiesznie brwiami.

- spoko, mamy dużo kanap, zapraszamy. - odpowiedział bez namysłu. nie planował powtarzać z nią poprzedniej zabawy, więc nie widział w tym nic złego. tym bardziej, że u nich wiecznie ktoś spał i czasami dopiero rano odkrywali, że mają na chacie jakiegoś dodatkowego zielonego. - wszystko! - przytaknął. - nawet czekanie na burgera. - dodał i zaczął wykonywać jakieś dzikie taneczne ruchy.

- super - ucieszyła się. ona nigdy niczego nie planowała, więc niech anderson lepiej ma się na baczności bo quinnie mogła zawędrować do jego pokoju całkiem nieświadomie! szczególnie, jakby przypadkowo pomyliła jakieś drzwi. ale możliwe, że louis by jej po prostu pilnował jako młodszej siostry swojego najlepszego kumpla. kiedy zaczął tańczyć, zaczęła tańczyć razem z nim, łapiąc go za ręce i obkręcając go wokół własnej osi.

louis strażnik cnoty wszystkich młodszych sióstr xd
- a teraz kankan! - objął ją ramieniem i zaczął wywijać nogami do góry. dobrze, że się nie przewrócili albo że nie przywalił jej butem w nos. zaraz jednak zawołali, że jego zamówienie jest gotowe, więc już leciał po swojego burgera, z którym usiadł na murku.

tak jest! xd
odtańczyli kankana i nic im nie spadło ani nie wypadło, jej cycki nikogo nie zabiły ani nic takiego, więc mamy postęp. usiadła obok niego i czekała aż zje - smacznego andy - pożyczyła mu, a sama zapaliła sobie papierosa.

- też powinnaś sobie zamówić, to najlepsze burgery w mieście. - powiedział z pełną buzią, bo był rozdarty między gastro fazą a ciągłą potrzebą gadania. swoim burgerem nie zamierzał się dzielić, musiała sobie zamówić własnego. - oprócz joe's, burger palace i craft burger. - wymieniał ulubione miejscówki.

- wiem o tym, ale nie jestem głodna andy. zanim wyszłam z domu, a właściwie mnie z niego wyrzucono, to złapałam sobie jedną pizzę, którą zamówił marty. więc jestem powiedzmy, że najedzona - zapewniła go, gasząc papierosa, bo jednak nie miała na niego ochoty - jak zjesz to mam nadzieję, że idziemy już do ciebie? - zapytała - czy planujesz jakąś imprezkę? - musiała się upewnić.

- ale to było daaawno temu - machnął ręką, bo skoro zdążył poimprezować z marty'm, zjeść pizzę i znowu zgłodnieć i się upić, to znaczy, że quinn jadła już dawno temu. - a co ty taka chętna, żeby iść do mnie? - zaśmiał się. - chyba nie masz nadziei na to, że wylądujesz w moim łóżku. - zamachał w jej stronę swoim burgerem. otwarcie żartował, ale na trzeźwo wolałby unikać tego tematu, bo uważał, że ich jednorazowa przygoda była błędem. - a co, wiesz o jakiejś dobrej imprezce? - zainteresował się. kierował się już do domu, ale kto wie co go tam zainteresuje po drodze.

- tak, mooże i dawno temu, ale co z tego. najadłam się i już - poklepała go po ramieniu - hmm, wiesz, wcześniej może i bym nie pogardziła zjawieniem się w twoim łóżku ale teraz to może niekoniecznie chociaż nie powiem, że zabawa była wówczas przednia i wyborna. nie żałuję, było super, ale na tym koniec - westchnęła teatralnie - nie, nie wiem nic o dobrej imprezce, niestety - dzisiaj chyba zamierzała się po prostu wyspać xd

- zgadzam się z przedmówczynią w stu dziesięciu procentach. - przytaknął jej i cieszył się, że rozumieją się dobrze w kwestii swojej jednorazowej przygody. dojadł burgera i poszli do niego na chatę gdzie grzecznie osobno spali.

świętowali urodziny celeste, więc tiffy była miała już w czubie i dopadła ją gastrofaza. czekała teraz na swoje fryteczki, a reszta imprezy nie wiem co robiła, może tiffy miała dołączyć do nich za chwilę.

a w kolejce po fryteczki stał z nią samuel. pewnie była promocja, że jak kupi się dwie porcje to płaci się mniej i ten dał się namówić. nie był tak pijany jak ona, ale miał napływ weny i właśnie w nowym notatniku pisał wiersz na cześć tej imprezy i celeste oczywiście! - masz pomysł czym zastąpić słowo 'dostojna'? - zapytał tiffany.

dodatkowo kazali komuś odpowiedzialnemu pilnować tiffy, żeby się nie zgubiła wracając do paczki xd jak byłam na kulturoznawstwie to też mój kolega-poeta pisał o czwartej nad ranem po imprezie wiersz xd ach ci ludzie kultury.
- hmm, bogobojna - wymyśliła, bo jej pierwszym instynktem było wymyślenie rymu. - co tam skrobiesz? - zachichotała i lekko wygięła jego notatnik, bo chciała już zajrzeć co tam pisze.

i tym odpowiedzialnym kimś był skaut samuel! kulturoznawcy he he xd
- nie rym, tylko synonim - poprawił ją nie wgapiając się w notatnik - nie podgladaj! - pacnął ją po łapkach i zaczął kartkować - miałem taki wiersz gdzie używałem takich zamienników - o - i otworzył na stronie gdzie był wiersz pod tytułem 'słodka roześmiana tiffany'. obok tytułu były narysowana mała podobizna tiffy, a samuel zajął się szukaniem odpowiedniego słowa.

właściwy człowiek na właściwym miejscu.
- moje słowo też było okej! - pisnęła i tupnęła nóżką, bo jej się wydawało, że znalazła odpowiednie słowo. nie wiem w sumie dlaczego samuel używał słowa 'dostojna' w odniesieniu do celeste czy tiffy. miał bujną wyobraźnię xd obkręciła się, żeby nie patrzeć na zeszyt do góry nogami i zaczęła czytać to co było na tej stronie, mamrocząc pod nosem, bo nie umiała czytać po cichu. - saaaam? czy to jest o mnie? - wskazała na tę stronę, chociaż imię i obrazek już powinno dać jej odpowiedź na to pytanie.

nie zauważył tytułu wierszu i tego, że tiffy do czyta bo był zajęty wyszukiwaniem tego słowa na którym mu zależało. może samuel uważał zielone dziewczyny za dostojne xd
dopiero słysząc jej pytanie spojrzał na tytuł i zrobił się czerwony jak burak. zamknął gwałtownie notatnik nie dając jej dokończyć czytać pewnie! - nie wiem - wycedził szybko, ale nie potrafił zbyt dobrze kłamać - może - poprawił się zaraz - tak, jest o tobie - skorygował się ponownie.

samuel ma jakieś dziwne postrzeganie rzeczywistości xd
aż jej włosy zawiały jak tak zatrzasnął zeszyt. zamrugała patrząc na niego jak się tak plątał w zeznaniach.
- och! to chyba... miłe? - sama nie wiedziała i przestąpiła z nogi na nogę, trochę tracąc równowagę, bo już jej świat wirował i nie była to zasługa samuela xd - ale trochę dziwne. brzmialo tak jakbym ci się podobała. - zachichotała do siebie na samą myśl. a było to zabawne i niedorzeczne, bo jak wiadomo nie mogla mu się podobać skoro wysyłała mu kiedyś sygnały, a on nic z tym nie zrobił.