wieża zegarowa

stara, dobra wieża zegarowa. czemu nie.
franek wracał ciemną nocą z kolejnego rautu, na którym omawiano ważne i ciekawe przypadki prawnicze. raut był długawy, a franek już był mocno zmęczony. wypił ze dwa kieliszki i teraz sikał pod tą wieżą zegarową because fuck de rules.

niech będzie!
myślę skąd mogli się znać skoro aimee się w nim podkochiwała niewinnie. pewnie poznali się na jakiejś imprezie! koleżanka ich sobie przedstawiła, ale aimee była cicha i niewinna bo to była jedna z jej pierwszych imprez na studiach toteż mógł jej nawet nie zapamiętać. oh well.....
aimee wracała z pracy, bo dorabiała w kawiarni. pewnie aż się zawstydziła widząc jak sika i próbowała szybko go wyminąć bo było jej głupio tam patrzeć xd

aimee była jedną z wielu które widział na imprezie, którą olał. nic specjalnego. był totalnym przeciwieństwem swojego ojca, który przynajmniej dbał o to, żeby rodzina się nie rozpadła. on uwielbiał ruchać co popadnie i być z kim popadnie. skończył sikać ale zachciało mu się palić. jedyną osobą która akurat tędy przechodziła to była ruda piękność. wytarł dłonie o płaszcz i do niej podszedł. - siema, masz ognia może? - zapytał ot tak.

no jasne, że dla niego była jedną z wielu. pewnie nawet zdawała sobie z tego sprawę, ale miała jakąś taką słabość do takich gostków i to był pewnie nie pierwszy, który jej się sekretnie podobał.
sikał i wytarł dłonie w płaszcz, fujka xd aimee była trochę zielarką, szarlatanką i dziwaczką dlatego urwała jakiś listek z krzewu i mu podała - tym zdezynfekujesz dłonie - taka to poradzi sobie w życiu xd odsunęła się odrobinę od niego i założyła kosmyk rudych włosów za ucho. pewnie była przekonana i tak że ją pamiętał - nie palę - i pewnie też nie lubiła dymu papierosowego, tylko jakieś dziwne kadzidła xd

to nie był dżentelmen blaise, on wycierał ręce gdzie chciał i w co chciał. mógł nawet w ten swój drogi płaszcz, jemu było wszystko jedno. miał pieniądze i nie musiał na nic oszczędzać. zdziwiony wziął od niej ten listek, robiąc to co ona mu kazała z nim zrobić. na to, że nie pali, wzruszył tylko ramionami. - trudno. a dlaczego w ogóle o tej porze chodzisz sama po mieście, co? bo ja to przynajmniej mam powód do tego, a ty? - zapytał z ciekawości.

dobrze, że w nią nie wytarł rąk xd
jaki z niego cham na pierwszy rzut oka. zupełnie nie jak ziomale blejs! może miał piękniejsze wnętrze. chyba o tym w karcie pisałaś (tak, czytałam!).
zdziwiła się tym przesłuchaniem bo niby co, szlajać się nie mogła? jej wujkowie (matt i cody!) mówili, że w st. albans dozwolone jest wszystko - a muszę mieć powód? - spacery nie były zabronione - właściwie to wracam z pracy - o stamtąd - wskazała na jakiś kawiarniany neon.

aż takim chamem nie jest!
wow czytałaś jego kartę, wow jestem w szoku!!1 blejs to blejs, miał też swoje za uszami ale maddie kochał przeokrutnie. tylko nie do końca wiedział, że na tym świecie jeszcze istniał franek. o wujkach też czytałam! spojrzał na neon - aha, no tak, lubię tam czasem chodzić. dzięki za tą dziwną roślinkę, czy coś. a tak w ogóle, francois jestem - przedstawił się kłaniając się w pas, bo czasem lubił się również powygłupiać. - ja wracam z rautu prawniczego - dodał szybko. - mogę cię odprowadzić do domu? - zapytał.

no jasne, że czytałam. mogę nie kojarzyć ralfiego, ale karty czytam xd
- przychodzisz tam czasami? - uśmiechnęła się. była zatem szansa, że go tam spotka! - polecam zatem następnym razem kawę na toniku - zaproponowała, pewnie to jakaś nowość którą sama wymyśliła! - nie ma sprawy - znała się na roślinkach to polecała też - aimee - trochę jej mina zrzedła bo myślała, że ją pamiętał, ale jednak nie była taka charakterystyczna pomimo rudych włosów - właściwie to poznaliśmy się - wyjaśniła szybko - na imprezie u nancy - próbowała rozjaśnić - to bardzo miło, mieszkasz może w kierunków akademików? - wskazała palcem, bo ona mieszkała tam właśnie.

xdd jaka wybiórczość. jeszcze mi potem będziesz wypominać wszystko z kart!
- jasne, że tak. jak następnym razem będę tam w kawiarni, spróbuję tego co mi proponujesz - pokiwał mądrze głową. jak tylko usłyszał, że się już znają, to zgłupiał. naprawdę jej nie kojarzył. nic a nic. była jedną z wielu, która do niego podchodziła, jakaś koleżanka ją przedstawiła, nic szczególnego. mała, miła, cicha dziewczynka. nie, żeby czasem nie lubił takiej zdeprawować w łóżku, no ale to coś innego. spojrzał w kierunku, który wskazywała. - wiesz co, tak. akurat idziemy w jedną stronę. sory, że cię nie pamiętam, mam sporo na głowie. ale teraz już będę pamiętał. dasz mi może swój numer, to umówimy się na kawę, pogadamy jak ludzie a nie tak po ciemku? - zaproponował.

no jasne!
ciekawe czy miał trochę francuski akcent..... jeśli miał to tym bardziej się podobał aimee. biedny przyjaciel aimee ben, który się w niej podkochiwał.... musimy zagrać we trójkę kiedyś he he.
ona też się wydawała cicha i spokojna, nie rzucająca się w oczy, a wcale tak nie było bo wyjątkową dziwaczką była - okej, to chodźmy - pewnie ją odprowadził, pogawędzili i dała mu swój numer, ale tej samej nocy utopiła telefon w kibelku więc się do niej nie dodzwoni he he ;x

szkicował sobie tą wieżę zegarową z papieroskiem w buzi.

faye dzisiaj miała dzień wolny. nie musiała się nigdzie zjawiać, nic robić ani nikomu pozować. szła sobie spacerkiem, nigdzie się nie spiesząc. nie zauważyła patricka za pierwszym razem, tylko dlatego, że intensywnie obserwowała jednego ptaka i zderzyła się z jakimś panem! i ojojoj, faye wpadła w tarapaty.

musiałam sobie odświeżyć jakie mieli relki xd
patrick jak duch sobie stał i szkicował. dobrze, że to nie na niego wpadła. omsknąłby się mu ołówek i byłby niezadowolony wtedy.
zwrócił jednak uwagę na tą całą akcję i zderzenie z jakimś innym gościem, który niestety nie był zbyt zadowolony. patrick w jakimś dziwnym odruchu chwycił faye i zapytał - zgubiłaś się? - pewnie to wybiło tego niezadowolonego faceta z rytmu i zamiast nakrzyczeć na dziewczynę to poszedł sobie dalej.

ja też xddd
ona sama nie wiedziała co się przed chwilą stało. była zdezorientowana, widocznie przemęczenie całą sytuacją związaną z jej rodziną dawało o sobie znać. zanim się obejrzała, patrick już jej pomagał. podziękowała mu z uśmiechem i zamrugała kilka razy, żeby ogarnąć co się dzieje z nią. - ojejku, zapatrzyłam się i po prostu... och. dziękuję ci za pomoc, naprawdę, jeszcze raz dziękuję - ścisnęła delikatnie jego dłoń. była taka urocza i nieporadna.

biedna faye. patrick na szczęście nie był aż tak zdezorientowany i był w stanie ją ogarnąć trochę. przynajmniej na tyle żeby ktoś obcy się na nią nie wydzierał.
- spoko - mruknął nie czując się w obowiązku żeby robić cokolwiek innego, ale faye dalej ściskała nerwowo jego dłoń co zdążył zauważyć i nawet trochę dziwnie się poczuć w związku z tym - eee, wszystko w porządku? - może miała jakiś atak czy coś xd

biedny patrick, będzie ją ogarniał do końca swojego życia. roześmiała się i nieporadnie odsunęła swoją dłoń. nie zorientowała się wcale, że nadal ją ściska, musiała być w jakimś transie. - ojej, przepraszam nie chciałam trzymać twojej dłoni aż tak długo. głupio wyszło. to może ja już sobie pójdę... nie będę ci przeszkadzać, cokolwiek tutaj robiłeś - rozejrzała się dookoła. co mógł tu robić? bo ona miała przynajmniej jakiś cel. dom, herbatka i gorąca kąpiel.

patrick iał młodsze rodzeństwo, młodsze siostry/siostrę (nie pamiętam xd). potrafił ogarniać dziewczyny zatem - w porzadku, ważne że już nie trzymasz, inaczej byłoby jeszcze dziwniej - zaśmiał się krótko - nic ważnego - nie chciał opowiadać o swoim szkicowaniu. widząc jej nieporadną minę zaproponował - z drugiej strony wieży jest spokojniej, możesz masz ochotę? - wyjął z kurtki piersiówkę, bezpośredni xd ale może to ukoi nerwy faye, tak sobie pomyślał.

jej brat był od niej starszy od dwa lata, a siostra o trzy, ona była uważana za dzieciaczka w rodzinie. wymagała wiecznej uwagi rodziców albo rodzeństwa, które musiało pilnować, żeby faye nigdzie nie wywędrowała przypadkiem albo nie dała się wciągnąć w jakieś głupie historie. spojrzała miejsce, które wskazywał. przygryzła niewinnie wargę - okej... nie wiem czy mogę ale spróbuję, to chyba mi nic nie zaszkodzi, prawda? - zapytała, idąc za nim jak owieczka na rzeź tam gdzie mieli iść. najpierw napił się on, a potem... potem faye wzięła łyka. - jeeejku, mocne. co to? bimber? - zapytała krzywiąc się. niezbyt się znała na alkoholach, które nie były drogimi szampanami.

czyli byli zupełnie inni. ona była ogarniana przez rodzeństwo, a on wiecznie je ogarniał xd
w sumie faye nie miała instynktu samozachowawczego skoro o prostu poszła za patrickiem...... mógł bóg wie co tam zrobic, ech. na szczęscie on nie z tych.
- alkohol nie szkodzi, w dużych ilościach - opowiedział podsuwając jej piersiówkę pod nos. zaśmiał sie widząc jej skrzywioną minę - bimber jest okropny - zaśmiał się - to whisky - czyste, bez lodu, bez rozcieńczenia. patrick nawet lubił.

dwa różne światy. nie wiem po kim ona ma to, że jest taka rozciapana i słodka, może po leosiu! bo pan cavendish wychowywał ją na odważną, dzielną i samodzielną dziewczynę a mu wyszło co wyszło. jej rodzeństwo było kompletnie od niej inne. że też jej ojciec się nie skumał, że nie jest jego córką. tylko nina o tym wiedziała, no i oczywiście sama zainteresowana, bo się kiedyś jej przypadkiem wygadała. jak tylko patrick się napił, zachciało się jej pić więcej. - mogę jeszcze? chyba mi to zasmakuje - pociągnęła sporego łyka. była dwa razy od niego mniejsza (bo sprawdziłam ile jest między nimi różnicy wzrostu xd), to zapewne miała słabiutką głowę. za chwilę będzie mu się tu chichrać!

na pewno po leosiu xd
może pan cavendish nie był tak domyślny jakby się wydawało, nie ważne xd na razie....
na prawdę sprawdziłaś? to nawet słodkie xd nie sprawdzałam w sumie wzrostu pattyego, jest wielkoludem?
- no jasne, ze mozesz - podał jej znowu piersiówkę - jeśli zasmakuje ci whisky to otwiera sie przed tobą całkiem nowy świat alkoholi. zrobił mniej więcej coś takiego:

totalna córeczka leosia xd
podpowiem ci - zawsze sprawdzam różnicę wzrostu między postaciami xd tak dla własnej perspektywy, żebym wiedziała np czy zadziera głowę do góry żeby na niego popatrzeć czy nie. a ona troszeczkę musiała. miała zaledwie 1,65, a on 1,81. opiekował się krasnoludkiem, ale za to jakim uroczym! przyssała się do tej piersiówki. - wybacz, ale właśnie odkryłam najlepszy alkohol pod słońcem. a właśnie, czy ja ci się w ogóle przedstawiałam? zapomniałam, nie? faye - uśmiechnęła się miło i poprawiła włosy.

nigdy o tym nie pomyslałam. żyłam w jakieś abstrakcji do tej pory zatem xddddddd
- cześć faye, wielbicielko whisky - zabrał jej zaraz tą piersiówkę bo sam też chciał jeszcze choć dwa łyki wziąć - jestem patrick i też lubię whisky choć chyba nie tak bardzo jak ty - zaśmiał się obserwując jak szybko piła. zaraz mu tutaj padnie - na prawde nigdy nie piłaś whisky? - zapytał, wyglądało na to że wychowała się pod kamieniem xd

xdddddd no wiesz, ja mam jakiegoś pierdolca na ten temat, a poza tym to ciekawe zawsze się dowiedzieć, że twoje postaci np to wielkoludy a moje to takie maluszki.
- miło mi ciebie poznać patricku - uśmiechnęła się szeroko i oddała mu tą flaszeczkę bo chciał się napić, a wypiła mu prawie że wszystko. nieznacznie się zachwiała, ale dała radę, przytrzymała się jego ramienia. - ojej, wybacz, znowu cię trzymam. nie wiem co ja mam z tym obłapianiem nieznajomych... znaczy już teraz znajomych! - poprawiła się od razu. - od kiedy pamiętam tylko eleganckie szampany i drogie drinki, nie znam smaku ani prawdziwej wódki ani whiskey ani innych alkoholi - rozłożyła bezradnie dłonie. - hmmm, a mamy tego więcej może? - przygryzła wargę. chyba miała ochotę się dzisiaj upić!